|na wyspie|
Po całym pocałunku było bardziej niż niezręcznie. Staliśmy blisko siebie przez długie sześćdziesiąt sekund i łapaliśmy oddechy. Ogień powoli dogasał, tlił się jednak i czułem, że gdybym znów pochylił się do przodu i przywarł do Dana, ten na nowo by stał się wszechogarniający. Nie mogłem dać się skusić żądzy, bo gonitwa myśli narodziła się na nowo. Docierało do mnie, co tu miało miejsce, na co się godziłem i że rozmyślałem nad kontynuowaniem nawet po skończeniu. Zawsze czułem różne rzeczy, ale takiego żaru płynącego z wnętrza jeszcze nie. Cholera, nawet nie mogłem tego zrzucić na emocje seksualne, bo masturbowałem się wielokrotnie i nigdy nie było czegoś takiego, nawet w małym procencie nie były odczucia do siebie podobne. Jak powinienem rozumieć tę sytuację? Dan mi się podobał? Byłem gejem? Chciałem uprawiać z nim seks?
Wzdrygnąłem się na swoje bezgłośne pytania, ale to pozwoliło mi odsunąć się nieznacznie od chłopaka. Zamrugał szybko, też budząc się z oszołomienia. Zdjął maskę i schował do kieszeni spodni, nie patrzył mi w oczy.
– Tu już nic ciekawego nie znajdziemy. Chodźmy stąd.
Nie czekał na mnie, poszedł przodem. Dotknąłem nieświadomie warg, które nadal uporczywie mi pulsowały. Czułem obecność Dana, chociaż już nie było go obok. Może znów byłem rumiany na twarzy, może on też. Cholera, ta wyspa mnie przeklęła jak nic! Potrząsnąłem głową, żeby szybko pozbyć się tego ciężaru na sercu, gasząc bezpowrotnie płomień. Zaraz po powrocie do domu musiałem sobie zapisać do notatnika, że pojawiło się kolejne określenie w moich doświadczeniach.
Wyszedłem po schodach na powierzchnie, a parne powietrze uderzyło we mnie niczym podmuch olbrzyma. Zakasłałem i też zdjąłem swoją maskę, wrzucając do plecaka, którego zaraz zapiąłem szczelnie i zarzuciłem na ramię. Szukałem wzrokiem Dana i sam nie wiedziałem, czy chciałem go znaleźć, czy lepiej unikać go przez resztę pobytu na wyspie. Dan wyłonił się z zarośli i spojrzał na mnie, nie mając na twarzy wypisanych oznak tego, co się wydarzyło. Może jego usta były trochę bardziej wyraźniejsze... albo ja patrzyłem w nieodpowiednie miejsce na jego twarzy.
– Proponuję iść dalej, chyba że coś dogrywasz? – spytał opanowany. Naprawdę to dla niego nic nie znaczyło? Ja ledwo myśli zbierałem do kupy!
– Nie... chyba mam wszystko – i nawet więcej, dopowiedziałem w myślach.
Kiwnął głową i zawrócił, znów znikając za chaszczami. Zagryzłem mocno wargę i poszedłem za nim. Czułem skurcz wnętrzności, gdy przed oczami pojawiał się Dan i jego przysunięcie się do mnie. Naprawdę całowałem się z chłopakiem, podobało mi się to. Musiałbym spróbować ponownie, aby potwierdzić swoje przypuszczenia, ale cholera, myślenie o powtórzeniu, wywracało mój żołądek do góry nogami. Zachciało mi się rzygać z nerwów. Nie mogłem być gejem!
– Hej – zawołałem go, odwrócił się tylko na chwilę. – Wiem, że tutaj jesteś znanym właścicielem, a poza wyspą? Posiadasz przyjaciół?
Przystanął, ale zaraz ruszył dalej. Błagałem w myślach, żeby podjął temat i żebyśmy obaj skręcili z myślenia o naszym wspólnym wybryku. Potrzebowałem wierzyć, że on niczego nie zmieniał, wręcz przeciwnie, że nic nie znaczył.
– Nie bardzo – odpowiedział w końcu. – A ty?
Byłem pewien, że wspominałem o swoich znajomych, ale może Dan wcale mnie wtedy nie słuchał lub... też miał przyćmiony umysł i nie potrafił sięgać pamięcią wstecz, dalej, niż piwnica jego rodzinnej włości.
– Tak. Zoe jest surowa... – zawahałem się, bo mógł źle zrozumieć określenie. – Anja bardziej dziecinna, a Urlik dorosły i mądry.
Wolałbym opisać ich w bardziej konkretny sposób, bo Anja owszem, była dziecinna, ale tylko w naszym towarzystwie, gdy mogła sobie na to pozwolić. A Urlik był mądry tylko wtedy, gdy trzeba było błysnąć wiedzą. Na co dzień przy nas błyskał, ale zboczeniem.
CZYTASZ
Find it//bxb//✔
Romance„Chodząc po muzeach czy opuszczonych domach, wiesz, że historia tych miejsc i przedmiotów powstała. Twoja wciąż jest skrobana przez los na pustych kartach przyszłości. Lubisz patrzeć na to, co nie wróci, nagrywać to dla przyszłego siebie. Ale lubisz...