Dziesięć lat później...
Było południe, kiedy słońce rzucało gorące promienie na piaskowe budynki w jednym z miast na Wschodzie. Drogi były puste, gdy ludzie umknęli do swoich niskich domków czekając, aż słońce nie będzie aż tak ostre. W centrum miasta był nieco większy budynek. Cały biały ze złotą kopułą, która łapiąc promienie, sprawiała wrażenie jakby płonęła. Do budynku prowadziła jedna szeroka droga. Jako jedyna była pokryta kamieniem i ciągnęła się, aż do gajów oliwnych, które rosły na obrzeżach miasteczka. Drogą biegł i co chwilę potykał się samotny mężczyzna.
Jego twarz spalona była słońcem, a na sobie miał tylko czarne spodnie i przeciętą w kilku miejscach szarą koszulę. Na plecach była pokryta krwią, a z przodu potem, który spływał z twarzy mężczyzny. W końcu dobiegł do głównego budynku, gdzie z drewnianej stróżówki wyszedł strażnik. Miał przypasaną szeroką maczetę i czerwony turban na głowie, który chronił przed słońcem. Strażnik zmierzył wzrokiem mężczyznę, który wysapał na skraju wycieńczenia:
-Otwieraj, muszę się widzieć z Naczelnikiem.
-Wynoś się, zanim mój miecz dokończy to co zaczął ktoś inny. – odparł lodowato strażnik.
-Otwórz te drzwi w tej chwili, albo będziesz pierwszym, którego Naczelnik udusi po tym jak się dowie, kogo zatrzymałeś! – powiedział głośniej mężczyzna.
Strażnik jednak tylko splótł ramiona na piersi, którą chronił skórzany napierśnik i beznamiętnie obserwował mężczyznę. Jednakże, na balkon budynku wyszedł inny mężczyzna i spojrzał w dół, ciekawy co to za zamieszkanie. Był to Naczelnik w tym mieście. Dostrzegł przybysza i zapytał zaskoczony:
-Ali? Ty żyjesz?
-Panie... - mężczyzna nazwany Ali westchnął z ulgi i dodał: - ...niosę ważne wieści.
-Wpuścić go. – zarządził od razu Naczelnik machając ręką do strażnika.
Ten nie do końca zadowolony otworzył drzwi do budynku i Ali wszedł do środka sapiąc z wycieńczenia. Naczelnik zszedł po marmurowych schodach na dół i podszedł do niego szybko pytając:
-Co się stało? Gdzie moje pieniądze i gdzie byłeś tyle czasu?
-Panie... proszę. Ledwo stoję na nogach.
Zniecierpliwiony Naczelnik kiwnął ręką na dwóch innych strażników, którzy byli w holu i Ci złapali Aliego pod pachy. Pomogli mu wejść na górę i przez równie marmurowy korytarz jak schody i hol, zaprowadzili go do jednego z pomieszczeń. Całe wnętrze było bogato zdobione. Na ścianach wisiały obrazy w złotych ramach, z sufitu zwisały złote żyrandole ze zgaszonymi świecami. Na środku stało też misternie rzeźbione, drewniane biurko, na którym leżały papiery. Ali usiadł na krześle naprzeciwko biurka i Naczelnik nalał mu wina do kielicha. Kiedy tamten w końcu wziął kilka łyków, zapytał zniecierpliwiony:
-Co się stało?
-Panie... dojechałem już prawie do portalu z Północą, ale zaatakowali nas. Jakiś kartel ze Wschodu.
Naczelnik drgnął zaskoczony i powiedział do niego:
-Miałeś asystę trzydziestu ludzi...
-Było ich około dwudziestu. Jeden z nich, sam zabił prawie dziesięć osób. Tygrys... Nie oszczędzał nikogo. – Naczelnik zmarszczył brwi słuchając tej opowieści. - Nie mieliśmy szans.
-A złoto? Co się stało dalej? – wypytywał Naczelnik.
-Zabrali mnie oraz złoto ze sobą. – Ali pokręcił głową i dodał: - Nie wiem gdzie. Miałem worek na głowie.
CZYTASZ
Poza zasięgiem
FantasyPrzed rozpoczęciem przeczytaj opis! Jest to luźno napisane opowiadanie o relacjach między ludźmi. Gdzieś w tle rozwija się historia, w którą będą zaangażowani bohaterowie. Akcja opowiadania rozgrywa się w stworzonym przeze mnie świecie. W opowiadani...