XVIII: Nieporadny głód

1K 105 65
                                    

|na wyspie|

Mama wyszła, a Dan wszedł jak do siebie. Miałem otwarte drzwi od swojego pokoju, aby lepiej słyszeć czyjeś nadejście. Na przykład Alexis. Dodatkowo panowała niezła wichura, chociaż nie padał deszcz. Jeszcze nie. Chłopak zapukał w otwarte drzwi i popatrzył na mnie z uśmiechem. Był dziwnie spokojny i radosny, chociaż to dobrze. Ja byłem przygnieciony wspomnieniami i własnymi rozterkami. Nie chciałem go męczyć, sam byłem zmęczony, chociaż była dopiero jedenasta rano. Siedziałem przy komputerze z nogą przy piersi i bez sensu dłubałem długopisem w kartce, wpatrując się tak naprawdę w obraz, który stał teraz na mini palecie na blacie.

Nie musiałem udawać uśmiechu, Dan od razu dostrzegł mój nastrój i jego własny szczery uśmiech zniknął. Wszedł za to do środka i stanął przy mnie.

– Wszystko okej?

– Tak, ja tylko – zawahałem się – dostałem prezent od taty.

Wskazałem głową na obraz, więc i on na niego spojrzał. Widziałem podziw w jego oczach, nawet chęć dotknięcia jak ja kilka razy to zrobiłem, ale nie przerwałem tej chwili ciszy. Byłem ciekaw, czy dostrzeże tam napis, czy pośród tych gór, rzeki, latarni i lasu zobaczy ukryty przekaz.

– Twój tata go namalował?

– Tak. Jest muzykiem i malarzem – odpowiedziałem, a słowa znałem już wcześniej. Byłem przygotowany, aby opowiedzieć trochę o jego zawodzie, chociaż nie musiało to Dana interesować.

– Jest piękny – pochwalił szczerze i wreszcie na mnie spojrzał z góry. – Dlaczego więc jesteś smutny?

– Muszę go przeprosić, ale to potem. No i też widziałem się rano z mamą. Bez Alexis było... inaczej.

– Normalniej? – dopytał z uniesioną brwią, jakby i tak znał już odpowiedź.

Wyciągnął do mnie dłoń, więc chwyciłem ją bez żadnych oporów. Podciągnął mnie w górę i usadził się jako pierwszy na łóżku, oczywiście dalej ciągnąc mnie w swoją stronę. Nie zastanawiałem się nad tym, siadłem przy nim i jak zwykle, oparłem się o niego ciałem, a on mi na to pozwolił, oplatając ramieniem.

– Kochasz ją – stwierdził cicho, na co się spiąłem. Nie przeszkadzało mu to. – Nadal czujesz się zraniony, ale musisz być też tym zmęczony. Ja jestem.

– To znaczy?

– Zmęczyłem się pewnego dnia nienawiścią do rodziców – wyjawił bez problemu, ale słowa formował spokojnie. – Miałem ochotę iść do domu, powiedzieć im, że kocham ich, nawet jeśli oni nie kochają już mnie. Chciałem zobaczyć ich reakcję.

– Tęsknisz za nimi.

Sam nie wiem, czy go pytałem, czy bardziej stwierdzałem fakt, bo niepodważalnie tym był. Każde dziecko tęskniło za rodzicem i nigdy nie twierdziłem, że dobrze mi z powodu braku matki. Że nie zastanawiałem się, czy jest zdrowa, czy myśli o nas i czy chociaż przez chwilę żałuje porzucenia nas. Mogłem jej nienawidzić, ale nie potrafiłem przestać o niej myśleć.

– Często – przyznał z czymś w głosie, co wywołało skurcz moich wnętrzności. – Ale wiesz, jestem za stary na płakanie z ich powodu.

– Stary? – zdziwiłem się i podniosłem, żeby spojrzeć mu w oczy. – Ile masz lat?

– Dwadzieścia jeden – odpowiedział zaskoczony moim pytaniem.

– Jesteś o tyle ode mnie starszy?!

– Jak mogłeś nie wiedzieć, Remi?

Parsknął śmiechem, a ja miałem ochotę go zamordować. Umawiałem się z trzy lata starszym facetem, czułem się jeszcze bardziej dziecinnie niż wcześniej. Sądziłem, że mógł być w moim wieku, ewentualnie z rokiem różnicy, ale trzy lata? To oznacza, że ja nocą... To też poprowadziło mnie do innej myśli, która tak niebezpiecznie krzątała się po mojej głowie całą noc. A teraz Dan leżał na moim łóżku, ja obok niego.

Find it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz