Rozdział 15

21.1K 1.3K 100
                                    

W pierwszej chwili Kayla nie miała najmniejszego pojęcia, co powinna zrobić. Zadzwoniła do Ryana z myślą o odwołaniu randki, jednak sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Cóż, mogła się tego spodziewać. Z Waltmanem nic nigdy nie szło przecież po jej myśli. Niemal wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce były raczej kwestią przypadku, niżeli jej planu. I chociaż przez cały czas intensywnie myślała o panu instruktorze, to niestety większość z tych myśli nie miała wykorzystywania w realnym życiu. Pozytywne efekty jej działania były jedynie kwestią przypadku. Albo inicjatywą trenera.

Dlatego, tak w ramach wprowadzenia większych zmian, Kayla postanowiła, że teraz sprowadzi wszystko na odpowiednią ścieżkę. Po pierwsze i najważniejsze - nie mogła pozwolić, by jej rodzina zorientowała się, że wymyślona przez Lindsay historyjka była kłamstwem. A to oznaczało, iż musiała trzymać Waltona z dala od swojego domu.

Niestety był jeden problem, którego nie mogła ot tak przesunąć. Dosłownie. Jej samochód wciąż stał zaparkowany pod posiadłością Bensonów i, broń Boże, nigdzie się nie wybierał. Co więcej, jasno komunikował wszystkim obecnym na przyjęciu, że Kayla jeszcze nigdzie nie odjechała. Już tylko kwestią czasu pozostawało to, aż któryś z domowników wyjdzie, by sprawdzić, co się z nią dzieje. Mogła się jedynie modlić, aby była to Lindsay.

Biedna dziewczyna borykając się z dość sporym problemem (którym w dużej mierze były po prostu jej myśli) siedziała w swoim samochodzie już ponad dwadzieścia minut. Kalkulowała, analizowała i co chwilę zerkała w stronę domu, trzymając kciuki za to, by nikt z niego nie wychodził. Żałowała ogromnie, że wcześniej nie zaparkowała pod domem któregoś z sąsiadów. Teraz przynajmniej nie miałaby żadnego problemu i w spokoju mogłaby czekać na Waltmana. Dodatkowo, nie musiałaby się również zastanawiać nad tym, co powie rodzicom, gdy ci spostrzegą jej samochód na przykład wtedy, gdy już dawno jej tutaj nie będzie. Bensonowie nie wierzyli przecież w teleportację.

Ale wiecie, jak to jest, gdy czasem na upartego chcemy narzucić losowi tok działania...

Kilka minut później drzwi wejściowe domu Bensonów się otworzyły, a w progu (ku wielkiemu niezadowoleniu Kay) nie stanęła Lindsay. O nie.

Barbara Benson z narzuconym na plecy swetrem już zmierzała w stronę Bobbiego. Jej mina niewątpliwie zdradzała zdezorientowanie.

- A ty co, czekasz na dobry wiatr? - Zapytała kobieta, otwierając drzwi od strony pasażera, by córka mogła ją usłyszeć. Zmarszczyła brwi, posyłając Kayli dociekliwe spojrzenie. Naturalnie, już węszyła podstęp.

- Auto nie chce odpalić - wyjaśniła ciemnowłosa, wzruszając ramionami dla dobrego efektu.

Barbara prychnęła, kręcąc z dezaprobatą głową.

- Siedzisz tu już pół godziny. Modlisz się, by zmienił zdanie, czy jak?

Kayla mimowolnie się skrzywiła.

- Coś w tym stylu - wyznała, zdając sobie sprawę, jak głupio musi brzmieć.

- Nie wygłupiaj się i chodź do środka. Zaraz będę podawać deser.

Jedna krótka wypowiedź kobiety sprawiła, że wszystkie kłamstwa Kay miały zostać lada moment ujawnione. Co jak co, ale jeszcze nikt nie zrezygnował z deseru przyrządzonego przez Barbarę. Jej tiramisu zostało jednogłośnie okrzyknięte przez całą rodzinę (i każdą inną osobę, która tylko go spróbowała) ósmym cudem świata. Nie bez powodu - było obłędne. Kayla więc w tempie natychmiastowym musiała wymyślić dla siebie jakąś dobrą wymówkę. Ale, do diabła, czy to w ogóle było możliwe?

- Mamo, kiedy ja nie mogę - odezwała się po chwili. Jej głos, oczywiście, był dziwnie obcy, jakby mówiła przez ściśnięte gardło. Oznaczało to jedno - serce walczyło z rozumem. Ryan Walton kontra tiramisu Barbary Benson.

Figure You OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz