Rozdział 12

30 6 5
                                    

Poszła do Wielkiej sali i usiadła na swoim miejscu, między Tomem, a Eileen. Zwróciła uwagę na osobę, która stała obok stołu nauczycielskiego. Wyglądała jakoś dziwnie znajomo.

- Posłuchajcie - dyrektor uciszył wszystkich - Do naszej szkoły dołączyła nowa uczennica. Zaraz nastąpi jej przydział. Oto Suzanne Anderson - wskazał na czarnowłosą dziewczynę stojącą obok niego.

Wtedy ją olśniło. To była ta Suzanne. Suzanne Slytherin.

- Ravenclaw! - wykrzyknęła Tiara, brutalnie wyrywając Sofię z zamyśleń.

Spojrzała na brata. Wpatrywał się w Krukonkę jak w obrazek.

- Ktoś tu się chyba zakochał - powiedziała do siebie śpiewnym głosem.

- Co? Nie! Wcale nie! - Riddle zaczął zaprzeczać.

- Ja wiem swoje - dalej nuciła i zaczęła się śmiać pod nosem - do Walentynek jeszcze daleko.

- Tak, wiem. Miesiąc i jeden dzień - odparł chłopak.

Jego siostra na to przewróciła oczami, i wróciła do jedzenia.

Miesiąc później dziewczyny siedziały w Pokoju Wspólnym Slytherinu.

- Nie rozumiem. Po co tyle zachodu? - spytała Riddle - Jak można robić taką sensację? Dzień jak dzień. Nic wyjątkowego.

- Bo ty nic nie wiesz. W Walentynki będziemy mogli wysyłać sobie kartki, i nawet my, pierwszoroczni będziemy mogli wyjść do Hogsmeade - wytłumaczyła Eileen.

- Ale? - uniosła brew.

- No tak, jest jeden warunek. Trzeba iść z kimś - odpowiedziała Prince.

Znudzona spojrzała na nią. Aż promieniała pozytywną energią.

- Dzisiaj wieczorem - kontynuowała -
chętni uczniowie mają zostawić podpisane kartki Walentynkowe na swoich szafkach nocnych. Jutro podobno ma być to dostarczone do odbiorców. Masz już osobę, z którą pójdziesz do wioski?

- Nie - Ślizgonka pokręciła głową - Jeszcze - dodałam w myślach.

Obudziła się przykryta stertą papieru. Było tego naprawdę dużo. Zauważyła, że to kartki Walentynkowe. Od tej ilości czerwonego i różowego zakręciło jej się w głowie. Tak to jest, jak każdy cię kocha, oprócz tej jednej osoby, którą ty kochasz. Przykro mi, Sofio.

Jej uwagę przykuła mała karteczka. Była zielona. Było na niej napisane jedno zdanie: „Spotkajmy się na Wieży Astronomicznej". On cię tam zamorduje, dziewczyno! Nie idź tam!

Nie no, żartuję.

Pokazała pergamin dziewczynom. Nie miała w zwyczaju chodzić na spotkania z nieznajomymi. Mądrze Sofio, mądrze.

- I co myślicie? - zapytała.

- Znam ten charakter pisma.. - powiedziała cicho Hanna.

- Moim zdaniem powinnaś iść, ale lepiej weź ze sobą różdżkę - stwierdziła Eil.

- To mój brat napisał - przewróciła oczami Malfoy - To wyjaśnia, dlaczego się tak dziwnie zachowywał.

- Abraxas? - Sofia upewniła się, a ona przytaknęła - To idę.

Ale głupia. Nie chodźcie na spotkania z Abraxasem, dzieci. Albo was zabije, albo was upije.

Już chciała wyjść, ale poczuła rękę czarnowłosej na nadgarstku.

- Nigdzie tak nie idziesz - powiedziała twardo Prince - musisz się przygotować.

Popatrzyła na nią pytająco, a ona wręczyła jej ubrania i wepchnęła do łazienki. Szybko się z tym uporała. Chwilę później była ubrana w jasnozieloną koszulę i ciemnoszarą spódniczkę.

Beznadzieja. Tyle zielonego...

Później czarnowłosa ją uczesała. Nie miała pojęcia po co. Miała włosy związane w niskiego koka, a pojedyncze, wystające z fryzury pasma zostały lekko zakręcone.

Ogólnie efekt był całkiem ładny, ale nadal nie rozumiała po co to wszystko było.

Bo idziesz na randkę. O ile spotkanie z mordercą można tak nazwać.

- No i teraz wyglądasz jak człowiek!- klasnęła w dłonie czarnooka - Idź już. Ktoś na ciebie czeka.

Pokręciła głową z niedowierzaniem, i wyszła z dormitorium.

Wreszcie dotarła na miejsce. 20 minut wchodzenia po schodach do chyba długa droga, jak na szkołę. Oparła się o barierkę i zaczęła podziwiać widoki.

Cały teren Hogwartu był przykryty grubą warstwą śniegu. W pojedynczych miejscach bawili się inni uczniowie. Na niebie, przez chmury przedzierały się poranne promienie słońca. Z daleka widziała Zakazany Las. Wyglądał przepięknie. Jakby ktoś go posypał milionami małych diamentów.

- Pięknie, prawda? - z obserwacji wyrwał ją stojący obok Abraxas. On także wpatrywał się w przestrzeń przed szkołą.

Teraz Abraxas, teraz ją zabij.

- Tak - odpowiedziała.

- Słuchaj, jest sprawa - zaczął - Czy nie poszłabyś ze mną do Hogsmeade? Potrzebuję towarzystwa, żeby móc wyjść ze szkoły. Podejrzewam, że ty również.

- Czy ty właśnie mnie zapraszasz na randkę? - spojrzała na niego podejrzliwie - żartuję. Chętnie z tobą pójdę. Po przyjacielsku, oczywiście.

- Dziękuję - odparł - To się widzimy o pierwszej popołudniu, przed głównym wejściem do Hogwartu?

- Mi pasuje - powiedziała i odeszła od niego.

W tym samym czasie Tom próbował wymyślić, jak zaprosić Suzanne do Hogsmeade. Wiedział, że zawsze w soboty siedziała w bibliotece. Szybko się ogarnął i wyszedł z dormitorium.

Dotarł na miejsce. Chwilę się porozglądał i zauważył czarnowłosą w głębi Działu Eliksirów. Próbowała dosięgnąć jakąś książkę. Podszedł do niej i podałem jej ją.

Pff jaki romantyk... szkoda tylko, że na pokaz.

- Cześć Sus - powiedział - Czy nie chciałabyś pójść ze mną do Hogsmeade?

- Nie ma problemu Tom - odpowiedziała i odchodząc pocałowała go w policzek.

Zalała go przyjemna fala gorąca. Patrzył na oddalającą się sylwetkę dziewczyny i mimowolnie się uśmiechnął.

A ja myślałam, że Tom jest gejem. Ale spokojnie... Jeszcze to zmienię!!!

O pierwszej po południu Sofia udała się w umówione miejsce. Wyszła na dziedziniec, gdzie zobaczyła czekającego na nią blondyna. On nic nie powiedział, tylko głową wskazał, żeby z nim poszła. Szli w ciszy. Nie w niezręcznej, tylko bardziej w przyjemnej.

Zatrzymali się przy wejściu do lasu. Abraxas rozejrzał się i ponownie ruszył.

Dotarli w końcu do niewielkiej polany, która wyglądała, jakby do niej przyszła wiosna. Zielona trawa, kwitnące kwiaty i wysoka temperatura, świadczyły o użyciu zaklęcia. Była tam jeszcze altanka.

Weszli do niej. Na środku stał stolik i dwa krzesła. Na blacie był kosz piknikowy.

Zdjęła kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki i schowała je do torby, którą miałam ze sobą.

Chłopak zaproponował, żeby usiedli.

- Wiesz czym jest zauroczenie? - spytał.

Spojrzała się na niego pytająco. Nic nie rozumiała.

- Tym, co ja czuję do twojego brata. Na pewno to jest to, bo chyba jeszcze nie pora na miłość - odparł lekko niepewnie - W sensie, chciałem się ciebie spytać, czy nie pomogłabyś mi się z nim umówić?

Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jednej strony chciała, żeby jej znajomy i jej brat mogli się umówić, nawet jeśli było by to krótkie, a z drugiej nie była pewna, co to oznacza.

Wzięłam głęboki oddech i się zgodziła. Nic już chyba nie mogła stracić. Ważne, że spędziła miły czas z kolegą i nawet jeśli się to wiązało z gniewem Toma, mogła ich umówić. Najwyżej zginie.

Zupełnie inna RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz