Akt III Scena I *?????*

33 12 2
                                    

- Doktorze jest Pan szybko proszony do Pana Holmesa. Atak znów się zaczął. - Gdy pielęgniarka wyszła z mojego gabinetu ja wstałem od biurka zakładając na siebie swój biały fartuch. Na szybko dopiłem już i tak zimną kawę i skierowałem kroki na izolatkę gdzie przebywał mój pacjent. Wrzaski było słychać już od windy. Biedny mężczyzna. Wszedłem do sali gdzie był przypinany psami do łóżka przez trzech pielęgniarzy.  Rozejrzałem się po małym pomieszczeniu i widać kolejne nowe rysunki, które wydrapał paznokciami. Przejechałem po jednym dłonią. Jak bardzo jeszcze jest niezbadany ludzki mózg skoro potrafi wytworzyć aż tak irracjonalne rzeczy. Odwróciłem się i podszedłem do mojego pacjenta, który wlepiał we mnie szklane oczy. 

- Nie jestem wariatem! Wypuśćcie mnie! - Wrzasnął po czym się rozpłakał, chciał wierzgać, ale pasy mu to uniemożliwiały. - Nie jestem! Nie jestem wariatem... Uwierzcie mi. - Wyszeptał już przez łzy gdy jego głowa również została przypięta i mógł jedynie wodzić oczami za osobami.

- Spokojnie Panie Holmes. Dostanie Pan zastrzyk uspokajający, ponieważ był kolejny atak. - Powiedziałem swoim wystudiowanym tonem. 

- Ja nie chcę zastrzyku! To mi nie pomaga! Ja... Ja muszę to rozwiązać. - Szarpnął się widząc zbliżającą się igłę. - Zostaw mnie! Nie dotykaj... Nie podawaj mi tego! Rozumiesz?! Protestuję! - Nic się nie odezwałem, po prostu nie widzę sensu. Wyjąłem swój telefon i zrobiłem zdjęcia tych rysunków czy sentencji, których jeszcze nie miałem na swojej karcie. To pierwszy tak poważny przypadek... Krew.

- Sprawdźcie mu ręce. Musiał się samo okaleczyć. - Westchnąłem, ale wracając do tego o czym myślałem. Jakoś... Miałem im to wysłać, ale gdzie oni tu widzą opętanie? Przecież to przeczy prawą nauki, pacjent jest po prostu chory na podłożu psychicznym a zrobili z tego tak nagłośnioną sensację, że nie mogę odpędzić się od dziennikarzy. Jeżeli uda mu się ustawić leki powinien wrócić do normalności no jego normalności tak to brzmi lepiej. Włączyłem kamerę i zacząłem kręcić jego zachowanie, jeżeli ja to wyślę i przyjadą Ci Warrenowie to dopiero będzie poruszenie. Przygryzłem dolną wargę gdy zastopowałem film i podszedłem do mojego pacjenta. - Widzi Pan to nadal? - Kamera włączona na nowo i ustawiona tak jak mnie poinstruowali we wcześniejszej rozmowie. 

- Widzę?! Ja to słyszę idioto! Mówiłem Ci już. - Warknął, ale z sekundy na sekundę rozluźniał się, chociaż co chwilę jakby i tak się chciał rozejrzeć czy aby na pewno czegoś nie ma. 

- A co Pan dzisiaj słyszał? - Mruknąłem nadal przez lekko zaciśnięte usta i poprawiłem kamerę w mojej dłoni. 

- On mnie wzywa. - Wyszeptał. - Muszę rozwiązać zagadkę imienia, ponieważ niewinne osoby będą ginąć... Jeden po drugim. - Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.

- Panie Holmes? - Teraz jestem już lekko zaniepokojony jego stanem. Te leki nie powinny aż tak mocno zadziałać. Ten cos zaczął szeptać pod nosem. - Panie Holmes słyszy mnie Pan? - Pochyliłem się nad nim.

- On mówi, że Cię zabije... Zabije. - Aż mi dreszcz po kręgosłupie przeszedł i tym pielęgniarzom również. Wymieniliśmy spojrzenia jednak oni też są ciekawi co będzie dalej.

- Dlaczego mnie zabije? - Zadałem kolejne pytanie a on zaczął się śmiać, wręcz maniakalnie. - Panie Holmes, dlaczego mnie zabije? - Ponowiłem swoje pytanie.

- Jesteś żałosny doktorze. - Zacharczał. Zmienił mu się głos, poniekąd można nauczyć się modulować swój głos aby brzmiał jak u... Dobra powiem to, jak u osoby opętanej. Wracając do niego. - Widzisz a nie wyciągasz wniosków jak wszyscy prości ludzie. - Już zabrzmiał jak on i spojrzał na mnie. - Zginiesz, dla Ciebie już nie ma ratunku jak i dla mnie. On mnie i tak zabije... Zabije nas wszystkich. - Po czym krzyknął a ja wręcz podskoczyłem robiąc krok do tyłu. Ustabilizowałem dłoń kręcąc go dalej. Pasy się napięły prawie do granic możliwości. Pielęgniarze się na nowo na niego rzucili a ja stałem jak wryty. Kurwa egzorcyzmy Emily Rose nam się z tego robią. Zastopowałem kamerę i na szybko wysłałem ten plik do nich. Błąd wysyłki? Dziwne. A no tak adres... Nie ta domena. O teraz poszło. W kolejnym mailu zostały wysłane zdjęcia. W co ja się w ogóle bawię. - Uważaj na siebie, godzina wybija. - Szepnął gdy się na chwilę uspokoił. 

- Dajcie mu jeszcze jeden zastrzyk aby zasnął bo się biedak męczy. - Powiedziałem dość pustym głosem po czym przetarłem twarz dłonią. Poczekałem aż odleciał i jak upewnili się, że jest zabezpieczony wyszedłem z izolatki przed szpital aby zapalić. Dla mnie zaawansowana schizofrenia a nie jakieś pierdoły. Oparłem się o elewację i patrzyłem się przed siebie. A trzeba było wybrać inna specjalizację. Telefon zadzwonił a ja odruchowo odebrałem i przyłożyłem do ucha. - Tak, słucham? - Jakieś sapanie. Odstawiłem telefon aby spojrzeć na wyświetlacz. Same zera. Co jest kurwa? - Halo? Jest tam ktoś? - Dalej to sapanie. Rozłączyłem się. Pewnie jakiś błąd. Schowałem telefon do kieszeni fartucha paląc dalej. - Po chuj ja się zgodziłem na tego pacjenta? - Prychnąłem po czym padłem jak długi na beton a jedyne co zarejestrowałem to jakieś krzyki, które były już kompletnie przytłumione.


- Godzina zgonu? - Inny lekarz zamknął mu oczy.

- 15:15 - Pielęgniarka zapisała gdy mężczyzna jej potwierdził, że może wpisać tą godzinę.

- Naprawdę bardzo dziwne Susan, ale musimy poczekać na sekcje. Szkoda Arthura taki młody chłopak. - Westchnął i pozwolił innym działać po czym wyrzucił rękawiczki do specjalnie oznakowanego kosza. 

- Może zawał? On zawsze taki nerwowy. - Stanęła obok niego smutna.

- Może, ale musimy poczekać. - Wziął telefon denata i podświetlił ekran. Przeczytał wiadomość na podglądzie. - Ktoś ma przyjechać do tego jego nowego pacjenta, dalej wiadomość urwana. - Westchnął chowając telefon. - No nic trzeba poinformować rodzinę. - Po czym ją zostawił i poszedł korytarzem przed siebie z dziwnym uśmiechem na twarzy. Wszedł do swojego gabinetu. - Dzień dobry Panie Moriarty. - Osoba przy oknie odwróciła się z niewinnym uśmiechem po czym podali sobie ręce. 

Different story || Sherlock 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz