Na dworze burza szalała już od godziny. Dookoła panował mrok rozjaśniany, co jakiś czas, błyskawicami. Pioruny uderzały między spadającym szybko gradem, zakłócając rytmiczne uderzenia nagłymi hukami. Wszyscy mieszkańcy Jokohamy siedzieli pochowani w domach, wszyscy prócz jednego.
Chłopak w czarnym, płaszczu sięgającym za kolana, zmierzał śliskimi chodnikami w jedynie jemu znanym kierunku, a grad odbijał się od pola, które stworzył nad swoją głową, dzięki zdolności, którą posiadał. Po drodze parę razy zakaszlał dyskretnie w dłoń, choroba płuc nie bała się najwyraźniej zaatakować nawet tak krwiożerczego mafijnego psa, jakim był ów chłopak.
Był skupiony, zdeterminowany i odrobinę zaintrygowany, czym okaże się być jego misja z Tygrysem. Chciał wypełnić swoje zadanie jak najlepiej, by w końcu zdobyć upragnioną pochwałę mentora, w końcu zaistnieć w jego oczach. Zamierzał tego dokonać niezależnie od przeszkód i dla tego celu był nawet w stanie współpracować z wrogiem.
Stanął w końcu przed drzwiami niewielkiego mieszkania i bez wahania zapukał w nie dwa razy, w kieszeni drugą dłoń zaciskając lekko na karteczce. Chwilę musiał czekać, aż mieszkający tu Atsushi pofatygował się do drzwi.
- A-Akutagawa?! - białowłosy aż cofnął się w szoku, kiedy za dość gwałtownie otworzonymi drzwiami ujrzał rywala - Co tu robisz? Nie minęło jeszcze sześć miesięcy... - jego głos się nieco rozdygotał, nie spodziewał się żadnych gości w taką pogodę, o tak późnej godzinie, a już szczególnie nie spodziewał się Ryunosuke.
- Dazai-san kazał mi to przekazać tobie. - wyciągnął w jego stronę skrawek zapisanego papieru. Nakajima spojrzał podejrzliwie na przedmiot, ale przyjął go i zaczął czytać po cichu.
Wyraz twarzy z poważnego, ostatecznie była to wiadomość od przełożonego, szybko zmienił się na bardziej zażenowany, bo treść wydała mu się głupim żartem. Spojrzał z westchnieniem na mafiose, zastanawiając się jak mu delikatnie przekazać, że Osamu najwidoczniej po raz kolejny sobie z nich zakpił.
- I co tam jest napisane? - zapytał spokojnym, wytrenowanym tonem, kryjącym zżerającą go ciekawość.
- Nic ważnego, Dazai-san znów wymyśla jakieś głupie żarty. - z ust białowłosego wydobyło się wraz ze słowami westchnienie zażenowania. Spojrzał na chłopaka ze smutkiem, wiedząc jak kolejna kpina zabandażowanego, może na niego wpłynąć.
- Nie mów tak. - warknął, zaciskając pięści, aż zbielały mu knykcie i tak już bladych dłoni- Wszystkie jego rozkazy mają zawsze drugie dno. - dodał odrobinę spokojniejszym tonem, acz wciąż z zaciętym spojrzeniem i pełną pewnością w głosie - Co tam pisz Jinko? - zapytał ze śmiertelną powagą.
Atsushi westchnął cicho, nieco przytłaczała go postawa szarookiego. Sam nie wiedział dlaczego, ale ostatnio coraz częściej czuł pewną irytację i gniew, gdzieś głęboko w środku, kiedy wraz z czarnowłosym wchodził na temat Dazaia i atmosfera momentalnie ciężała.
Nie zamierzał się kłócić, zwłaszcza o tej porze, w tak fatalną i przerażającą, według niego, pogodę, więc po prostu podał mu karteczkę, by sam zapoznał się z jej treścią. Następnie oparł się o framugę, założył ręce na piersi i obserwował w skupieniu mimikę rywala, który równie intensywnie wpatrywał się w skrawek papieru.
- Mówiłem, że to... - zaczął, po chwili uznając, że drugi chłopak tak długo patrzy w kartkę, bo nie dowierza i pewnie znów wybuchnie gniewem.
- Lepienie bałwana to jakaś strategia bitewna, prawda? - szare oczy spojrzały na Tygrysa, który stał w szoku, słysząc słowa wypowiadane przez blade, spierzchnięte usta - Nakahara-san chciał mnie kiedyś nauczyć, ale nie mieliśmy sposobności do wspólnego treningu. - dodał z lekkim zamyśleniem, ewidentnie zahaczając myślami o przeszłość.
CZYTASZ
TRUST [Soukoku]
FanfictionZaufanie nie bierze się znikąd. . . . Więc dlaczego Nakahara Chuuya ufał Dazaiowi Osamu, przecież ten wyrachowany maniak samobójstwa nie był ani trochę godny zaufania, a już na pewno nie powierzenia własnego życia... Shipy: *soukoku *shinsoukoku Pos...