Szepty i Cienie cz.2

1 0 0
                                    

Daryl naprawdę się starał, ale niektóre rzeczy na tym świecie były silniejsze od niego. Wytrzymał całe cztery dni od odebrania dyplomu, więc to i tak dobrze w jego przypadku. Jak zwykle, miał opracowaną całą strategię. Czekał do wieczora, aż jego bracia pójdą spać. Był bardzo dobry z medytacji, więc słyszał każdy dźwięk w domu. Renzo, w pokoju obok niego, jeszcze chwilę robił strzały do łuku, a gdy i jego łóżko skrzypnęło, Daryl spojrzał w swój szary sufit. Słyszał z góry miękkie odgłosy kroków swojej matki. Gdy zapadła kompletna cisza odczekał jeszcze kwadrans. W końcu odsunął kołdrę ze swojego ciała i podniósł się z łóżka. Znał każdy centymetr swojego pokoju. Wiedział jak wstać z łóżka aby nie skrzypiało i na jaką szerokość otworzyć drzwi szafy, aby zawias nie obudził Jina, który tak jak on miał dobry słuch. Daryl wyciągnął z dołu szafy kupkę ubrań i założył je na siebie. Zapiął sprzączki krótkich butów z miękką podeszwą i zawiązał na żebrach sznurki swojej kamizelki z grubszego materiału. Trzymał w jej kieszonkach drobne na ciastko o poranku i wytrychy do otwierania zamków. Nosił też w kieszeni scyzoryk, który został mu po ojcu. Swoje długie włosy związał rzemieniem, a czarną chustkę luźno pod szyją. Zerknął na drzwi upewniając się, że wszyscy dalej śpią, po czym podszedł do okna.

Jako jedyne w domu, jego okno nie miało metalowej klamki, aby je otworzyć. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie kiedy Jin ją wykręcał, po czym spod poduszki obok wyciągnął taką, którą dorobił sam. Bardzo powoli otworzył okno i usiadł na parapecie. Był na pierwszym piętrze, a pod sobą miał trawę, która rosła wokół domu oraz kawałek dalej pompę wodną. Opuścił się więc powoli w dół trzymając parapetu, po czym miękko zeskoczył na ziemię. Niczym kot ugiął się w kolanach i swoimi szarymi oczami omiótł okolicę. Była jednak noc i wokół panowała kompletna cisza. Zerknął jeszcze raz na nieco uchylone okno, po czym nie myśląc wiele bezszelestnie przeszedł na tył domu. Było tutaj wyłożone płaskimi kamieniami patio, gdzie stały donice z roślinami. Po lewej stała szopa wyłożona po brzegi drewnem do palenia. Po prawej znów był sad i ich grządki. Stary kurnik oraz klatki na króliki, czekały aż nadejdą lepsze czasy. Daryl podążył do furtki, która była na drugim końcu ich ogrodu. Była niska, więc bez problemu ją przeskoczył i gdy był już wystarczająco daleko od domu pobiegł dalej.

Jego twarz od razu rozjaśnił uśmiech. Zimny wiatr smagał mu twarz, a on korzystał z ostatnich dni bez śniegu. Szybko zrobiło mu się ciepło i gdy dobiegł do murów Teneth zdążył się już nieco spocić. Zza stajni, obok bramy zachodniej do miasta, obserwował strażników miejskich w drewnianej stróżówce. Wiedział, że za chwilę będzie zmiana warty. Czekał więc słuchając cichego parskania koni obok, po czym dostrzegł jak strażnicy odchodzą w kierunku koszar. Nie czekając na nową zmianę, ruszył za nimi i szybko przemknął przez bramę do miasta. Jeszcze szczęśliwszy wspiął się na pierwszy budynek, łapiąc się po kolei odstające elementy ściany, albo parapetów. Gdy już znalazł się na dachu czuł jak rozpiera go szczęście i energia. To było miejsce, w którym czuł się najlepiej na świecie.

Biegł przed siebie przeskakując z dachu na dach i miał ochotę krzyczeć ze szczęścia. Znał to miasto na pamięć. Od lat wymykał się z domu, aby spędzać tutaj samotnie noce. Mama oczywiście dostawała białej gorączki i była wściekła jak kilka razy straż miejska przyprowadzała go do domu. Jin z tego też powodu wyciągnął mu klamkę z okna, a mama pilnowała wieczorami, czy jest w swoim pokoju. On jednak nie miał zamiaru rezygnować ze swojego ulubionego zajęcia. Nie biegał od wielu dni więc poszedł odwiedzić znajome miejsca. Wspiął się na budynek poczty zobaczyć ile nowych gołębi przybyło. Potem dalej do biedniejszej dzielnicy, gdzie z jednej piwnicy rozbrzmiewała cicho muzyka z nielegalnej pijalni. Daryl dziwił się, że nikt jeszcze nie zamknął tej speluny. Stamtąd udał się na wieżę zegarową, aby poćwiczyć otwieranie zamka wytrychami. Gdy już znalazł się na szczycie i oparł się o ścianę, sięgnął do kieszeni spodni po papierośnicę. Mama nie ucieszyłaby się z tego, gdyby wiedziała, że to robi. Ale tutaj był całkiem sam. Czyli tak jak lubił najbardziej.

Poza zasięgiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz