Rozdział 4

25K 1.3K 182
                                    


Kayla po raz kolejny rozejrzała się po okolicy, najwyraźniej mając nadzieję, że gdzieś między blokami dojrzy przystanek autobusowy. W końcu, równie dobrze, mogła dopiero jutro zająć się Bobbym. Teraz najważniejszy wydawał się powrót do domu. A przynajmniej to próbowała sobie wmówić, łudząc się, że dzięki temu uniknie wchodzenia do budynku.

Tyle że zaraz potem zrozumiała pewną, dość istotną kwestię. Otóż, wejście do budynku wcale nie oznaczało spotkania z Ryanem. Doprawdy, przecież nie mogła mieć aż tak wielkiego pecha! Szansa, że go spotka nie wynosiła więcej niż dziesięć procent. Szczególnie, że sala, na której mężczyzna udzielał im lekcji, znajdowała się na drugim piętrze. Co więc miałby robić na parterze, tuż przy wielkim biurze recepcji?

Uśmiechając się do samej siebie, sięgnęła po torebkę. Wysiadła z samochodu, po czym pokierowała się do budynku z wielkim napisem Walton nad drzwiami. Kroczyła dumnie przez korytarz, pragnąc dojść do ogromnego biurka recepcji, gdy nagle zatrzymała się gwałtownie.

Dziesięć procent, prychnęła w myślach. Jaka z niej księgowa, skoro nie potrafiła obliczyć prostego rachunku prawdopodobieństwa?

Ryan stał tuż przed nią, rozmawiając z kobietą znajdującą się po drugiej stronie biurka. Opierał się przedramionami na wysokiej ladzie i uśmiechał delikatnie, najwyraźniej nieco rozbawiony słowami recepcjonistki. Tuż obok niego stał Thomas, drugi instruktor, równie rozpromieniony. Kayla nie była pewna, czy flirtowali z tą dziewczyną, czy prowadzili zwykłą, koleżeńską rozmowę, ale tak czy inaczej, była naprawdę niezadowolona z faktu, że w ogóle coś robili. Nie mieli czasem jakiś zajęć do prowadzenia?

Wyglądało na to, że nie, bowiem zarówno jeden, jak i drugi miał przewieszoną przez ramię sportową torbę. Oznaczało to tyle, że prawdopodobnie na dzisiaj skończyli swoją pracę.

Benson miała do wyboru dwie opcje. Mogła iść dalej przed siebie i zrobić to, po co tu przyszła. Ewentualnie uciekać gdzie pieprz rośnie. Albo przynajmniej na parking, gdzie znajdował się jej samochód. Kto wie, może tym razem jednak odpali?

Była naprawdę bliska wybrania tej drugiej, bardzo kuszącej, ale za to niewiarygodnie niedojrzałej opcji, gdy Ryan odwrócił spojrzenie od swojej rozmówczyni i zaczął rozgadać się po otoczeniu. Zupełnie tak, jakby instynktownie wyczuł obecność Kay. Dziewczyna nie mogła czekać ani chwili dłużej i tym samym pozwolić, by facet przyłapał ją stojącą na środku korytarza i gapiącą się na biurko recepcji, więc szybko podjęła - jakby nie patrzeć - dość zaskakującą decyzję.

Ruszyła przed siebie, próbując nie zwracać nawet najmniejszej uwagi na dwóch mężczyzn. Chociaż, prawdę mówiąc, obecność Thomasa była jej kompletnie obojętna. Tutaj chodziło tylko i wyłącznie o Ryana.

Dość nieśmiało podeszła do biurka, nawiązując kontakt wzrokowy z recepcjonistką. Całą siłą woli próbowała zmusić swoje ciało do tego, by stało spokojnie i, broń Boże, nie odwracało się w pewną stronę. Kayla, niczym urodzona aktorka, zupełnie przekonująco udawała, że go w zupełności nie zauważyła.

- Przepraszam - powiedziała cicho, teraz już w pełni zwracając na siebie uwagę kobiety. - Czy mogłabym skorzystać z telefonu? Mój samochód nie chce odpalić, a komórka się rozładowała i nie mam jak skontaktować się z kimś, kto mógłby mi pomóc.

Kobieta mimowolnie zerknęła na Ryana. Mniej więcej tak, jakby szukała jego aprobaty na słowa, które zaraz miała wypowiedzieć.

- Przykro mi. Chętnie bym pani pomogła, ale by skorzystać z telefonu musi być pani klientem naszego -

- Kiedy ja chodzę tutaj na zajęcia z samoobrony - przerwała jej szybko.

- Ach, tak? A kto jest pani nauczycielem, jeśli mogę spytać? - Chytry uśmieszek pojawił się na jej twarzy. I choć Kayla z początku mogła powiedzieć, że kobieta wydała jej się dość sympatyczna, a zdrowy kolor jej jasnych, blond włosów, był po prostu zachwycający, to teraz nagle zmieniła swoje zdanie. Recepcjonistka w jej myślach stała się babszylem, a włosy sianem. W tym momencie naprawdę nie lubiła tej kobiety. Przede wszystkim dlatego, że próbowała ją skompromitować tuż przed stojącym obok Ryanem i za sprawą głupiego pytania zmusić do wypowiedzenia jego imienia i nazwiska. I choć naprawdę chciała, to nie mogła ot tak wskazać na mężczyznę i powiedzieć „to ten idiota", bo przecież udawała, że go nie widzi.

Figure You OutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz