VIII

126 19 15
                                    

Jack:

- Co ty tutaj robisz? Skończyły się godziny odwiedzin. - Mówi Eric, a mnie to wcale nie uspokaja. O co chodzi? Co się tutaj dzieje, u licha?! Kim jest ten facet?

- Przekupiłem recepcjonistkę czekoladą. Chciałem ci tylko przynieść książkę, wiedziałem, że nie śpisz. - Na dowód unoszę pakunek na wysokość twarzy i garbię się, bo mam wrażenie, że tutaj wydarzyło się coś znaczącego. Nie wiem, czy romans, czy dzika awantura, ale na pewno nic o czym chciałbym wiedzieć... Zagryzam wargę. Mężczyzna, który trzymał nadgarstek Erica cofa się o dwa kroki i chrząka. Jest nerwowo, bardzo.

- To łapówka, wiesz? - Odzywa się tamten mężczyzna. Jest znacznie starszy od nas obu. Marszczę brwi.

- Co?

- Czekolada. To przekupstwo.

- Mam to gdzieś. Nie znam cię i nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. Eric, wytłumacz mi, co to za człowiek i czego od ciebie chce. On jest powiązany z tymi, którzy nas pobili? - Rozkładam ramiona.

- Kto was pobił? - Odzywa się znowu tamten a jego głos niesie się echem po korytarzu. O co tu, do licha, chodzi?

- Chodź do sali, opowiem ci o wszystkim. - Proponuje w końcu Eric, a ja posłusznie idę za nim do windy. Docieramy do jego sali i on półleży na łóżku, a ja słucham o jego przeszłości. Mam wrażenie, że był w zasadzie dziwką i źle mi z tym uczuciem. A kiedy dowiaduję się że to ten facet kupił mieszkanie w którym z nim teraz żyję, jeszcze bardziej chcę z niego uciec.

- Przepraszam. Teraz się tego wstydzę i sam gdy siebie słucham wiem, że to było okropne... Ale już tak nie żyję. Odkąd cię poznałem żyję nowym życiem. I tylko ty się dla mnie liczysz. Nie kasa, ani inni faceci. - Tłumaczy się nerwowo. Dotykam jego zdrowej ręki.

- Daj spokój. Nie mam do ciebie pretensji. Nie mogę, bo to po prostu twoja przeszłość i nie należy się jej wstydzić. Kocham cię. Bez względu na wszystko. - Mówię i mrugam prędko, bo pod powiekami, nie wiedzieć czemu, zbierają się łzy.

- Mam ochotę cię przytulić, ale wiem, że nie mogę, więc lepiej już sobie pójdę. - Dodaję, ocierając nos wierzchem dłoni.

- Kocham cię. - Szepcze, przekręcając głowę w moją stronę. Uśmiecham się do niego, patrząc w te lśniące, brązowe oczy, które się nigdy nie zmienią.

- Idę. Kocham cię. Śpij w końcu. - Całuję go w blady policzek i opuszczam salę, a potem cały budynek, wychodząc w ciemną, mroczną noc.

Patrick:

Nie mogę spać, chociaż psina chrapie rozłożona na środku łóżka. Na szczęście jest piątek, nie muszę myśleć o tym, że jutro w robocie będę nieprzytomny. Telefon piszczy, przesyłając powiadomienie o wiadomości. Rzucam się do tej komórki, ale okazuje się że tylko jakiś czarnoskóry Richard Hough nudzi się w piątkowy wieczór i szuka chętnych na seks. Usuwam wiadomość i blokuję go od razu. Czy ja muszę przez całe życie trafiać tylko na świrów, zboczeńców, albo niezdecydowanych egoistów? A może to ze mną jest coś nie tak? Gapiąc się na nocne niebo za oknem, podjadam cukierki, a szeleszczące papierki budzą sunię, która drepcze do mnie zaspana i zdezorientowana. Głaszczę ją po łebku, bo nie mam nic, co mogłaby zjeść, a ona z głośnym westchnieniem kładzie się u moich nóg. Jak na dłuższą metę będę się pogrążał w samotności i napychał słodyczami po nocy, to rzeczywiście będę na wieki sam. Zamienię się niedługo w zrzędzącego, podstarzałego pedała z nadwagą, z których ludzie śmieją się na forach. Powinienem się ogarnąć, ale recydywa zniechęca. Tajemniczy przystojniak z aplikacji nie odpisuje, więc zakładam słuchawki i zasypiam oglądając uprzednio serial na naprawdę małym ekranie.

PS Nie oglądaj sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz