Rozdział 4 - "Powrót"

4.9K 456 13
                                    

*Elena*

- Wiedziałem, że się nie zgodzisz, kochana. 

Obróciłam się z kataną w ręce. Wyryte na niej runy błysnęły promieniami słońca. - Lord, hm...? Muszę mości Lorda rozczarować, ale nie mam najmniejszego zamiaru... 

Podszedł do mnie, przyciągnął do siebie i pocałował. Tylko on potrafił rozpalić we mnie taki ogień. Odepchnęłam go.

- To było perfidne zagranie, nawet jak na ciebie. - po skórze pełzł mi jęzor ognia. Błękitnego.

Bezimienny-nie-dzieciak wybałuszył na mnie oczy. Usłyszałam jak mruczał coś pod nosem.

- Nie wysilaj się. - Michael uśmiechnął się promiennie, mrużąc oczy i prężąc się niczym kot. - Jej ognia nic nie przyćmi, nic nie zgasi. Ale można go do woli rozniecać.

Tak bardzo chciałam go zaatakować, pobić, wypatroszyć, zrobić cokolwiek by zakończyć jego marny, irytujący żywot.

Zamiast tego spytałam. - Czego chcesz?

- Pytanie powinno brzmieć: Mike, w czym mogę ci pomóc?

- Czasy w którym mówiłam ci Mike dawno, dawno minęły. Powiedz czego chcesz i zostaw mnie w spokoju z łaski swojej.

- Powiedz mi El, kiedy jeszcze należałaś do Strażników...

- Ciemne to były czasy. - stwierdziłam z naciskiem.

- To kim byłaś? - dokończył, olewając moją wstawkę.

- Że co?

- Kim byłaś? - powtórzył z uśmiechem. Coś błysnęło w jego oczach.

- Dowodziłam Trzecim Oddziałem... - zaczęłam niepewnie.

- Nie o tym mówię. Wcześniej. Jakieś sto lat wcześniej. 

Z powrotem usiadłam na parapecie i założyłam nogę na nogę by móc podeprzeć się na łokciu.

- Zielarką?

- Trochę później. 

Westchnęłam. - Bibliotekarką?

- O tak. O to mi chodziło! Tytuł Bibliotekarza trudno dostać, prawda Jay? 

Teraz-już-imienny-nie-dzieciak kiwnął głową. Z naszej trójki on bardziej nie ogarniał rzeczywistości niż ja.

- W czym się specjalizowałaś? - spytał Michael.

- Demonologia. Kręgi ochronne. Przejścia...

- Tak, tak, tak. Przejścia! Ty wiesz o nich najwięcej. Dlatego jesteś mi potrzebna. Mamy u siebie taką jedną parkę handlarzy magicznymi pyłkami z Wysp Leaos, którym udało się otworzyć niezamykalne Przejście między Lidenem a Wyspami.

- Jak już sam trafnie zauważyłeś... nie jestem już Strażniczką. Skoro im się udało, to chwała im. - w sumie, na prawdę mnie to nie obchodziło. 

- Nie są jedynymi, którym się to udało i niektórzy w Radzie o tym pamiętają. Pamiętają o twoich zasługach.

- Ta...- chrząknęłam, wychylając się przez wybite okno. - Zdaje się że pamiętają też o mojej domniemanej zdradzie w Ogrodach Mirr. - słońce już zachodziło. Jeśli do nocy nie opuścicie mojego domu...- zajrzałam w oczy Michaela. -...zginiecie.

- To, że Loki uparł się że nam cię dostarczy, to nie nasza wina. - dodał ciszej.

- Od kiedy Rada to "wy"? Michaelu, powiedz to w prostych, żołnierskich słowach. Udajmy, że jesteśmy w pięknych czasach, kiedy oboje nosiliśmy zbroje i hełmy. - odparłam do szyby. Jakim cudem ten nietrwały kawałek szkła nadal istniał?

- Rada...

- Przez to Przejście przeszło to co tutaj. A wy nie potraficie tego wytropić, więc pewnie jest czymś z mojej działki demonologii...wy złapaliście jedno i wsadziliście w krąg, który nie jest na tyle potężny by go tam utrzymać. - czytałam z niego jak z otwartej księgi. Zawsze tak było.

- Skąd to wiesz? - głos tego całego Jaya zabrzmiał tak nagle i obco. No normalnie prawie go zabiłam.

- Nie byłam pewna, ale dzięki za potwierdzenie. Zapewne chciałeś powiedzieć, że Rada wysłała ciebie bo twierdzi, że ci ufam. Kłamstwo. Przejdźmy do interesów. Co dostanę za pomoc? - powiedzmy sobie, że niestety całkowicie zignorowałam Jaya i zwróciłam się bezpośrednio do Michaela.

- To czego zawsze chciałaś: spokój, wszystkie potrzebne upoważnienia do prowadzenia tego twojego sklepiczku, będziesz miała dostęp do wszystkich krain i ziem naszego świata. 

Westchnęłam po czym podałam mu dłoń, którą ujął niczym dżentelmen, którym nie był.

- Nie wiem co żeście dorwali, ale czuje że będzie zabawnie odświeżyć znajomości. Lady Milady nadal skupuje te dziwne czekoladki na Zebrania?

- Jakżeby inaczej, podobnie jak Mistrz Matthew nadal nie zmienił koloru swoich zgniło zielonych włosów. - biedny Michael myślał, że ma mnie w garści.

- Możemy skorzystać z mojego Przejścia? - spytałam odwracając się tak by oboje nie dostrzegli "handlowego spojrzenia" w moich oczach. Nie umieli się targować. Nie umieli negocjować. Ogólnie rzecz ujmując, byli beznadziejni.

- Miałem nadzieje, że to zaproponujesz. - szepnął Michael.

Wszyscy wyszliśmy przez wyłamane na drzwi na ogród. Kierowaliśmy się do Przejścia, którym przewędrowałam do Phila.

- Zapraszam do mojej dziury...jakkolwiek dziwnie to brzmi. 

Jay minął mnie z tępą miną nic nie ogarniającego chłopca na posyłki. Podążał za nim gniew. Gniew niedoinformowania. Też bym się wkurzała na jego miejscu.

Kiedy wszyscy byliśmy milusio ściśnięci, dopiero wtedy nas przeniosłam. Oczywiście nie musiałam tego robić, ale wiedziałam, że Michael, o ile sam tego nie inicjuje, nie lubi gdy ktoś narusza jego przestrzeń osobistą.

Miło wrócić na stare, stare śmieci.

⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜

Mam nadzieje, że to wprowadzenie do prawdziwego świata magii przypadło wam do gustu :D

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz