Jack:
Siedzę z laptopem na kolanach i oglądam w internecie zdjęcia Mediolanu. Z jednej strony strasznie ekscytuję się tą wycieczką, a z drugiej okropnie się boję. To mój pierwszy tak daleki i, jakby nie patrzeć, egzotyczny wyjazd. Eric wraca z kuchni z dwoma kubkami kawy. Jeden z nich stawia przede mną i ciekawie zagląda mi w ekran.
- Będzie cudownie, już nie mogę się doczekać. - Kładzie głowę na moim ramieniu. Wyciągam rękę i głaszczę go po włosach. Moje życie jest niezwykłe, zwłaszcza przy tym, jak wyglądało wcześniej. Odstawiam na bok komputer i sięgam po kawę, więc Eric się prostuje. Czuję że się na mnie gapi, więc wywracam oczami, a on parska śmiechem.
- Jesteś dla mnie za dobry. - Stwierdza.
- Przestań. To ja mam skłonność do melodramatu. - Kręcę głową i całuję go delikatnie, nim ma czas odpowiedzieć. Uśmiecha się pod moimi ustami i wciąga mnie na siebie. W ostatniej chwili odstawiam kubek z gorącą kawą.
- Musimy wziąć się za przygotowanie obiadu! - Śmieję się, gdy wreszcie udaje mi się odkleić od jego ust. Jęczy niezadowolony i obejmuje mnie mocno.
- Puszczaj. - Śmieję się i złażę z niego, prawie się wywracając. Kocham tego świra. Zerkam na niego przez ramię, gdy idę do kuchni, a on wraca do poprzednio zajmowanej, wygodniejszej pozycji. Przestaję mu się przyglądać i lecę wziąć się wreszcie za robienie obiadu. Wiem, że Eric i tak do mnie potem dołączy, bo nie jest wystarczająco cierpliwy, żeby siedzieć tam samemu i mi nie pomóc.
Patrick:
Nieśmiało wsuwam głowę do gabinetu, a Dean w rękawiczkach podaje mi jedno ze szczeniąt. Jeny, muszę go mieć! Wzruszam się, nie umiem powstrzymać uśmiechu i czuję się jak ci rodzice, którym urodziło się dziecko. Jestem zachwycony tym małym, bezbronnym stworzonkiem. Serio, muszę go mieć.
- Mogę go zaadoptować? Podpiszę umowę i wszystko... - Odruchowo przytulam mocniej zwierzaka, na wypadek, gdyby chcieli mi go zabrać.
- Serio, Patrick? Wiesz, że to poważna decyzja i nie przygarniamy zwierząt jak leci, bo są słodkie. - Wyjaśnia ze spokojem Dean, a ja go nawet nie słucham, bo tulę ciepłą, puchatą kulkę.
- Nie oddam go. Będziecie musieli wezwać policję.
- W porządku, teraz się zaczynam ciebie bać. - Wyciąga ręce i zabiera ode mnie szczeniaczka.
- Muszą zostać jeszcze raz zaszczepione i wtedy będą gotowe do znalezienia nowych domów. - Wyjaśnia a ja się gapię na niego z podziwem, bo teraz wygląda naprawdę jak lekarz. Nie ma znaczenia, że zwierzęcy lekarz - i tak czuć tę atmosferę szacunku, solidnego wykształcenia i odpowiedzialności.
- Mogę tu zamieszkać? - Szepczę, kiedy Dean dokłada psiaka do reszty jego rodzeństwa. Odwraca się do mnie przodem, z szelmowskim uśmiechem.
- Nie... Ale możesz zamieszkać ze mną. - Mówi, a ja otwieram usta i nie wiem, co powiedzieć. Czy to nie za wcześnie?
- Poważnie? - Przeczesuję ręką włosy i oglądam się za siebie, bo ktoś tu może w każdej chwili wejść. Rozkłada ramiona.
- Czemu nie? Jesteśmy dorośli...
- Ale znamy się od trzech miesięcy...
- Hej, nie stresuj się. To nie jest zobowiązanie, tylko propozycja! - Uspokaja mnie, zdejmuje lateksowe rękawiczki i wrzuca do kosza na śmieci, sterowanego pedałem. Przecieram twarz dłońmi, czuję, że mam rozgrzane policzki. Mam mętlik w głowie.
- Leć, zadzwonię do ciebie potem. - Dodaje i całuje mnie w policzek. Uśmiecham się i wychodzę z gabinetu. W zasadzie mieszkanie razem jest przyjemne i ekonomiczne, ale jak zrezygnuję z wynajmu i pójdę do niego, a potem jak hipotetycznie zerwiemy to wyląduję na bruku. Opuszczam klinikę, otulając się szalikiem. Muszę sobie to wszystko dobrze poukładać i przemyśleć.
CZYTASZ
PS Nie oglądaj się
General FictionBohaterowie, których losy niespodziewanie zaczęły się krzyżować, nie otrzymują już listów. Udało im się już dawno o nich zapomnieć i zacząć zupełnie nowe życie... Z czystą kartą. Ale czy przeszłość kiedykolwiek odejdzie w ciszy? Czy można się zupeł...