Rozdział 37 "Ród Cross"

1.4K 149 5
                                    

*Shay*

- Po co ich tu przyprowadziłeś? - głos Sophie sprawiał, że włosy stawały dęba, a krew stopniowo zastygała w żyłach. Z jakiegoś powodu żaden z nas nie potrafił spojrzeć jej w oczy.

Nie potrafiliśmy, czy nie chcieliśmy...? Nazwałbym to instynktem przetrwania.

- Za chwilę wszystko się wyjaśni. - stwierdził Chris machając na wszystkich rękami, jakbyśmy byli co najmniej rojem natrętnych komarów. - Zapraszam państwa na mały spacerek krajoznawczy. Co wy na to? Świetnie? To bosko. - skończywszy swój mini monolog ruszył przed siebie.

Spojrzeliśmy po sobie z Philem.

- Radzę iść za nim. - ta mała dziewczyna samą swoją obecnością mogłaby ich zabić. 

To dawało do myślenia...czy istniała szansa, że ta mała umarła duszyczka miała coś na kształt jego daru?

- Ja wiem, że przed wami jeszcze kupa życia, z tego co mi wiadomo, ale moglibyście nie marnować mojego czasu. Mogę to rozegrać bez was. Ja, Sophie i Eli jak najbardziej poradzimy sobie sami.

- Z czym? - spytał Philip, który jak widać szybko się adaptował. Nic dziwnego po tylu latach w areszcie domowym też bym ciągnął do jakiejś interakcji z ludźmi, nawet jeśli nie byliby oni do końca żywi.

Nie chcąc zostać sam na sam z panną truposzką; powłóczyłem się za nimi. 

Zaświaty były dziwne. Chyba nikt sobie nie wyobrażał ich w taki sposób. Co to w ogóle było? Jakiś substytut ludzkiego Piekła? Czyśćca? Może to było to "światełko w tunelu"? Gdybania egzystencjalne nie przystające sytuacji.

- Wy w końcu wiecie o co chodzi z Zakonem, ośmioramienną gwiazdą i Niemagicznymi? - ton w jakim zostało wypowiedziane to pytanie, był zastanawiający.

- Skoro jesteś...graczem, chyba wiesz, że nie do końca wiemy. - oznajmiłem powoli. Nic nie rozumiałem i jakby nie patrzeć nadal nie wiedziałem skąd Phil początkowo wiedział cokolwiek o Zakonie...i jakim sposobem jego areszt zakończył się wcześniej.

- Dobrze główkujesz panie Cross. - rzekł z uśmiechem. - I nie marnuj energii na tworzenie jakiś pseudo tarcz, tutaj i tak na nic ci się zdadzą.

I tak spróbowałem, co on skwitował milczącą dezaprobatą i zatrzymał się w miejscu.

- Paczajcie.

Nie mogłem znieść tego jego...ludzkiego języka. 

- A twoja eks miłość życia to po jakiemu gadała? - mruknął Chris pokazując mi język. Facet ubrany jak na własny pogrzeb, pokazał mi język.

- Niemagiczni zniszczyli Zakon. - oznajmił po chwili. - Nie będę wchodzić w szczegóły, ale musicie od teraz pamiętać, że niektóre kręgi uznają Niemagicznych za Za-Ko-n. Ośmioramienna gwiazda była symbolem jednego z głównych założycieli Zakonu, który był również Niemagicznym, jednak nie za bardzo się tym chełpił w najbardziej magicznej organizacji tego czasu. Potomkowie tegoż faceta starali się uzyskać jakieś prawa dla Niemagicznych co było jednym z powodów Okresu Burz. Nie udało im się i zostali zmieceni teoretycznie w proch...teoretycznie, ale w praktyce...

Podniósł rękę i wdzięcznym ruchem nakreślił parę okręgów w powietrzu.

Przed nami ukazał się obraz mężczyzny i kobiety, ale oba były nieco zamazane.

- To jest, któryś tam syn założyciela - znacie go jako Króla, tego, który porwał Elenę. To on reaktywował Niemagicznych i pozbierał ich z zakątku obu naszych światów. Nauczył ich jak kontrolować ich dary i zdolności. Niby spoko gość, tylko trochę sfiksował. - Chris wyglądał na coraz bardziej znużonego tą historią, więc tak jak wcześniej zawisł w powietrzu.

- I teraz do akcji wchodzi ród...Crossów.

- Proszęęę? - powiedziałbym, że zaniemówiłem, jednak mimo wszystko coś z siebie wydusiłem. 

- Możesz nie przerywać? Tak? Dzięki. Kobieta, którą tu widzicie to protoplasta rodu Crossów. Taka ciekawostka, nie wiem czy o niej wiesz Shaii-shu, ale w waszej rodzinie nazwisko zostaje po kobietach. I ta tutaj twoja praprapra i tak dalej...babcia, wraz z praprapra i tak dalej...dziadkiem Założyciela zgromadziła Niemagicznych.  Facet ją ubóstwiał, dosłownie i w przenośni. Wszechświat sprawił, że każda pra spotykała każdego pra i wielka miłość, między pokoleniowa, ale nigdy nie mieli ze sobą dzieci, czy coś w tym guście, bo pan Wszechświat ich rozdzielał w pewnym momencie.

Położył się. Ja prawie wysiadłem psychicznie a ten rozłożył się na powietrzu.

- I tak to historia kołem się toczyła, aż do....famfary...famfary...do waszej matki! Booo pan Wszechświat nagle zmienił zdanie i stwierdził, że ona nie musi czuć mięty do przodka Założyciela. I tu się pojawił problem, bo mości KRÓL kochał ją czystą, prawdziwą miłością. Ale jak wiecie panny z rodu Cross nie lubią kiedy próbuje im się coś wcisnąć. Nie chciała go i związała się z waszym ojcem. 

- Do czego ty niby zmierzasz? - wyszeptałem patrząc na swoje własne dłonie.

- Kobiety dziedziczą po linii kobiet, mężczyźni po linii mężczyzn. Czyż Elena nie jestem jasnowidzką? Beznadziejną, bo beznadziejną, ale czyż nią nie jest?

- Chcesz mi wmówić, że moja siostra jest Niemagiczną? Ona jest magiem! I to świetnym. Jest Myślicielką, potrafi władać runami!

- Po pierwsze. - jego złote oczy wwiercały się w moją dusze, przy okazji nadwyrężając moją przestrzeń osobistą. Nie iskrzyła się w nich żadna krzta żartobliwości. - Nie podnoś na mnie głosu, chłopczyku. Po drugie, nie próbuje ci nic wmówić; tak po prostu jest. Tyle, że... no i tu się wszystko komplikuje...bo Eli faktycznie jest magiem...ale i Niemagiczną. Dziwne, nie? Mieć magię a zarazem jej nie mieć. Niby geny, niby tak się mogło zdarzyć, ale...nigdy dotąd się tak nie zdarzyło.

- I to ma tłumaczyć dlaczego ten cały Król ją porwał? - wtrącił Phil.

Chris nie spuszczał ze mnie wzroku.

Uśmiechnął się mrocznym, zjadliwym uśmieszkiem. - Łączy w sobie i to i to. Ktoś taki wykorzystany w odpowiedni sposób byłby dobrą kartą przetargową w nadchodzących rozgrywkach, ale...wiecie...mości Król ma syna, a pan Wszechświat znowu zarządził wielką miłość do niej.

- Ale on chciał ją zabić! Zrobić z niej Łowcę, sługę... - cóż ja, jestem facetem tak, ale... bezsilność robi wiele rzeczy z człowiekiem, rzeczy typu: zaszklenie oczu.

- Nie do końca. Tak jej powiedział, ale gdy ją znalazłem...była w takim stanie, że gdybym kazał jej oskórować się to by to zrobiła bez mrugnięcia okiem i z uśmiechem na twarzy. Chciał ją tylko złamać, zasiać w jej sercu strach i ból, który mógłby kontrolować. To nie ją przecież kochał.

Usiadłem. Tyle rzeczy, tyle...a ja nic nie zrobiłem i nic nie robię.

- Co ty masz do tego? I ta twoja umarła panienka? - Phil nie dawał się zbić z pantałyku. 

Złote oczy wgniatały mnie w podłoże. 

- Przecież mówiłem...Król ma syna...

⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜

*Elena*

Dworek Milady był czymś w rodzaju domu Phila. "Był" i "nie był" w naszym świecie. Tworzył zamkniętą przestrzeń magiczną do której można było dotrzeć tylko za pomocą Przejść. Wiele takich podświatów, zwanych również Przystaniami, tworzono podczas wojny. 

Jednak ten był wyjątkowy. Nawet zwykły śmiertelnik poczułby w nim coś nadzwyczajnego. Cały przesycony był maną, runami i najczystszą i najpiękniejszą magią.

Była to piękna kreacja, w całości kontrolowana przez Lady. Ona kontrolowała pory roku i pogodę, kogo wpuści, wypuści i tak dalej. Teoretycznie był to zaszczyt, że mnie zaprosiła, ale od śmierci rodziców nie dawała o sobie znać, więc ciekawie będzie się z nią zobaczyć.

Tu byłam bezpieczna, przynajmniej na razie.

⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜

Co myślicie o naszym Nekromancie? ;)


Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz