Pov James
Wpadłem do mieszkania cały przemoczony, cholera jasna nie chcę znów umierać na katar i podwyższoną temperaturę a czułem się wcześniej nie najlepiej. Co z tego, że to może być tylko 37 stopni ja już się czuję jakbym był jedną nogą na tamtym świecie. Szklanki z wodą nikt Ci nie podoba bo po co, Sherlock byś się na coś przydał i ruszył do mnie te seksowne cztery litery i zająłbyś się mną. Holmes w fartuchu krzątający się po kuchni i wokół mojego lóżka a czasem również pod kołdrą, rozmarzyłem się a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Twoja królowa jest cała przemoczona i zziębnięta jak na zawołanie jeszcze kichnąłem. Tak, to już mój czas, idę pisać testament. Odwiesiłem płaszcz na haczyk a gdy zdejmowałem buty po prostu wylała się z nich woda. Moje włoskie skórzane buty! Żeby was się tylko udało uratować, za dobrze mi się w nich chodzi. Spojrzałem jeszcze na siebie w lustrze i musze przyznać jedno... Nawet wyglądając jak zmokła kura wyglądam bosko! Z tym jakże trafnym określeniem udałem się do sypialni po suche ubrania. Na szczęście nic podejrzanego już nie widziałem aby kręciło się po moich czterech ścianach. Do tej pory nie wiem co to mogło być, może ta pizza była nieświeża. Wyciągnąłem z szafy wygodniejsze rzeczy i udałem się do łazienki pod gorący prysznic, znów zacząłem kichać. Cholera jasna, niech cię szlag angielska pogodo! Będę musiał popatrzeć na jakieś ciepłe kraje. Może Karaiby, zawsze chciałem zobaczyć Kubę, ale jakoś mi zawsze nie podrodze o albo Bahamy i stolicę Nassau w końcu roiło się tam kiedyś od piratów. Uśmiechnąłem się sam do siebie w końcu mój kochany Sherlie chciał kiedyś zostać piratem. Myśli, że jego mały sekret nie wyszedł na światło dzienne, no cóż jest w wielkim błędzie. Ja wiem o nim wszystko, moja mała obsesja, moja kicia. Wysłałbym mu pocztówkę ze swoją podobizną jak piję drinka z palemką, może by postawił ją sobie na kominku obok swojej czaszeczki. Jak ona się nazywała? A no tak Billy. Nie podoba mi się to imię, strasznie go nie lubię. Skrzywiłem się jakbym jadł cytrynę. Sprawiłem sobie nowe lustro w łazience bo tamto nieszczęśliwym trafem stłukłem. Niby teraz 7 lat nieszczęścia, ale mnie to nie dotyczy. W końcu to ja tutaj rządzę i rozdaję wszystkie karty. Zacząłem się w nim przeglądać, naprawdę wyglądam coraz gorzej. Moje oczy robiły się podpuchnięte, wytknąłem język aby go obejrzeć wiedziałem, że tak robią lekarze, ale nic ciekawego tam nie zobaczyłem. Rozebrałem się i przemoczone ciuchy walnąłem w kąt. Zamknęłam się w kabinie i nastawiłem radio a zaraz po tym na moje plecy uderzyła gorąca woda. Rozkoszowałem się tym przyjemnym ciepłem i zacząłem śpiewać piosenkę razem z gościem z radia oczywiście z lekką modyfikacją.
