Rozdział 3 - "Odwiedziny"

6.5K 475 18
                                    

*Elena*

Niech ich wszystkich piorun trzaśnie, cholera dopadnie, niech spłoną ogniem piekielnym! Nosz w dupę świętego jeża, co oni mi tu, kurde...

Mój biedny, ładny dom był kompletnie rozwalony. Wszystko co przetrwało było w kawałkach. A wszystko co było w kawałkach było nadpalone.

Mój własny ogień niemalże nie podpalił tego co zostało. Włosy unosiły się wokół mojej głowy. Cienie pełzały po kątach tego pogorzeliska.

Spokój, El. Tylko spokój może cię uratować.

Zrobiłam kilka pieprzonych wdechów i wydechów.

Jak oni śmieli...?! Wróg mojego wroga...to teraz mam dwóch wrogów. A, żeby tylko dwóch!

Ktoś zapukał...w ścianę obok wyrwanych drzwi. Żeby nie zabić przybysza wzrokiem nałożyłam na siebie run zmiany wyglądu.

- Słucham? - Nieco zmodulowałam również głos.

Chłopak stojący za... "drzwiami" był nieco wyższy niż ja. Nie zgorszy z wyglądu. W końcu rzadko spotyka się blondynów o tak mocno zielonych oczach i zawadiackim uśmieszku ukrytym w kącikach ust.

- Czy zastałem tu może niejaką Elene...? 

Przerwałam mu. 

Głos miał miękki i melodyjny. 

Co? Przysłali mi tu jeszcze na dokładkę Tropiciela?! Rozumiem, że zapas mojego rocznego szczęście już się wyczerpał, ale żeby cały pech mojego życia miał się skumulować w przeciągu trzech dni to lekka przesada.

- Niestety, jak pan widzi, wybuchł pożar i panienka Elena wyjechała. Mam coś przekazać?

- A pani to kto?

- Pomoc domowa. Margaret - odparłam obdarzając go spokojnym, doświadczonym uśmiechem miłej czterdziestolatki.

- Miło mi. Proszę jej przekazać, że czary chroniące jej dom są na prawdę mocne. Żadne ludzkie oko nie dostrzega tego "pożaru". - Też się uśmiechnął, a co! 

Teraz oboje szczerzyliśmy się do siebie w najlepsze.

- Co pan mówi? - szepnęłam uroczo trzepocząc rzęsami. Zgrywanie słodkiej idiotki wybawiło mnie od wielu problemów, byli to między innymi: natarczywi sąsiedzi, natarczywi listonosze, natarczywe harcerki z ciastkami i wszyscy inni równie natarczywi.

- Bardzo miło mi panią poznać, panienko Eleno. Będę zaszczycony mogąc panią dostarczyć na jutrzejsze posiedzenie Rady. - Mówiąc to rzucił się na mnie, a raczej na moją iluzję, przez którą przeleciał.

- Jesteś głupcem, myśląc że po czymś takim osobiście otworzę drzwi - zawołałam. 

Siedziałam sobie na balustradzie schodów wychodzących na hol. Jeszcze jakoś się trzymały, ale to była raczej niebezpieczna miejscówka.

Wstał z wycelowanym we mnie nożem.

- Czy będziesz na tyle głupi, by teraz uwierzyć, że tym razem to ja? - Mój śmiech poniósł się echem po domu.

Tak na prawdę byłam zanim, ale on dowiedział się o tym dopiero, gdy przyłożyłam mu jeden z jego własnych sztyletów do szyi.

- Drgnij, a twoja krew urozmaici mój nowy domowy wystrój - wysyczałam mu do ucha. Naprężył się. Widziałam to po tym jak jego tętnica szyjna stała się bardziej widoczna na tle jego rozjaśnionego słońcem ciała.

- Co tu robi Tropiciel? - Syknęłam mu do ucha.

- Nie jestem Tropicielem a Strażnikiem. A zabawy w iluzje to moja specjalność. Puść to. 

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz