*Elena*
Koszmar? Czy może rzeczywistość? Teraz jeszcze długo nie będę tego w stu procentach pewna.
Chciałam się obrócić na bok, jakoś poprawić, ale czułam, że moje ciało nie jest na to gotowe. Czułam jak bardzo opuchnięte mam oczy. Ile to już nocy minęło odkąd mnie uratowali?
Tyle wody ile można by zebrać z moich łez uratowałoby kilka tysięcy żyć w ludzkiej Afryce.
Chciałam ziewnąć. Chyba w marzeniach... jedyne co dostałam to skurcze mięśni i lekkie wychłodzenie, gdyż podczas moich nocnych wojaży po łóżku skopałam kołdrę, która do rana spędziła noc na podłodze.
Shay pojechał do mojego domu. Do Phila i do...
Jane.
Wiedziałam, że to nie jej wina, że postąpiła właściwie, racjonalnie, ludzko, ale... mój umysł dręczył mnie jednym i tym samym: bólem, bólem którego źródło stanowiła decyzja tej dziewczyny.
Pierwszy raz od dawien dawna miałam ochotę zapalić, a to źle wróżyło.
Po wielu próbach, trudach i znojach udało mi się wstać. Wyjrzałam za okno. Liście już żółkły a słońce nie dawało już tyle ciepła.
Ile to czasu minęło odkąd Jane zadzwoniła do tego swojego nekromanty a ten przepadł? Przepadł z odpowiedziami, z moją magią.
Zwinęłam dłoń w pięść. Nie byłam stworzona do siedzenia bezczynnie i patrzenia jak wiatr szumi za oknem.
Podeszłam do swojej prowizorycznej toaletki. Nadal byłam w Pernom. Nadal trzymali mnie w lecznicy i nie chcieli chociażby wypuścić do domu. Dlaczego?
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Blada cera wciąż pozostawała niezdrowo jasna. Patrzyła na mnie para udręczonych i zmęczonych oczu.
Dlaczego tu siedziałam?
Chwyciłam małą poduszkę, w jaką krawcowe wbijają igły i z całej siły ścisnęłam.
Odpowiedzią były - ataki. Ataki agresji. Samorzutne. Często nieświadome. Na samej sobie a czasami na otoczeniu. Byłam w izolatce po tym jak zaatakowałam jedną z pomocniczek.
Żaden uzdrowiciel nie potrafił wytłumaczyć tego, że bez używania magii posiadam taką siłę. Też tego nie rozumiałam. Ale jednego byłam pewna - im dłużej tu zostanę, tym gorzej będę się czuć. Dlatego też miałam zamiar wprowadzić w życie swój własny plan.
W sumie powstał on, gdy tylko usłyszałam, że Shay myśli o chwilowym wyjeździe i poszukiwaniu tego całego Chrisa. Od tamtego momentu codziennie skrzętnie zbierałam talizmany przeciwbólowe, bym miała siłę wyjść stąd i nie paść metr dalej.
Rany nie były już problemem. Przynajmniej nie wszystkie; większość została uleczona, zszyta, bądź opatulona bandażami do granic możliwości.
Drgnęła mi powieka. Swój plan miałam zamiar wprowadzić wieczorem, po kolacji. Aż do tej "ostatniej wieczerzy" miałam zamiar spać i zbierać energię, by stąd uciec. Nie ważne gdzie, nie ważne czy Shay zejdzie przez to na zawał czy nie. Ja musiałam stąd wyjść. Ta potrzeba nasilała się z dnia na dzień.
Rozciągnęłam nieco skostniałe mięśnie i wróciłam do łóżka.
Patrzyłam w sufit. Zamknęłam oczy; zobaczyłam Jego, poczułam przeszywający ból, wzdrygnęłam się i otworzyłam oczy. Wbiłam sobie paznokcie w dłoń aż zobaczyłam na niej krople krwi. Widać mój chory umysł potrzebował ofiary, by móc dać mi w zamian sen.
Zamknęłam oczy i zmusiłam się do zaśnięcia.
⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜⚜
CZYTASZ
Świat magii
FantasyMagia + śmiertelniczka = kłopoty. Elena to najsłynniejsza dezerterka w Królestwie, do którego zresztą nie ma wstępu. Postanowiła chwilowo zaszyć się w świecie śmiertelników, jednak jej ojczyzna prędzej czy później się o nią upomni. W końcu łączy w s...