- Dobra, to skoro to mamy ustalone. - oznajmił stanowczo rudzielec, zadowolony z obietnicy złożonej przez drugiego - Co dalej? - zapytał rzeczowo, czekając na jakieś wytyczne.
- Co masz na myśli..? - głos Dazaia brzmiał słabo, a jego spojrzenie było zamglone, jakby nie był już do końca obecny. Trochę zbladł, a puls słabł z każdą chwilą, kiedy jego serce zwolniło rytm.
- Wiem, że masz jakiś plan durniu. Nie udawaj, tylko wyciągaj tego swojego asa z rękawa czy cokolwiek innego, co tak chowasz. - warknął Nakahara, nie zamierzając dłużej znosić gierek partnera - I do cholery, przestań z tym pulsem, ta sztuczka mnie przeraża. - bąknął z niesmakiem, obserwując jak wyższy w jego objęciach przewraca oczyma.
- Dobra, dobra. - odparł Osamu uśmiechając się szeroko, a oczy zabłysły mu diabelsko - Yosano czeka w parku za rogiem... Mógłbyś mnie tam zabrać? Nie chciałem jej ściągać na pole walki w pobliże Prusa. Weź motocykl, przyda się, bo pewnie pojedziemy od razu na oddział. A i Atsushi pójdzie z nami, ktoś musi zabrać Yosano, a we 3 się nie zmieścimy na motocyklu. - wyjaśnił spokojnie, podnosząc się bardziej do siadu, jedną rękę wciąż zaciskając na kostce Prusa.
- Wiedziałem. - prychnął, przyjmując znudzony wyraz twarzy, mimo że w środku poczuł wielki głaz spadający z serca - A było tak trzeba od razu, a nie szopkę odstawiasz. - fuknął na niego i dzióbnął go palcem w ranę.
-AU! Chibi nooo! Okrutnik... - pisnął podkulając nogi i wykrzywiając twarz w grymasie bólu i niezadowolenia - Wiesz, to że mam plan nie znaczy, że ma on sto procent szans powodzenia. - odparł z przekąsem i pokazał niższemu język.
- Zamknij się i staraj się nie spaść, ty przebiegły dupku. - podniósł zabandażowanego na ręce, z zaskoczeniem zauważając, że brązowooki jest właściwie całkiem lekki. Uśmiechnął się lekko pod nosem na to niespodziewane odkrycie.
- Akutagawa-kun. - zagadnął spoglądając na czarnowłosego, który wywołany od razu wyprostował się jak strun i skupił na wydawanym poleceniu - Zajmij się porwanymi, zadzwoń po kogoś ze Zbrojeniówki, mają numery rodzin porwanych. Trzeba ich porozsyłać do domów. I ufam, że zajmiesz się dobrze Bolesławem - przeniósł spojrzenie na Bolka, a oceany espresso zdały się pociemnieć jakby zebrały się nad nimi burzowe chmury - Ma żyć, a żyć można i bez kończyn, prawda~? - uśmiechnął się łagodnie na myśl o odrąbaniu gościowi ręki, którą śmiał położyć, wtedy w kawiarni, na dłoni Chuuyi. Sam jednak nie był do tego chwilowo zdolny, co nie znaczyło, że nie planował czegoś równie okrutnego.
- Tak jest Dazai-san. - potwierdził zrozumienie rozkazu i pierwsze, co zrobił, to pozbawił porywacza przytomności, by ten nikogo po drodze nie zamienił w swoją lalkę ponownie.
Chuuya uznał, że osobiście później podręczy typa, ale to kiedy z Osamu będzie już stabilnie. W ogóle nie był niczego pewny, dlatego tak potrzebował obietnicy mężczyzny i zapewnienia, że będzie dobrze. To, że wiedział, że zadba o jego bezpieczeństwo nie dawało mu nigdy pewności czy szatyn uwzględni także swoje własne.
- Tylko nie zasypiaj, dobrze? - posadził detektywa na motocyklu, ale tym razem przed sobą by w razie czego w porę go objąć i nie pozwolić na upadek z pędzącej maszyny.
- Spokojnie Ślimolu, dzisiaj... jeszcze nie dzisiaj. - szepnął, ale czując, jak uścisk wokół jego pasa na moment stał się silniejszy, nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że ryży usłyszał i zrozumiał jego słowa.
Maszyna ruszyła z głośnym warkotem, a tylnie koło z lekkim poślizgiem na kafelkach pchnęło ją na przód. Nakahara przechylił się mocno do boku i dłonią musnął podłogę, wyrywając z niej potężny fragment. Otoczony czerwoną poświatą wyprzedził pędzącą maszynę, niszcząc drzwi i tworząc wystarczającą wyrwę, by mogli wyjechać z budynku.
CZYTASZ
TRUST [Soukoku]
FanfictionZaufanie nie bierze się znikąd. . . . Więc dlaczego Nakahara Chuuya ufał Dazaiowi Osamu, przecież ten wyrachowany maniak samobójstwa nie był ani trochę godny zaufania, a już na pewno nie powierzenia własnego życia... Shipy: *soukoku *shinsoukoku Pos...