Rozdział 25

14K 1.1K 109
                                    


W ciągu ostatniego tygodnia Kayla wyjątkowo mocno pokochała swoją pracę. Zabawne, że to właśnie tam czuła się zrelaksowana i świadoma swojej wartości. Doskonale wiedziała, na co może sobie pozwolić i jak należy rozwiązywać nagłe problemy. Niestety sprawy w jej życiu osobistym miały się zupełnie inaczej. Szczególnie ostatnio...

Biedna dziewczyna kompletnie nie miała pojęcia, jak ma sobie z tym wszystkim poradzić. Głównie chodziło o sprawę z Lindsay, w końcu od tego wszystko się zaczęło. Co prawda, ciężko było jej nazywać ciążę siostry problemem, ale niestety tak przedstawiała się sytuacja.

Kay nadal była jedyną osobą, której Lin wyjawiła prawdę. Jedyną, z którą mogła i chciała porozmawiać. I choć niewątpliwie Benson powinna docenić fakt, że siostra darzyła ją tak wielkim zaufaniem, to niestety kobieta dostrzegała w tym wszystkim pewne wady. Jedną z nich był fakt, że Lindsay rozważała usunięcie ciąży, co stawiało Kay w zupełnie niepożądanym położeniu. Ciemnowłosa nie uważała bowiem, żeby był to dobry pomysł (szczególnie, że Lin nie porozmawiała jeszcze z ojcem dziecka), ale z drugiej strony, nie mogła narzucić siostrze swojego zdania. Jakby nie patrzeć, decyzja nie należała do dziewczyny.

Drugim (od pewnego czasu stale obecnym w życiu) problemem był Ryan Walton. Kayla nie mogła uwierzyć, że podczas rozmowy z Tyler'em instruktor nie stanął po jej stronie. Teoretycznie nie była z Ryanem w żadnej zobowiązującej go do tego relacji, jednak to nie wpłynęło na zmianę jej zdania. Bolało ją to, że jej nie poparł, a zdradziecki przyjaciel nie raczył się wytłumaczyć. Broń Boże, Blake nie widział w swojej postawie nic złego. Jakby fakt, że zataił coś przed swoją przyjaciółką był dla niego zupełnie normalny.

Benson była zła na swoich bliskich i zupełnie nie wiedziała, jak ma poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Najlepsze w tym wszystkim było to, że najbardziej chciała się wyładować na Ryanie. Jakby to on był wszystkiemu winien. A przecież jedynie co zrobił, to nie przyznał Kayli racji.

Pragnienie zamordowania instruktora osiągnęło zenit w sobotni poranek. A więc w dzień treningu. Nie mogło być lepiej.

Kayla nie miała, co prawda, ochoty z nim rozmawiać ani na niego patrzeć, ale równocześnie odczuwała ogromną chęć przywalenia mu. I doskonale zdawała sobie sprawę, że nie chodzi tu tylko i wyłącznie o wieczór w barze Blake'a. Chodziło bowiem o... wszystko. O podrywanie jej, a potem odwracanie kota ogonem. O dręczenie i ciągłe wysyłanie sprzecznych sygnałów. Czy również zabieranie na randki, a potem ucinanie wszystkiego pod głupimi pretekstami. Albo o spiskowanie z Barbarą. I o wszystkie wymyślone przez niego gierki. Miała już serdecznie tego dość. Chciała, by w końcu przestał się nią bawić i po prostu powiedział, o co w tym wszystkim chodzi.

Może to pomogłoby jej zrozumieć, czego sama chciała od Waltona.

Dlatego tego dnia Kayla wstała z łóżka w bojowym nastawieniu i zaraz po wykonaniu wszystkich rutynowych czynności ruszyła na trening. Nawet nie przeszkadzał jej fakt, że tym razem musiała skorzystać z dobrodziejstw komunikacji miejskiej.

Gdy znalazła się już w centrum sportu, którego właścicielem był obiekt jej frustracji, od razu pokierowała się na odpowiednią salę. Nie przejmowała się wcześniejszym zaglądaniem do szatni. W istocie bowiem nie przyszła tu wcale by cokolwiek ćwiczyć.

Z impetem otworzyła drzwi prowadzące do sali i jeszcze głośniej zamknęła je za sobą. Zwykle Ryan już na nią czekał. Tym razem jednak było inaczej. Pomieszczenie świeciło pustkami i to jeszcze bardziej zdenerwowało Kaylę.

Wyszła więc z sali, znowu wchodząc na korytarz. Kompletnie nie wiedziała, gdzie ma go szukać. Oczywiście, domyślała się, iż mężczyzna z pewnością nie zapomniał o treningu i lada moment pojawi się na sali, ale ani myślała na to czekać. Nie dzisiaj.

Figure You OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz