Harry po kilku długich godzinach lotu, w końcu mógł postawić nogi na ziemi. Wyszedł z samolotu i wziął głęboki oddech. Przeszedł przez lotnisko bez większych zakłóceń. Oczywiście nawinęła się jedna czy dwie fanki, ale z radością zrobił sobie z nimi zdjęcia. Uwielbiał swoich fanów dopóki byli mili i szanowali jego i siebie nawzajem.
Przy wyjściu czekał na niego wielki czarny samochód z kierowcą w środku. Ominął go szerokim łukiem i skierował się na postój taksówek. Zasługiwał na trochę wolności. Obejrzał się jeszcze, by sprawdzić czy bodyguard w samochodzie go nie zauważył. Podszedł do jednej z taksówek i zapukał w szybę. Po chwili szkło zjechało w dół, a z otworu wyłoniła się siwa głowa kierowcy:
- Czego pan chcesz?
- Dzień dobry. Czy mógłby pan mnie zawieźć do hotelu The Penisula*?
- Wsiadaj pan.
- Dziękuję.
Harry włożył swoją walizkę do bagażnika, wsiadł do samochodu i ułożył się wygodnie na tylnym siedzeniu. Wiedział, że droga trochę zajmie, ale nie przejmował się tym zanadto. Patrzył przez okno i podziwiał widoki. Uwielbiał piękno świata. Dlatego przyglądał się uważnie budynkom i ulicom. Spoglądał na ludzi idących miastem, zanurzonych w monotonii codziennego życia. Po upływie około 30 minut znalazł się pod wielkim budynkiem. To był ten hotel. Nie, żeby Harry sprawdzał jak ma wyglądać jego miejsce pobytu. Rozpoznał je po swoim wściekłym menadżerze stojącym przed wejściem. Ucieszył się na ten widok - tego bowiem oczekiwał. Wziął taksówkę nie po to, by marnować czas Toma - swojego kierowcy, lecz by móc w końcu postawić na swoim. To Jeff kazał mu zostać w tym niesamowicie drogim hotelu, mimo że chłopak chciał mieszkać w czymś bardziej przytulnym, mniej prestiżowym i trochę tańszym.
Dlatego z szerokim uśmiechem wyszedł z auta, zapłacił taryfiarzowi, wyjął swój bagaż i stanął przed Jeffem. Szczerzył się tak mocno, że światło dzienne ujrzały jego od dawna skrywane dołeczki w policzkach. W jego zielonych oczach pojawiły się iskierki dziecięcej złośliwości. Jeffrey stał jak słup soli przez dobre 56 sekund, zanim się nie ocknął i nie wykrzyczał Harry'emu prostu w twarz:
- Ty sobie jaja robisz, prawda? Ja zapewniam ci ochronę, a ty tak po prostu, jak gdyby nigdy nic jedziesz sobie taksówką? Tom dzwonił do mnie, że samolot już dawno wylądował, a ciebie jeszcze nie ma. Wiesz o czym ja sobie pomyślałem?
- Wolę nie wiedzieć.
Harry bez ogródek przepchnął się obok menadżera i wszedł do hotelu. Musiał przyznać, że było tam całkiem ładnie - kolumny, marmury, białe ściany, monstery na wejściu i nieskazitelnie czyste blaty. Jednak to nie był styl Harry'ego. Miał ochotę stamtąd uciekać.
Podszedł do recepcji, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić czy Jeff podążał za nim. Nawet nie musiał dotykać dzwonka. Wysoka brunetka w czarnej ołówkowej spódnicy i marynarce w pasującym kolorze już stała za kontuarem. Sądząc po plakietce, miała na imię Jenedith.
Przywitał się z nią uprzejmie i zapytał o swój pokój. Kobieta dała mu klucz i przedstawiła drogę do pokoju oraz oferty spa i jadalni. Zaproponowała również przetransportowanie bagażu, lecz Harry odmówił, bo po co wynajmować kogoś do wniesienia jednej niewielkiej walizeczki i torby sportowej?
Po wejściu do pokoju, dostał wiadomość od Jeffa, że później ma podjechać na arenę. Niezależnie od tego czy z Tomem czy taksówką. Harry wiedział, że mimo hotelu i tak większość czasu spędzi za kulisami swojego koncertu, przygotowując się albo śpiąc na kanapie w garderobie. Postanowił jednak chociaż na chwilę rozkoszować się spokojem. Wyciągnął telefon i napisał krótkiego SMSa.
Hazza: Już jestem. Mam nadzieję, że nie stęskiłeś się za bardzo...
Nialler: Ależ skąd. Grzecznie czekałem. Nie mogę się doczekać aż przyjedziesz do Anglii. W końcu się zobaczymy.
Hazza: Też nie mogę się doczekać. Mam pytanko.
Nialler: Wal śmiało
Hazza: Czy chciałbyś wystąpić w Anglii na moim koncercie jako gość specjalny?
Nialler: Ty tak na serio?😱
Hazza: Jasne. Czemu nie? To, że nie jesteśmy już w 1D nie oznacza, że nie możemy się przyjaźnić i razem śpiewać, nie?
Nialler: No tak. Dlaczego piszemy tylko my? To znaczy czemu nie piszemy też z Liamem i Louisem?🤔
Hazza: Ja czasem piszę z Liamem. Ale bardzo rzadko.
Nialler: A co z Lou?
Hazza: Zero kontaktu.
Nialler: Zero?!🤯
Hazza: Z-E-R-O
Nialler: Oops... Chyba drażliwy temacik. Może czas to zmienić? Nie mówię, że teraz. Ale kiedyś...
Hazza: Kiedyś na pewno. Muszę kończyć, bo jak nie przyjdę Jeff mnie zabije.
Harry skończył chwilowo pisać z Niallem. Niedługo miał go spotkać na żywo i strasznie się tym jarał. Niestety tylko z nim z 1D utrzymywał bliższe kontakty. Z Liamem pisał raz na ruski rok, by sprawdzić czy ciągle żyje, złożyć życzenia albo powiedzieć cześć. Z Lou nie miał dosłownie żadnego kontaktu. Po prostu. Skończyło się. Oboje musieli zapomnieć o kilku sprawach, a wspólne rozmowy w tym nie pomagały. Gdyby tylko Harry wiedział, że Louis nie miał zamiaru zapominać...
Hazza wyszedł z hotelu, zamykając za sobą drzwi. Zadzwonił po Toma i razem z jego obrażoną miną pojechał na arenę. Wszedł wejściem dla personelu i skierował się do pseudo gabinetu Jeffa.
Nagle telefon w jego kieszeni zawibrował. Na ekranie zobaczył wiadomość od Nialla: "I tak was shippuję❤️". Jedyne co Harry o tym pomyślał to "głąb" i wsadził urządzenie z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Zapukał do drzwi, a po usłyszeniu pozwolenia wszedł do "biura". Menadżer siedział nad jakimiś papierami i nawet nie podniósł znad nich wzroku, gdy chłopak stanął przed niewielkim dębowym biurkiem. Wymamrotał tylko:
- Rób co do ciebie należy. Wiesz, że jeśli chodzi o koncerty masz wolną rękę. Idź i zarządzaj. Przy okazji poproś Marię, by przyniosła mi kawę.
Harry wyszedł z "gabinetu" i poszedł do automatu z napojami. Kupił kawę, wrzucił dwie łyżeczki cukru i zaniósł ją Marii, by z kolei ona zaniosła ją do Jeffa.
Sam Loczek poszedł na scenę i przywitał się z zespołem. Usiadł z Mitchem na jej brzegu i przez dobre parę minut przyglądali się ogromnej, teraz pustej, arenie. Już za dwa dni miała tu być masa ludzi krzyczących na całe gardło i uwielbiających Harry'ego Stylesa. Zostało jednak jeszcze mnóstwo pracy. Dlatego najpierw razem z zespołem przećwiczył kilka piosenek. Tak na rozgrzewkę i dla zabawy.
Następnie poszedł do swojej garderoby. Tracy - jego stylistyka praktycznie załamała się na widok białego podkoszulka i spranych dżinsów. Nawet Chelsea boots nie były w stanie naprawić normalności tego stroju. Po piętnastu minutach słuchania bzdur na temat swojego ubioru po prostu rzucił się na kanapę i zasnął.
*Hotel w Bangkoku

CZYTASZ
Whole Again | l.s. ✔️
FanfikceSTARE !OSTRZEŻENIE! To ff było pisane w 2020 roku, wiele informacji już nie jest aktualnych i może wzbudzać zdezorientowanie. Harry od paru lat cieszy się solową karierą. Jego życie układa się jak marzenie - rzesze fanów i możliwość pomagania innym...