*Elena*
Moja wizja podejrzanie dokładnie się spełniała. To mnie przerażało. Przerażało mnie, że Shay jest ze mną. W wizji go nie było.
Gdyby nie brać go pod uwagę wszystko szło tak jak to przepowiedziałam. Mogłam wręcz powiedzieć co chce powiedzieć Kelsi za nim zdołał otworzyć tę swoją tłustą gębę.
Mocniej ścisnęłam ramię Shaya. Wolałam jego niż Michaela, który miał początkowo z nami jechać. Teraz mogłam niezauważalnie zerkać na mojego młodszego brata.
Był zaniepokojony, a nawet gorzej. Nie patrzył na mnie. Co teraz myślał? O czym? O Lokim? O tym, że zgodziłam się pomóc za darmo? O tym, że w ogóle się zgodziłam tam przyjść, po tym jak on próbował mnie tam zaciągnąć setki razy?
Czy może jak ja: nie znałam żadnego maga, który potrafiłby otworzyć niezamykalne Przejście i dać się złapać.
- Czemu pojawiliśmy się na placu a nie w Pałacu? - choć znałam odpowiedź, stwierdziłam, że lepiej zadać to pytanie. Kiedy człowiek zna swoja przyszłość nieświadomie zmienia ją samym tym faktem. Na jasnowidzów mówiono widzowie, nie uczestnicy, życia. A widz nijak nie może wpłynąć na przebieg sztuki.
Mimo to modliłam się by moja wiedza o przyszłości mogła ją zmienić. Żeby cokolwiek mogło ją zmienić.
- Gdybyście chcieli pojawić się bezpośrednio w Pałacu, zginęlibyście. - akcent Sima drażnił mi ucho. Dawno go nie słyszałam, ale przesadnie za nim nie tęskniłam. Kiedy spędza się kilka tygodniu w lochach jednego z mości wyspiarzy, ten akcent jest to ostatnim co chciałoby się usłyszeć.
Teraz uwaga, zadam całkiem oczywiste pytanie, na miarę głupiego dziewczęcia jakim nie byłam:
- Dlaczego?
- Bowiem, Pałac chroniony jest przed magią. Dla bezpieczeństwa Króla.
Sam Król był całkiem miłym gościem o dość specyficznym poczuciu humoru. Jego zdaniem rozbebeszenie ludzi różnymi przyrządami lub zwierzętami na oczach innych ludzi, to świetna zabawa. Poziomem cywilizacyjnym może przewyższali ludzki Rzym, ale ich zwyczaje nie były im obce.
- Jakim cudem, więc, otwarto w Pałacu Przejście? - spytałam i to całkiem na poważnie w odpowiedzi mruknął coś pod nosem, ale nic po za tym.
- Ta...byłabym zapomniała o tej gościnności Południa. - stwierdziłam równie cicho. Znowu próbowałam zatuszować strach śmiechem. Jednakże dziś mi to nie wychodziło.
Dlaczego tu jesteś, Shay? Nie dano było mi usłyszeć odpowiedzi na to nie zadane pytanie ponieważ moje myśli pochłonął zgiełk ulicy. Szybko przeprawiliśmy się przez miasto i bez problemów dotarliśmy na pałacowy dziedziniec.
Może nieco przesadzam. Pałacowym bym go nie nazwała. Był to po prostu wielki kawał położonych koło siebie płyt z wielką, starą fontanną po środku. Wypluwała wodę jakby coś stało w tym jej marmurowym gardle.
Jak na Pałac było tu na prawdę cicho. To nie był ludzki świat, gdzie na około uwijali się turyści, przewodnicy, reporterzy, fotografowie, po prostu ludzie. Tu panowała kompletna cisza, jakby całe miasteczko było oddalone od Pałacu kilometrowym murem nieprzepuszczającym żadnego dźwięku.
Sam Pałac robił wrażenie. Marmurowe wzory wiły się wokół wysokich na kilkadziesiąt stóp kolumn, ozdobne portale, strzeliste okna pełne witraży, lub okrągłe, ogromne, bez okiennic a z kolorowymi materiałami powiewającymi na wietrze. Ściany były koloru piasku i morskiego bursztynu, lśniły w słońcu niczym kamień szlachetny.
