Akt II Scena VI *Greg*

64 16 10
                                    

"Pamiętaj, że człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy" - Becca Fitzpatrick "Szeptem"

Naprawdę to co się działo to po prostu już przechodziło ludzkie pojęcie. Jakbym był w jakimś matrixie. Siedziałem w swoim biurze i nad niczym nie mogłem się skupić. Miałem w głowie to co się dzieje wokół nas. Przez to wszystko musiałem trzy razy wypełniać te same papiery bo ciągle się myliłem. Nie mówiąc już o raportach. Tam już po 7 razie przestałem liczyć. Między czasie w ogóle sprawy pomyliłem. Nie no tak się nie da pracować. Wręcz modliłem się o jakaś sprawę, ale akurat teraz zrobiło się wręcz cicho w Londynie. Jak na złość. Teraz rozumiem Sherlocka doskonale gdy wyczekuje czegoś ciekawego. Mi to nawet obojętne. Nawet bym kota z drzewa zaczął ściągać byle by zająć umysł czymś innym. Kurwa mać... Jęknąłem głośniej i przybiłem gwoździa do biurka. Zrobiłbym sobie kawy, ale trzeba wstać. Nie, przejdę się po nią. Powietrze dobrze mi zrobi. Jeszcze jest po deszczu i w miarę ciepło to będzie wręcz orzeźwiająco. Wstałem z fotela i złapałem swój płaszcz a z blatu zgarnąłem telefon i papierosy wraz z zapalniczką. Włożyłem do kieszeni po czym wyszedłem z gabinetu.

- Sally wychodzę na jakieś 30 minut. - Rzuciłem do kobiety, która dziwnie mi się przyglądała. Westchnąłem gdy złapała mnie za ramię. - Coś nie tak? Chcę iść po kawę. - Spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem. Nawet spać od tego czasu dobrze nie mogę. Widać to mnie jak cholera. Wory pod oczami i w ogóle wyglądam jak przerzuty i wypluty.

- Nie wyglądasz najlepiej Greg. - Powiedziała bacznie mi się przyglądając. - Wszyscy to widzimy, że ledwo powłóczysz nogami

- Wydaje się Wam po prostu źle dzisiaj spałem każdemu się to może zdarzyć. - Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się gdy znów mnie złapała. No do cholery. - Co? - Wyrzuciłem lekko zirytowany. Znam ten wzrok. Zaraz się zacznie.

- Jedź do domu Inspektorze. Poradzimy sobie tutaj bez Ciebie a Ty się wyśpisz - No skąd ja to wiedziałem? Westchnąłem i policzyłem do dziesięciu. Nic to nie dało, ale próbowałem. Liczy się.

- Będę za jakieś 30 minut. - Rzuciłem opanowanym tonem i zacząłem kierować się do wyjścia z NSY. Wilgotne powietrze. Idealnie. Zszedłem po schodach i zaciągnąłem się po czy moje oczy spojrzały na na znak przed budynkiem. Niech się kręci, pewnie i tak znów się popsuje. To już jak tradycja. Odpaliłem papierosa i spojrzałem w swoje prawo. Tamiza i London Eye. Wypuściłem dym nosem zastanawiając się gdzie tu się udać. Jakbym odbił na Parliament St. a później na Parliament Square to bym dotarł do swojej ulubionej kawiarni. Jednak ta trasa byłaby bardzo szybka do pokonania. No to zostaje druga opcja na St Thomas's Hospital. Przejdę obok Big Bena później mostem Westminster przy okazji popatrzę sobie na rzekę jak przepływa. Ta droga będzie dłuższa. No to w drogę. Zacząłem iść wolnym krokiem w stronę Big Bena. Spojrzałem na zegarek przy okazji się zaciągając. Dopiero jest 10:40?! Jak ten czas wolno leci mój Boże. Szedłem mijając ludzi w biegu a dla mnie jakby wszystko się zatrzymało. Matko w sumie nigdy nie miałem takiego stanu w swoim życiu. Samochody, autobusy czy taksówki jeździły w tą i z powrotem. Biegiem. Wszystko pędzi a ja stoję w miejscu. Kurwa muszę w końcu ruszyć. Westchnąłem i odpaliłem nowego papierosa. Przyjemny dym w płucach. Tak. Skręciłem na most i paląc patrzyłem się na Tamizę. Przystanąłem nie będąc jeszcze w połowie i oparłem się przodem o mur oglądając jak woda płynie. Paliłem sobie wolno i nie spiesznie czując jak znów się wyłączyłem od otaczającej mnie rzeczywistości. Strach. Ogarniał mnie, wręcz pochłaniał wieczorami. Jak małe przerażone dziecko. Przetarłem twarz dłonią a mój telefon się rozdzwonił. Kogo to niesie? Wyjąłem z kieszeni płaszcza i spojrzałem na wyświetlacz. Mycroft. Uśmiechnąłem się pod nosem i odebrałem.

- Dzień dobry Gregory. Jak Ci mija dzień? - Usłyszał zaraz po odebraniu telefonu.

- Mycroft mówiłem Ci, że nie musisz tak oficjalnie. - Zaśmiałem się pod nosem i zaciągnąłem się papierosem. - Wyszedłem z biura aby kupić sobie kawę na St Thomas's Hospital, nie mogę się nad niczym skupić. - Mruknąłem do telefonu i przytrzymałem go ramieniem szukając zapalniczki w płaszczu bo mi papierosa zgasł. Jakim kurwa cudem nie wiem. Magia do cholery.

Different story || Sherlock 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz