Jack:
Ze stresu nie mogę jeść i tylko gapię się w zegar, odliczając godziny do wyjścia i sprawdzając, czy wszystko zabrałem. Cały czas mój wzrok wędruje w stronę bagażu. Jedziemy wieczorem, a jest dopiero ranek... Chyba Eric ma rację i przesadzam. Upijam kilka łyków gorącej, czarnej kawy. Słyszę, jak mój mąż wychodzi z łazienki i staram się zachowywać naturalnie.
- Hej! Widzę jak myślisz! - Woła, pokazując na mnie palcem, a ja patrzę na niego z politowaniem.
- Tego się nie da zobaczyć. - Kręcę głową. Eric podchodzi, zabiera mi kubek.
- Wypiłeś? - Jęczy, zaglądając do środka. Wzruszam ramionami.
- Zrób sobie własną.
- Nie ma sprawiedliwość na tym świecie. - Jęczy i idzie do kuchni, zaczesując włosy ręką do tyłu. Sadowię się wygodniej, odstawiając kubek. Słyszę, jak napełnia czajnik i ziewa. Czasami mam wrażenie że jestem dla niego ciężarem, że przez twoje to wszystko co siedzi mi w głowie, jego życie jest automatycznie trudniejsze. Mam przez to okropne poczucie winy. Eric wraca z kubkiem kawy i jego wzrok pada na nakrycie na stole.
- Nic nie zjadłeś? - Marszczy brwi. Czasem mam wrażenie że zachowuje się jak rodzic... Siada obok mnie i całuje mnie w policzek.
- Naprawdę się o ciebie martwię. - Dodaje.
- Nie ma o co. - Kręcę głową, ale nie wygląda na przekonanego.
- Już naprawdę nie wiem, jak ci pomóc.
- Nie musisz mi pomagać, bo nic mi nie jest. Jestem trochę zestresowany, to wszystko. Kocham cię i ufam ci. - Wyjaśniam, głaszcząc go po policzku wierzchem dłoni. Chwyta ją i całuje, patrząc mi w oczy, a potem, nim mam czas się wyrwać, zaciska dłoń na moim nadgarstku i liże moją rękę. Śmieję się i próbuję wyswobodzić, krzycząc że jest nienormalny i obrzydliwy. Parska śmiechem, grzywka opada mu na oczy, gdy pochyla się, żeby odstawić kawę.
- Musiałem jakoś oderwać twój umysł od tej walizki. - Z powrotem chwyta mnie za rękę, tym razem splatając ze sobą nasze palce i przysuwa się lekko, całując mnie delikatnie i niewinnie.
- Wszystko gra? Uśmiechnij się do mnie. - Prosi, gdy się ode mnie odsuwa, a ja powolutku kiwam głową.
- Uśmiech proszę. - Powtarza, a ja nie umiem się nie uśmiechnąć, bo jest naprawdę niemożliwy.
Patrick:
Budzę się w łóżku Deana i najpierw wpadam w okropną panikę, bo wydaje mi się, że zaspałem do pracy. Dopiero gdy już udaje mi się poderwać z miejsca i rozbudzić do końca, dociera do mnie, że jest sobota. Dean się przebudza i gapi na mnie z konsternacją. Nie wiem co robić. Może lepiej pójdę do domu?
- Co się stało? Coś cię boli? Ktoś umarł? - Jęczy. Kręcę głową i opadam na łóżko obok niego.
- Nie... Wydawało mi się, że muszę iść do pracy. - Szepczę, a on parska śmiechem i przytula się do mnie.
- Pracoholik. Jesteś nienormalny i dlatego cię kocham. Śpij! - Zamyka z powrotem oczy i oddycha spokojnie. Głaszczę go po plecach i odruchowo liczę jego pieprzyki. Przez chwilę tkwimy w martwej ciszy.
- Dobra, nie mogę spać, jak mnie macasz. - Wzdycha, otwiera oczy i kładzie się na wznak, krzyżując ręce pod głową.
- Nie macam cię. - Zaprzeczam, a on unosi jedną brew.
- Idziemy razem pod prysznic? - Proponuje i wysuwa się spod białej, pachnącej lawendą pościeli.
- Mogę o coś spytać? - Opieram się na łokciu, a on ogląda się na mnie, siedząc już na krańcu łóżka.
CZYTASZ
PS Nie oglądaj się
Ficción GeneralBohaterowie, których losy niespodziewanie zaczęły się krzyżować, nie otrzymują już listów. Udało im się już dawno o nich zapomnieć i zacząć zupełnie nowe życie... Z czystą kartą. Ale czy przeszłość kiedykolwiek odejdzie w ciszy? Czy można się zupeł...