- I will be popular, I will be popular, I'm gonna get there popular. My body wants you Sherlock! My body wants you Sherlock! – Zacząłem z tymi słowami na ustach nakładać szampon na włosy pogwizdując. Zaczynała się kolejna zwrotka. - Spread the news I'm gonna take the wight. For the spotlight, day and night I can take this to the number one. Be someone, before you're gone! – Oczywiście, że podejmuję się wyzwania, jeszcze Londyn usłyszy u James'ie Moriarty'im! Muszę tylko wymyślić coś godnego wartego uwagi Holmesa już za długo miał spokój. Jeszcze się rozleniwił i co wtedy. Z kim ja się będę bawił. Muszę powrócić do jego życia w efektownym stylu, nie mogę zawieść jego oczekiwań. Przed oczami stanęła mi scena z dachu szpitala. Ta jego przerażona mina gdy strzeliłem sobie w usta... ślepakiem. Całą siłą woli próbowałem się nie zaśmiać tamtego dnia. Tak chciałem wstać i krzyknąć „niespodzianka kochanie! A teraz całuj swoją królewnę!" Pod włosami miałem ukryte małe woreczki ze sztuczną krwią, które po silnym uderzeniu moją głową o dach pękły a substancja się wylała. Moja ciekawość i tak mnie zżerała, ustawiłem się tak żeby chociaż widzieć czy skoczył czy nie. Jak sobie przypomnę jak skoczył, aż się wtedy w szoku podniosłem i pomyślałem „no debil, zabił się", lecz po chwili zdałem sobie sprawę, że on też od tak by nie popełnij samobójstwa. Myślę, że nie jest totalnym ignorantem i zauważył, że nawet lufę od pistoletu miałem włożoną do ust pod złym kątem, więc nawet jakbym sobie strzelił to przeżyłbym, ale potrzebowałbym szybkiej hospitalizacji. – Cholera jasna! – Wrzasnąłem i zostałem wyrwany ze swoich przemyśleń. – Co za głąb pozwolił aby teraz poleciała lodowata woda?! – Krzyknąłem w kabinie i pośpiesznie wyłączyłem wodę po czym kichnąłem. Policzyłem do trzech, odsunąłem się na tyle na ile mogłem i jeszcze raz włączyłem wodę. Dłonią sprawdziłem czy sytuacja została opanowana. Po chwili zaczęła znów lecieć gorąca woda a ja zmyłem szampon i pozostałe mydliny z ciała. Wyłączyłem radio, zakręciłem prysznic i wyszedłem z kabiny wycierając się swoim ukochanym puchatym ręcznikiem. Całe pomieszczenie było zaparowane, ale no niech sobie to lustro będzie jak jest. Odwróciłem się do niego plecami na wszelki wypadek, jeszcze znów mi się to dziecko pojawi a mi się nie chce kupować nowego lustra. Założyłem wygodne czarne dresy i z ręcznikiem przewieszonym przez ramię udałem się do kuchni aby zrobić sobie coś ciepłego do picia. No leci mi z nosa jak z wodospadu Niagara. Hmm a gdyby tak zepchnąć starszego Holmesa z takiego wodospadu, ale by było widowisko, musiałbym to kręcić online na YouTube. Przy okazji ja bym miał w końcu spokój bo nikt by mi po piętach nie deptał. Jak ja go nie lubię, jest taki sztywny jakby miał kołek w dupie, albo wibrator jumbo ze złotą końcówką. Zaśmiałem się na to ostanie porównanie, takie rarytasy bym zostawił dla mojego Sherlocka. Wszystko co najlepsze dla niego. Leżałby przywiązany do mojego łóżka z wypiętym tyłkiem a ja bym korzystał kiedy bym miał ochotę a później wkładał w niego zatyczkę aby wszystko zostało na swoim miejscu i nie ubrudził pościeli. Byłby mnie cały pełen. Oparłem się o blat i odpaliłem papierosa czekając jak woda się zagotuje. Nie lubiłem palić w mieszaniu, ale nic mnie nie zmusi aby wyjść jeszcze raz na ta ulewę. Zacząłem się krztusić, no tak boli mnie całe gardło. Pierdolę i tak go wypalę, nawet jakbym miał wypluć własne migdałki... a no tak już ich nie mam. Może też bym się przerzucił na plastry? W końcu palenie już jest passé, ale zbyt lubię smak tytoniu, więc sorry płuca, rak będzie dalej karmiony i zaciągnąłem się papierosem. Oczy zaszły mi łzami gdy próbowałem nie prychać na cały dom. Woda się w końcu zagotowała a ja zalałem sobie herbatę i odgasiłem moje Marlboro. Skierowałem się do sypialni, herbatę postawiłem na stoliku nocnym obok pistoletu a sam wpakowałem się pod kołdrę. Wyłączyłem telefon aby nikt mi się nie ważył przeszkodzić w umieraniu i uwaliłem się na poduszkach. Jak mi miękko i dobrze, nigdzie się teraz stąd nie ruszam. Jedynie mógłby z łóżka ściągnąć mnie Holmes. Patrzyłem się w sufit rozkoszując się ciszą wokół mnie. Zacząłem kasłać i mimowolnie drżeć na całym ciele. Chyba mam gorączkę. Znów musiałem poczłapać do kuchni po jakieś leki i termometr. Wyjąłem ulotkę od Pyralginum i przeczytałem o dawkowaniu. Bla, bla, bla a jebać. Łyknąłem od razu 6 może będę miał jakieś ciekawe wizje. Nabrałem jeszcze kilka innych pastylek i wróciłem do łóżka z termometrem pod pachą. Ja umieram, to moje ostatnie godziny. Zacząłem mocniej kasłać i zakopałem się pod sam nos pod kołdrą. Odpłynąłem na jakieś 20 minut bo trąbienie jakiegoś barana wybudziło mnie z letargu. Zmemłałem w ustach przekleństwo i wypuściłem głośno powietrze marszcząc brwi. Zapomniałem o termometrze i jak wyciągnąłem go i odczytałem wynik zrobiło mi się słabo. – Ja umieram! 37,2 muszę napisać list pożegnalny a ja jeszcze nie wykupiłem kwatery na cmentarzu. – Teatralnie opadłem na poduszki trzymając rękę na czole. – Sherlieee! – Przeciągnąłem jego imię zdrobniale. – Zrób mi loda tuż przed śmiercią! Tylko takiego z połykiem i głębokim gardłem. Tak ujadasz jak dedukujesz, że bym Ci zamknął te usta swoim fiutem. Tam byś sobie mielił jęzorem do woli, chociaż etykieta mówi, że przy jedzeniu się nie mlaszcze, ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. – Odpowiedziała mi cisza, jęknąłem gardłowo obracając na się na prawy bok. Herbata zapomniałem o niej. Podniosłem się ledwo i złapałem kubek po czym opróżniłem jednym długim łykiem i odstawiłem z powrotem na miejsce. Spojrzałem na szafkę, była lekko uchylona to dziwne byłem przekonany, że ją zamknąłem. Otworzyłem drzwiczki a na podłogę wysypały się akta Sherlocka. – Jak to możliwe? – Wyszeptałem naprawdę zdziwiony. – One były zupełnie w innym miejscu. – Pochyliłem się z łóżka tak, że tułów był tuż nad ziemia gdy zbierałem papiery i zdjęcia a nogi cały czas pod kołdrą w bezpiecznym miejscu. Zebrałem wszystkie papiery i usadowiłem się lepiej na łóżku. Poduszki podniosłem wyżej i oparłem się o nie. Co my tutaj mamy. Zdjęcia, wręcz pełno zdjęć zrobionych przez moich ludzi, zapisy rozmów telefonicznych czy tekstowych. Mycroft musi poprawić swoje rządowe zabezpieczenia bo w końcu włamię się nawet do samej Królowej. Myśli, że jest taki mądry i sprytny a wcale nie jest, no może troszkę jest, ale ja jestem sprytniejszy. Było tutaj wszystko co o nim wiem, fakt miałem to wszystko w głowię, ale lubiłem sobie poczytać. Nie przypuszczałem jak zaczynałem się interesować tym mężczyzną, że przerodzi się w to taką obsesję, ale pragnąłem go jak cholera. Nie interesowały mnie wcześniej kobiety a tym bardziej mężczyźni. Spotykałem się jedynie po to aby oczyścić swój umysł i spuścić niepotrzebne ciśnienie. Te niektóre kurwy były wręcz śmieszne jak chciały abym z nimi został. Żadna nie zasługiwała na więcej niż ta chwila przyjemności z mojej strony. Nie mogę powiedzieć, żebym był nieczułym kochankiem, no może nieraz mi się zdarza puścić swoje hamulce. Od kiedy upozorowałem swoją śmierć, przerzuciłem się na mężczyzn. Oczywiście nie z dnia na dzień, ale musiało to chwilę potrwać. Gdy ujrzałem tego młodego mężczyznę w Belgii, te jego kręcone ciemne włosy, niebiesko – stalowe oczy, szczupłą sylwetkę w garniturze. Pierwsze co wtedy pomyślałem to Sherlock Holmes, ale to nie był on, to mój mózg chciał w to wierzyć, że to właśnie on. Tamtej nocy zatraciłem się a on nie miał nic przeciwko, że nazywałem go Sherlie'm. Nad ranem już mnie nie było a ja wpadłem w furię, że uległem jakiemuś obcemu facetowi, który był tylko łudząco podobny do Sherlocka. Kichnąłem na dokumenty dobrze, że za bardzo ich nie pobrudziłem. Na czym to ja skończyłem, ah tak. Wtedy był jeszcze ze mną Moran, ale po tamtym incydencie wysłałem go do Rosji a konkretnie do Sankt Petersburga na pewną małą misję i tak ślad po nim zaginął. Przewróciłem oczami no nie moja wina, że tak mi podpadł, że wysłałem go na wschód a tam najprawdopodobniej trafił na Kamczatkę dzięki Mikołajowi a po rosyjsku Nikolai. Gdybym mógł się teraz napić to bym wzniósł toast za niego i jego doskonały pomysł. Ostrzegałem Sebastiana, że jak będzie za bardzo szczekał to skończy się to bardzo źle. Dwa razy pogroziłem mu palcem, ale jak za trzecim zrobił mi awanturę, że pieprzę jakiś facetów kiedy on jest obok to go wyśmiałem. Mój pieseczek był o mnie zazdrosny, no cóż daleko było mu do Holmesa. Wystarczyło mu tylko raz popuścić smycz i zdjąć kaganiec a był gorszy niż chihuahua, więc został zneutralizowany. W ogóle ciekawe czy on jeszcze żyje, łagry są bardzo, ale to bardzo złe. Uwielbiam wspominać takie miłe rzeczy a humor od razu mi się poprawił mimo choroby. Przeciągnąłem się jak dorodny kocur na łóżku. Dokumenty złożyłem na stoliku a sam wygrzebałem się i poszedłem do kuchni. Herbaty, więcej herbaty... Herbata! Chyba moja gorączka wzrosła, czuję się jeszcze gorzej. Kichałem i smarkałem się gorzej niż jak byłem dzieciakiem. Włączyłem czajnik i wyciągnąłem drugi kubek już miałem dodawać cukier gdy usłyszałem, że mój laptop się włączył. – Co się dzieje w tym przeklętym domu... Moran to Ty mnie nawiedzasz? Twoja zbłąkana dusza nie dostała ukojenia w niebie? - Wyszeptałem i poszedłem do salonu gdzie go zostawiłem. Podszedłem, ale komputer był zamknięty i wyłączony. Obróciłem się wokół własnej osi, czułem się dziwnie i obserwowany. – Kto tu kurwa jest? – Poczułem jakby ktoś stał za mną i chuchał mi na kark. Pot zaczął spływać mi po kręgosłupie. Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się, ale nikogo tam nie było. Ja mam chyba omamy po tych lekach. Wróciłem do kuchni, ale czułem się strasznie dziwnie. Zalałem herbatę i zacząłem iść do łóżka gdy nagle moja filiżanka pękła, dziękuję za mój refleks bo cały wrzątek wylałby się na moje nogi i krocze. – No szlag by to trafił! Pierdole nie sprzątam tego. – Wyminąłem powstały bałagan i rzuciłem się na łóżko. – Nikt mnie nie rozumie, nikt mnie nie kocha! - Zajęczałem w poduszkę. – A nie Moran mnie kochał, ale ja go nie a teraz gnije w łagrze... Nie żal mi! – Wzdychnąłem i odwróciłem się na plecy. – Ja chce Sherlocka... Coś Ty mi kurwa zrobił. – Zakryłem twarz dłońmi. – Nie poznaje samego siebie, moje własne ciało mnie zdradza. – Zadrżałem i sam nie wiem czy z gorączki czy z podniecenia, które odczuwam lekko w dolnej partii ciała. Wściekły narzuciłem na siebie kołdrę i odwróciłem się przodem do ściany i zamknąłem oczy. Spać, spać spać... idź spać! Jedna owca skacze przez płot, druga owca skacze przez płot a trzecią zjadł wilk to pewnie Mycroft, koniec, Moriarty spać. Na szczęście poczułem jak powoli odpływam do swojej krainy marzeń i latających jednorożców. Udało mi się zasnąć, jestem zwycięzcą.
CZYTASZ
Different story || Sherlock 18+
FanfictionJak życie jedynego na świecie Detektywa Konsultanta potrafi zostać wywrócone do góry nogami przez jeden mały, niewinny prezent. Gdyby tylko ta niespodzianka była głównym zmartwieniem wielkiego Sherlocka Holmesa byłoby łatwiej. Kogo wybrać dobro czy...