Rozdział 30 "Życie po życiu"

2K 214 14
                                    

*Elena*

Czy tylko ja nie wiedziałam kim są ci Łowcy?

Sądząc po reakcji Jane; ona wiedziała i to aż za dobrze. Pobladła i wyglądała jak te wszystkie ludzkie modelki-wieszaki, po prostu niezdrowo.

- Nie obraziłabym się gdyby ktoś mi powiedział co tu się dzieje! - zawołałam w przestrzeń pełną tych przeklętych unoszących się płomieni.

- Na wszystko przyjdzie czas, Lady Cross. Jeszcze chwila.

Obejrzałam się tylko po to by stanąć oko w oko z facetem, na którego chwilę temu patrzyłam, na faceta, który rozmawia teraz z Jane.

W przeciwieństwie do rozmówcy Jane; ten miał na sobie pełen strój magicznych wojowników, a mówiąc dokładniej Tropiciela (ranga wyżej niż Strażnik, czyli mówiąc kolokwialnie miał na sobie strój jakiejś ważnej persony, bo sam raczej nie dałby rady jej zwinąć).

- Ładna iluzja. - podsumowałam cicho. Wiedziałam, że to pustkowie poniesie każdy mój najcichszy szept prosto do niego. Uśmiechał się. Był kompletnym przeciwieństwem Mindforda. Był zbyt...zbyt nasz. Zbyt nienormalny by być człowiekiem.

- Bo nie jestem. - odparł lekko. Jego odpowiedź przypomniała mi o podstawowym pytaniu, które wypadałoby zadać w tej sytuacji.

- Czy ja nie żyję?

- Nie chcesz wiedzieć jakim cudem odpowiedziałem na twoje nie zadane pytanie? Albo gdzie jesteśmy? - pytał spoglądając na mnie swoimi błyszczącymi rubinowymi oczami.

- Po pierwsze; mam to w głębokim poważaniu jak to zrobiłeś. Zrobiłeś i już. Świat się na tym nie kończy. Po drugie; jeśli mi powiesz czy umarłam to bardzo wyjaśni moje położenie, nieprawdaż? - stwierdziłam z lekkim ironicznym uśmieszkiem.

Kurde, kiedy człowiek umiera robi się na prawdę sarkastyczny. Starość nie radość, młodość nie wieczność, ironia nie monotonia. Przejdźmy dalej:

- To żyje, czy nie? - teraz robiłam się jeszcze niecierpliwa. I miałam prawo. Chyba kilka dekad idę w stronę jakiegoś zdurniałego "światełka na końcu tunelu" a za chwilę może się okazać, że wcale nie musiałam.

- Jeszcze nie mam nazwy dla twojego stanu. - rzekł z nutką akademickiej dykcji. - Może sama na coś wpadniesz? - zaproponował. - Cóż...pozbawiłem twoją duszy dopływu magii, ale nie na tyle by umarła, o tyle o ile pozostajesz w stanie zawieszenia. W świecie śmiertelników nazwano, by cię "roślinką". Zapadłaś w śpiączkę.

Czyli żyję! Wiedziałam, że żyje. Mnie nie tak łatwo zabić. HA!

- Ale twój stan mogę zmienić pstryknięciem palca, jednakowoż jak i ty, jak i Jane jesteście dla mnie łakomymi kąskami. Ona z darem, tak rzadko spotykanym; manipulacją czasu...od dawien dawna żaden Niemagiczny nie posiadał tak potężnego daru. - mówił z pasją i rozmarzeniem. - A z drugiej strony ty. - spojrzał na mnie wręcz z...czułością. Czasami widziałam taki wyraz twarzy u Shaya, kiedy się na niego boczyłam.

- Ty, wielka magiczka jakże szlachetnego rodu Crossów. Pewnie jak i ty, jak i twój brat nawzajem nie wiecie o wszystkich swoich darach. - puścił do mnie oko i zaczął krążyć wokół mnie, z rękoma założonymi za plecami. - Bo przypuszczam, że nie powiedziałaś Shayowi o tym co zostawiła ci matka w genach. - jego uśmiech się powiększał. Jego słowa coraz bardziej dudniły mi w uszach. Pogłos; tak to bym nazwała.

- Jednak ty również nie znasz wszystkich sekretów swojego brata, prawda? Nie wiedziałaś o tej jednej śmiertelniczce, którą darzył prawdziwą i jedyną miłością. Uwierz mi. To jak patrzy na Jane to namiastka tego jak patrzył na tę dziewczynę.

Zaczynałam powoli, powolutku, z wolna, tracić nad sobą kontrolę. Wiedziałam, że Shay ma sekrety. Po tylu latach sekrety to jedyne co nam zostało w sobie obcego.

- Czego tu chcesz? Albo daj mi dalej żyć w śpiączce, albo zachowaj się jak rycerz na białym koniu i bądź moim wybawicielem. - mruknęłam pod nosem. Ze znużenia wstałam, ale po dłużej chwili i to straciło sens, więc usiadłam z głośnym westchnięciem i zarzuciłam włosami do tyłu.

- Jeśli tylko chcesz, albo jeśli tak postanowi Jane, zostanę twoim wybawicielem. - podszedł do mnie i położył mi dłoń na głowie. - Twoim jedynym, nowym panem.

I znikł. Czy dobrze rozumiem: jestem jakąś zakichaną śpiącą królewną a moim rycerzem jest Król Niemagicznych ludzi, którzy za cel postanowili sobie nicość i chcą porwać prawie ukochaną mojego brata?

To dobry materiał na książkę a nie moje życie.

Z westchnieniem wróciłam do oglądania poczynań Jane.

⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜

*Shay*

Szukaliśmy Jane chyba wszędzie. Phil obleciał całą okolicę i to dosłownie. A ja sprawdziłem każdy, najbardziej zakurzony, nie odwiedzany, lub odwiedzany zakątek tego miejsca.

Najpierw Elena, teraz Jane. Wiedziałem, że mam pecha do kobiet, ale nigdy nie przypuszczałem, że można je zgubić.

One same; owszem, często się gubią, ale w przeciwieństwie do facetów lubią pytać o drogę. Sytuacja wyglądała beznadziejnie a ja nie wiedzieć czemu cały czas wyobrażałem sobie scenę, w której to w końcu odnajdujemy Elenę a ona ciska we mnie kulami ognia i wrzeszczy: "Co tak długo, do jasnej cholery?!" i kopie mnie w tyłek.

Tylko te niemiłe, acz zabawne wyobrażania trzymały moje nerwy i moją moc na wodzy. Plus, gdyby nie obecność Phila rozniósłbym to miejsca na kawałki, by kamień bo kamieniu szukać dziewcząt.

Pokój Jane wyglądał jak pobojowisko, lub miejsce jakiejś katastrofy przyrodniczej.

I to z mojej winy.

Ale moje poszukiwania nie okazały się być bezcelowe. Znalazłem jej notatnik i wystającą spomiędzy innych stronic; kartkę.

"Elena żyje, ale nie musisz mówić tego Shayowi, bowiem dla niego za niedługo będzie jak martwa...". W oka mgnieniu pojawiłem swoją laskę, która lekko trzasnęła od nagłej fali wciśniętej w nią mocy. Zatrzeszczała raz, drugi i zalśniła na czarno.

Zakładam, że gdyby ktoś teraz spojrzał mi w oczy, powiedzenia "zabić spojrzeniem", nie byłoby już fikcją.

Czułem jak moje źrenice robią się całkowicie czarne, podobnie jak prezent od Eli. Czarne oczy. Źle, źle i jeszcze raz gorzej.

- Znalazłeś coś, Shay? - dreszcz przebiegł mi po plecach gdy usłyszałem pytanie Phila.

Musiałem zachować spokój. Nie ważne co było napisane na tym cholernym świstku papieru, nawet martwa Elena nie będzie dla mnie martwa, dopóki nie zobaczę na własne oczy jej ciała i nie wyczuje uwalniającej się magii. Wszystko inne jest nie ważne.

Nie obracając się podałem Philowi kartkę, udając, że szukam czegoś w notesie. I obym coś znalazł, bo w przeciwnym wypadku Jane stanie się tu jedyną poszkodowaną.

- Shay...myślisz, że...no...że może...Jane jest wtyką? - spytał niepewnie Phil, nadal stojąc za moimi plecami. Pewnie wyczuł, że coś jest nie tak.

Jednak samo jego pytanie dość mnie zaskoczyło.

- Dlaczego tak twierdzisz? - wydukałem.

- No wiesz...nadal nie wiemy jakim cudem w ogóle znalazła się w naszym świecie i to "akurat", gdy te wszystkie demonki uaktywniły Przejścia. Może to ona je otworzyła, a te stwory były tylko przykrywką. Sam mówiłem ci, że ten cały Król interesował się waszą rodziną. Może to nie chodziło o Jane. A. O. Elene. - te trzy jego ostatnie słowa, wypowiedziane w kompletnej ciszy, przerywane jego wdechami i wydechami rozbrzmiewały mi w uszach niczym wydany wyrok.

Jane...jako szpieg?

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz