|na wyspie|
Wróciłem do domu i niemal od razu usiadłem przy stole. Położyłem głowę prawym uchem na blacie, dłonie schowałem pod, a ciężkie westchnienie opuściło moje płuca. Patrzyłem w krajobraz za oknami. Potrzebowałem dosłownie dnia spokoju. Potrzebowałem wrócić na właściwe tory zdrowego myślenia. Nic z tego, gdy usłyszałem w tle szuranie nogami.
– Nie wróciłeś na noc, dzieciaku – odezwała się Alexis. Musiała stanąć przy jednym z krzeseł. Na szczęście nie była w zasięgu mojego wzroku.
– Zjesz śniadanie? – spytała łagodnie mama.
– Nienawidzę tej wyspy – mruknąłem niczym obrażone dziecko. Alexis się roześmiała, za to mama usiadła na krześle obok i popatrzyła na mnie z czułością. Nienawidziłem tego.
– Mogę zadzwonić do twojego taty i porozmawiać o skróceniu twojego pobytu – zaczęła spokojnie, co nie spodobało się Alexis.
– Niech się pomęczy – odparła twardym angielskim – w życiu nic nie ma za darmo.
– Odezwała się pani z wyspy. – Wywróciłem oczami i wstałem.
– Co ty masz do wyspy?
Słyszałem, jak sili się na zapanowanie nad gniewem.
– Domyśl się?
Poszedłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi. Obie pary. Zrzuciłem bluzę i postanowiłem posiedzieć przy komputerze. Siedziałem tak dobrych kilka godzin, aż nie zaczęło mi burczeć w brzuchu. Analizowałem i wiecie co? Gówno. Jakież zaskoczenie. Moja sytuacja nie była czarno-biała, a Alexis miała rację. Tak, możecie wziąć flamaster i podkreślić te słowa w kalendarzu. Ucieczka wcale nie była rozwiązaniem. Od matki to jedno, ale Danowi winny byłem wyjaśnienia, nawet jeśli miały spotkać się z niezrozumieniem lub krytyką. Trudno. Przynajmniej sam by doszedł do wniosku, jak niestabilny byłem.
Ubrałem czapkę na głowę i okulary na nos. Wsunąłem telefon do kieszeni i wyszedłem z domu wraz z kilkoma drobniakami na posiłek u Helmera. Facet świetnie gotował i wypadało wspierać jego wyspiarski lokal. Nie spotkałem już lesbijek, więc mogłem wyjść bez dodatkowych niemiłych słów. W sercu wyspy jak zwykle kwitło życie. Rozmowy się toczyły, ludzie odpowiadali mi na powitanie uśmiechami, gestami i słowami. Nawet w knajpce spotkałem Alinę, która na mój widok zaczęła nerwowo przeżuwać posiłek.
– Wybierz mi coś – powiedziałem to samo, co zwykle do Tessy. Roześmiała się wesoło i zapowiedziała, że przyniesie mi do stolika.
Na szczęście klientów więcej nie było, dlatego po złożeniu zamówienia u szefa, zaraz siadła naprzeciwko mnie i dotrzymała mi towarzystwa. Alina spoglądała co jakiś czas w naszym kierunku, ale nie ośmieliła się rzucić dygresją. Tessa ze spokojem rozmawiała, znała mój sekret – pewnie cała wyspa znała, a o tym nie wiedziałem – i starała się z całych sił zniżyć do mojego poziomu. Było mi wstyd z tego powodu. Bycie słabym w towarzystwie nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Wolałem się zniżać i komuś pomagać. Jakoś tak... było bezpieczniej. Sam nie wiem dla kogo.
– Mogę jutro do ciebie wpaść? – spytała nagle.
Uniosłem wzrok z talerza na jej twarz. Wyczekiwała odpowiedzi, a moje ciało zareagowało w jeden możliwy sposób: mrowieniem. Flirt. Niebezpieczna gra, przed którą ostrzegał mnie Dan i sam wiedziałem, że Tessa łatwo zmieniła obiekt westchnień z niego na mnie. Jak na początku mi to schlebiało, teraz naprawdę źle się z tym czułem. I właśnie podjąłem w tych okolicznościach najgorsza możliwą opcję:
– Jasne. Tylko rano rozmawiam ze swoją dziewczyną, więc może koło południa?
Zamrugała zaskoczona, ale ja strzeliłem w sedno. Ciche oszołomienie wydobyło się z jej ust, przez co zacząłem odliczać sekundy ciszy. W końcu uśmiechnęła się, a ja przeczuwałem, że właśnie wsadziła mnie do szuflady „nieosiągalny". Bardzo mnie to cieszyło, ale starałem się pohamować zachwyt przy niej, bo chyba nie wypadało.
CZYTASZ
Find it//bxb//✔
Romance„Chodząc po muzeach czy opuszczonych domach, wiesz, że historia tych miejsc i przedmiotów powstała. Twoja wciąż jest skrobana przez los na pustych kartach przyszłości. Lubisz patrzeć na to, co nie wróci, nagrywać to dla przyszłego siebie. Ale lubisz...