tydzień później
- Co oni do cholery jeszcze wymyślą?! Mam dość tej zabawy w kotka i myszkę. Idźmy w stronę prawną - zarządził Louis, gdy Modest opublikował kolejne oświadczenie, mające na celu oczernić One Direction.
Liam czytał uważnie w swoim telefonie jeden z miliarda artykułów o "wojnie" między nimi a Modestem. Miał już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Nie po to wracali, żeby użerać się z chorą firmą, która jedyne czego chce to zarobić za wszelką cenę. Serio zaczynał myśleć nad zatrudnieniem dobrego prawnika i pozwać ich do sądu.
- Znam kogoś, kto mógłby pomóc - mruknął Payne, przypominając sobie wszystkie ważne kontakty, jakie mogły im się przydać.
- To dawaj, bo trzeba to wreszcie zakończyć - ożywił się nagle Niall, zrywając się z miejsca na kanapie.
- Weź nie strasz, Ni - wzdrygnął się Harry razem z siedzącym na jego kolanach Freddiem.
Starał się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko niezbyt wiarygodny grymas. Miał coraz mniej sił na walkę z tym wszystkim. Z każdym dniem jego zawsze szeroki jasny jak słoneczko uśmiech malał coraz bardziej, a wesołe iskierki w oczach powoli gasły. Nawet kiedy komuś udawało się go rozśmieszyć, w policzkach nie pojawiały się dołeczki, a zielone tęczówki nie błyszczały tak jak dawniej. Był po prostu zmęczony i każdy mógł to dostrzec na pierwszy rzut oka.
Freddie zarzucił Stylesowi ręce na szyję i mocno się do niego przytulił. Harry na to uśmiechnął się smutno, a następnie objął chłopca ramionami.
- Nie płac, 'ally - powiedział mały Tomlinson, kiedy zobaczył, że w oczach bruneta pojawiły się łzy. Oderwał się od niego i spojrzał na Louisa, który siedział tuż obok. - Tata, 'ally płace.
Blondynek zacisnął palce na loczkach przy karku mężczyzny i wrócił do uścisku.
- Wiem, że Harry płacze. Ale już chyba nie potrafię sprawić, żeby przestał - szepnął, a jego serce praktycznie pękło od tej bezsilności. Tak bardzo pragnął, żeby jego Hazz przestał płakać i był tak szczęśliwy jak wcześniej. Bolało go, kiedy widział chłopaka w tym stanie, a on sam nie mógł nic zrobić.
Próbował już chyba wszystkiego, żeby poprawić mu humor, ale wszystko było krótkotrwałe. Codziennie wstawał wcześniej z budzikiem pod poduszką, by przynieść mu śniadanie do łóżka, mimo że całkowicie nie umiał gotować. Budził go zawsze całusami na calutkiej twarzy, zasypiali przytuleni ciasno do siebie, zawsze w samochodzie puszczał głośno piosenki Harry'ego i śpiewał je na całe gardło, mając nadzieję, że chłopak zacznie śpiewać razem z nim, co wieczór puszczał głośno muzykę i prosił go do tańca, chcąc, żeby w końcu na jego idealnej twarzy zaistniał piękny szeroki uśmiech. Nic nie dawało efektów. Styles cieszył się tylko chwilę dopóki nie wracała do niego szara rzeczywistość.
- Hazz, wstawaj - rzucił nagle Tomlinson, szybko podnosząc się z miejsca.
- Co? Po co? - zaskoczony brunet stanął na nogi, sadzając Freddiego na swojej ręce. - Lou?
Louis wyszedł z pokoju, a po niecałej minucie wrócił z wypchaną materiałową torbą i kluczykami do samochodu.
- Freddie, kochanie, zostaniesz na trochę z wujkami? - zwrócił się do syna, całkowicie ignorując pytający wzrok swojego chłopaka.
Dopiero kiedy otrzymał skinięcie głową, odebrał chłopca Stylesowi, by posadzić go na miejscu na kanapie obok Nialla.
- A wy - spojrzał kolejno na Horana, Liama i Zayna. - Ogarnijcie cokolwiek, proszę. Zgadzam się na wszystko, tylko nie zdemolujcie mi chałupy.
Chwycił Harry'ego za nadgarstek i pociągnął za sobą na korytarz.
- A powiesz chociaż kiedy wracacie? - usłyszał jeszcze krzyk Malika, ale nie zamierzał trudzić odpowiedzią.
Zgarnął w wieszaka dwie kurtki i niemal wcisnął Stylesa do samochodu. Odpalił i od razu ruszył w drogę.
- Gdzie jedziemy, Loulou? - spytał Harry, oddychając niespokojnie. Nie bał się Louisa, ale czasem przerażały go jego dziwne pomysły.
- Zobaczysz - ścisnął delikatnie udo swojego chłopaka, by go uspokoić.
Całą drogę, która trwała około pół godziny, przejechali w milczeniu. W końcu dojechali na jakąś polną dróżkę po środku niczego, a wtedy Tomlinson zatrzymał samochód. Wysiadł i otworzył drzwi Harry'emu, a gdy ten także wyszedł, wyjął torbę i kurtki z bagażnika.
- Chodź - powiedział, uśmiechając się tajemniczo, a następnie wszedł na jakąś dróżkę w krzakach.
Po jakichś piętnastu minutach dotarli na niewielką łączkę pełną kwiatów we wszystkich kolorach tęczy. Mąki, chabry, słoneczniki i wiele innych gatunków, których nawet nie potrafili nazwać tworzyło ocean barw pod błękitnym bezchmurnym niebem. Na samym środku polanki stało ogromne drzewo z nienaturalnie powykrzywianymi gałęziami i niewielką ilością liści w stosunku do rozłożystej korony. Na jednej z grubszych gałęzi wisiała drewniana huśtawka na dwóch grubych sznurach.
Louis ruszył między kwiatami, które roztaczały wokół siebie słodki zapach drażniący nozdrza i zatrzymał się dopiero przed drzewem.
- Co my tu robimy, Lou? - zapytał loczek, zachwycając się pięknem otaczającej go scenerii.
- Pamiętasz co to za miejsce? - spytał sam siebie w odpowiedzi, odwracając się w stronę ukochanego. - Tu zabrałem cię na naszą pierwszą randkę.
Połączył ich dłonie razem i spojrzał na przeplecione razem palce, jakby były dla niego największym marzeniem.
- Pamiętam. Tak bardzo się bałeś, że wylałeś cały sok przez trzęsące się ręce - Harry uśmiechnął się sentymentalnie, przypominając sobie tamten dzień, kiedy miał 16 lat.
- Siadaj - szatyn wskazał głową na dużą starą huśtawkę.
- Nie ma mowy.
- No dalej - pociągnął go do wiszącego siedzenia.
Harry z niemałym wahaniem usiadł na drewnianej desce, trzymając się linek po obu jej stronach. Jego długie nogi ledwo dotykały zielonej trawy, przez co zdjął swoje buty i odkopnął je gdzieś dalej. Spojrzał na horyzont, gdzie niebo łączyło się z kolorową łąką, dając złudzenie misternie wykonanego obrazu, przez co westchnął głęboko, a jego szmaragdowe tęczówki zaczęły błyszczeć z zachwytu.
Odchylił głowę, by spojrzeć na Louisa, który stał za nim i uśmiechał się z miłością. Starszy chwycił za sznurki po bokach huśtawki, a następnie zaczął nią delikatnie bujać w przód i tył.
- Nie ważne co się stanie i ile razy Modest będzie próbował nas rozdzielić, ja zawsze będę cię kochał - powiedział cicho, schylając się do ucha swojego chłopaka. - Rozumiesz, słoneczko?
- Też będę cię kochał, Loulou. Zawsze - beztrosko zamachał nogami w powietrzu i zaśmiał się głośno, kiedy Tomlinson popchnął huśtawkę nieco mocniej, by wprawić ją w ruch.
Harry nie miał pojęcia dlaczego zaczął się śmiać na całe gardło, huśtając się wysoko jak w dzieciństwie. Majtał nogami w rytm uderzeń wiatru na jego plecach i przymknął oczy, by wczuć się w moment.
Louis opierał się o drzewo i uśmiechał naprawdę szeroko. Wiedział, że tym razem mu się udało obudzić tą beztroską i wesołą wersję Harry'ego, która ukrywała się pod powłoką chłopca bojącego się o własną przyszłość. Po kryjomu napisał jeszcze do Liama gdzie są i żeby się nie martwili.
💚💙
Hi
Taki rozdzialik bez ładu i składu, ale kit z tym. Niedługo kończymy dramę, ale musiałam zrobić jakąś odskocznię, bo nie chce mi się opisywać tej całej akcji z Modestem.
Mam nadzieję, że to się w ogóle wstawiło, bo Wattpad mnie nie lubi, więc będę wdzięczna jeśli ktoś da mi jakiś znak, że jest ok.
Have a nice day
All the love, K
![](https://img.wattpad.com/cover/213941649-288-k132322.jpg)
CZYTASZ
Whole Again | l.s. ✔️
FanfictionSTARE !OSTRZEŻENIE! To ff było pisane w 2020 roku, wiele informacji już nie jest aktualnych i może wzbudzać zdezorientowanie. Harry od paru lat cieszy się solową karierą. Jego życie układa się jak marzenie - rzesze fanów i możliwość pomagania innym...