*Elena*
Kiedy tylko podeszliśmy bliżej poczułam zimno rozlewające się po moim ciele. Mike'a gdzieś wcięło i to dosłownie.
- To na ciebie czekali. - rzekł jeden z głosów. Męski i głęboki. - Ciekawe! - wykrzyknął inny; piskliwy i wysoki, przesycony prawdziwym szaleństwem. - Nie możemy jej zabić. - powiedział trzeci, spokojny, upojny. - W końcu należy do naszego Pana. - stwierdzili wszyscy naraz.
Przez myśli mnie przeszło, że mogłabym to Coś zostawić przy życiu. W mojej dłoni zmaterializowała się katana. Wyciągnęłam ostrze w jego kierunku.
- Kim jesteś? - spytałam głośno. Czułam jak kumulujące się wokół zaklęcia chcą mnie zmusić do ruchu, nacierały na moje ciało ze zdwojoną siłą, choć nie byłam wrogiem. Zacisnęłam usta i rozstawiłam szerzej nogi.
- Będzie dla niej śśśśświetną strażniczką. Połączenie dwóch śśśświatów. - Coś zrzuciło z głowy kaptur. Nie miał twarzy...albo inaczej, to co miał jako twarz, twarzy w żaden sposób nie przypominało. Jego skóra była czarna, poprzecinana licznymi bliznami i zaszytymi innymi bruzdami. Jego oczy były całkowicie białe, same gałki oczne wirowały w kółko.
Miałam ochotę się cofnąć, ale to by oznaczało aktywację zaklęć.
- Kim jesteś? - zapytałam ponownie.
- Twoją...śśśśmierciąąą. - gdy tylko ostatnie głoski jego zdania wybrzmiały, rzucił się na mnie. Nigdy nie widziałam, by ktoś poruszał się tak szybko. Usłyszałam świst stali tuż obok mojego ucha.
- Dobrze. Dobrze! - wszystkie inne głosy przekrzykiwał ten dziecięcy, ten wysoki, wrzeszczał z pasją i chęcią zdobycia pierwszej krwi. Widać zaklęcia nie były dla niego przeszkodą. Dla mnie owszem.
Omijałam ataki w ostatniej chwili.
- Kończmy zabawę. - znalazł się tuż przy mnie. Dopiero teraz dostrzegłam jego broń, zakrzywione ostrze lśniło białym ogniem. - Jestem zwykłym possssłanikiem. Przekaż jej, że jej przeznaczeniem jest śmierć w blasku, upojna śmierć, ostateczna śmierć, piękna śmierć, - z każdym słowem jego płomienie były bliżej. Nie miałam gdzie się cofać. - bolesna śmierć. Śśśśśmierć z jego ręki... - jego atak był szybki i stanowczy. - Ale ty... ty dostaniesz jego pocałunek.
Gwałtownie wypuściłam powietrze, złapałam się za brzuch i uklękłam. Rany na brzuchu, choć bywają same w sobie nie groźne, trudno się goją, łatwo ulegają zakażeniem, co doprowadza do śmierci.
Ale to nie był koniec. Kolejny cios miał paść na moją szyję, ale ranna byłam w brzuch a nie rękę. Zablokowałam cios kataną. Uśmiechnęłam się.
- Kto jest twoją panią, demonie? - spytałam cicho. Zatrzymał się. Miałam wrażenie, że nawet magia wokół się zatrzymuje.
- Jakim prawem pytasz o JEJ imię?! Czy też może JEGO? - wykrzyczał to prosto w moją twarz. Płomienie osmaliły mi ciało. Chwilowo oślepłam.
- Jej imię nie ma odnośnika w waszym świecie. Jest czymś więcej niż człowiekiem, ale mniej niż magiem. Jej śmiertelne imię to Jaaaane. - słyszałam jak do mnie podchodzi...jego kroki były słyszalne z każdej strony.
- Dopóki nie przekażesz jej jakie przeznaczenie ją czeka, będziesz ślepa na wszystko inne. - poczułam jego dłonie na swojej twarzy. Bezskutecznie próbowałam się wyrwać. Wbił mi palce w oczy. Wrzasnęłam.
Dawno nie czułam takiego bólu, przyćmiewał wszystkie; nowe, czy też stare, urazy.
W końcu mnie puścił. Upadłam na ziemię. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie. Widziałam wszystko tak jak wcześniej.
Popełnił błąd? Sam wyglądał na zdziwionego.
- Lepiej powiedz jej prawdę. - odezwały się głosy. - Ciekawe! - wrzasnęło dziecko a Coś znikło.
- Na boga, Eleno!!! - chwilę potem znalazł się obok mnie Shay. Uśmiechnęłam się do niego słabo.
- Mógłbyś? - spytałam, odsłaniając ranę na brzuchu. Nie skrzywił się. Nawet nie mrugnął. Bez zbędnych słów położył ręce na moim zakrwawionym ciele. Mag leczył się szybciej, gdy nie używał własnej magii.
- Dziękuję. - stwierdziłam lekko i wstałam by rozprostować kości. - Gdzie jest Michael?
- Wszystko dobrze? - spytała Jane. Wyglądała jakby za chwilę miała zejść z tego świata. Skinęłam głową.
- Jakąś chwilę temu coś go wykopało z kręgu i wyleciał gdzieś tam. - wskazał na północ. Czekałam na szczegóły. - Znikł z horyzontu. - widziałam jak drga mu warga. Chciało mu się śmiać. No bo w końcu nic się nie stało, nie?
- Co to było? - spytała Jane zanim Shay zdążył spiorunować ją wzrokiem.
- No wiesz tylko taka...kupa gówna no.
- Co teraz robimy? - spytał mnie Shay. To było ważne pytanie.
- To całe tołatajstwo twierdziło, że Jane jest ich panią. Czymś więcej niż człowiekiem. Musimy się dowiedzieć czym. - stwierdziłam po naszemu.
- Możemy się przenieść do mnie do domu.
- Podobno Mike go naprawił. - dodał Shay. Normalnie się wzruszyłam.
- Jak miło z jego strony. No cóż zabiję go za to potem. - uśmiechnęłam się i dodałam w języku zrozumiałym dla Jane: - Przeniesiemy się teraz przez portal do mojego domu w twoim świecie. Ale nie możesz przekroczyć jego granic. Nie możesz wyjść na zewnątrz. - wyglądała jakbym co najmniej podarowała jej nową książkę zaklęć. Nie wiem co dostają śmiertelniczki, ale taką minę miałam ja, gdy dostałam swoją.
- Zgoda, a masz tam Internet? - wywróciłam oczami.
- Oczywiście, że tak. Idę z postępem cywilizacyjny, a co ty myślałaś? - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
Shay jak zwykle musiał się wtrącić.
- Według mnie komputery i ich zawartość tylko miesza w głowach. Kłamstwa poparte kłamstwami a same wyszukiwanie trwa o wiele dłużej. Łatwiej użyć magii, ale wy, śmiertelnicy nie umiecie posiąść jej mocy i próbujecie jakoś uporać się z brakami ewolucji. - później go za to zbesztam. Teraz miałam inne rzeczy na głowie.
Ten gościu miał na czole wytatuowaną ośmioramienną gwiazdę, czyli coś się już zaczęło.
- Chodźmy. Mam parę spraw do załatwienia. - stwierdziłam na co mój bracisz zaprosił wszystkich do swojego Przejścia.
Pomachałam magom Rady a Shay posłał im jakąś wiadomość, ostatni raz spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą był krąg.
Do kogo należał ten demon?
![](https://img.wattpad.com/cover/32824752-288-k907845.jpg)
CZYTASZ
Świat magii
FantastikMagia + śmiertelniczka = kłopoty. Elena to najsłynniejsza dezerterka w Królestwie, do którego zresztą nie ma wstępu. Postanowiła chwilowo zaszyć się w świecie śmiertelników, jednak jej ojczyzna prędzej czy później się o nią upomni. W końcu łączy w s...