Uniosłam głowę do góry. Gmach był ogromny. Prawie jakby nie miał końca, ale coś nowego zwróciło moją uwagę. Wieża, jakby wyłaniająca się ze środka Pałacu i mknąca ku niebu.
- Co to jest? - spytałam.
- Nowa świątynia. Bliska niebu, bliska wierze. - odpowiedział Lord Sim.
Była piękna. Z dołu wyglądała jak zbudowana z małych kolorowych szkiełek, obracających się wokół własnej osi i wokół osi wieży.
Sim zakołatał w ogromne dwuskrzydłowe drzwi. Głuche uderzenie odbiło się echem od pałacowych sal.
Drzwi ustąpiły pod dotykiem Lorda. Nikt nie przyszedł nas powitać co było raczej niezwykłe. A jeszcze dziwniejszą rzeczą była cisza jaka panowałam w środku! Bóg jeden wie, kiedy ostatnio było cicho na dworze Króla Marcusa.
To było centrum hulanek całego kontynentu Soarii, wszystkich możliwych wysp należących do Wysp Leaos...nigdy nie było tu cicho. Zawsze odbywał się tu jakiś bal, jakaś zabawa, audiencja, wystawne kolacje, obiady, podwieczorki, wieczorki, karciane spotkania.
Weszliśmy za Simem a za nami cisza. Boże, aż dzwoniło w uszach. Wszyscy czuliśmy, że coś jest nie tak. Sim przybladł, co na jego twarzy wyglądało nienaturalnie. Tak jakby ktoś sypnął mu pudrem po policzkach.
Odchrząknął i poprowadził nas po tym cudzie architektury jakim był pałac Króla Marcusa, niektórzy twierdzili, że swoim wyglądem przyćmiewał budynek obrad Rady. Na pewno można powiedzieć, że Marcus miał lepszy gust, a raczej lepsze poczucie gustu. Nie bawił się w pozłacanie i koloryzowanie przesytem wszystkiego wokół.
Opanowany styl i kompozycja bardziej cieszyły oko niż pstrokatość i nadmiar.
Schody, którymi przeszliśmy na górne piętro, by zaraz potem zejść na dół na wewnętrzny ogródek.
Sim nieśmiało skinął ku górze, gdzie chwilę potem powędrował mój wzrok. Zaniemówiłam.
Widziałam wieże lusterek...unoszącą się na poziomie drugiego piętra pałacu. Teraz widziałam małe schodki wijące się wokół wieży. Nigdy nie wiedziałam czegoś podobnego.
- Jakim cudem...? - tylko tyle z siebie wykrzesałam. - Musielibyście ciągle napędzać ją magią...
- Nie, nie. Ale reszta to królewska tajemnica. - chyba się uśmiechnął. To chyba za dużo cudów jak na jeden dzień.
- A co jest w środku tej wieży?
- Zostań jedną z Wiernych a może się dowiesz. - umilkł i ruszyliśmy dalej. Mijaliśmy wielkie sale mniej lub bardziej używane, oświetlone czy...
Przepraszam na momencik właśnie zostałam olśniona pięknem prawdziwych królewskich ogrodów i prawdziwego dziedzińca.
Tyle kwiatów, egzotycznych roślin, owoców i woni mogło być tylko tutaj. W przedsionku Ogrodów Mirr.
I teraz już wiadomo gdzie była ta cała hałaśliwa hołota. Tu. Jakieś kilka metrów od nas, gromadziła się grupka ludzi. Gdy podeszliśmy groteskowe pokrzykiwania umilkły, wszyscy na nas spojrzeli. A raczej na mnie.
CZYTASZ
Świat magii
FantasiMagia + śmiertelniczka = kłopoty. Elena to najsłynniejsza dezerterka w Królestwie, do którego zresztą nie ma wstępu. Postanowiła chwilowo zaszyć się w świecie śmiertelników, jednak jej ojczyzna prędzej czy później się o nią upomni. W końcu łączy w s...