|na wyspie|
Przyjście na piknik okazało się trudniejsze, niż myślałem. Nie znałem drogi, a proszenie o pomoc lesbijki było zbyt złe, dlatego schowałem swoją dumę do kieszeni i zacząłem szukać kogoś znajomego w sercu wyspy. Tessa na szczęście wraz ze swoim szefem dopiero kończyli zmianę i wychodzili. Na mój widok dziewczyna gwałtownie przystanęła i powiedziała coś do szefa z uśmiechem, co sprawiło, że poszedł dalej i kiwnął mi na powitanie.
– Hej.
Było niezręcznie, czułem to w jej głosie, ale mogłem to jeszcze posklejać. Jakoś.
– Przepraszam za to, czego świadkiem byłaś. – Zacząłem bawić się dłońmi. – Czy mogłabyś mi mimo tego przedstawienia pomóc i wskazać drogę na piknik?
Chwilę to trwało, zanim zaczęła się śmiać. Nie wiedziałem za bardzo co począć, śmiać się z nią czy cierpliwie czekać. Ale szybko się opamiętała i nie wyglądała już na spiętą.
– Daj spokój, nie ma za co przepraszać. I pewnie, że ci pomogę. Właściwie idę prosto do rezerwatu, więc możemy iść już teraz, chcesz?
Zgodziłem się i zaczęliśmy spacer. Nie spieszyła się, więc i ja nie poganiałem. Kamień spadł mi z serca, że w jej głosie nie było już niczego, co kazałoby odejść i nie niszczyć bardziej swojej osoby w jej oczach. Paliłem mosty, a to źle. Jak miałem przetrwać w tym miejscu dwadzieścia dni, to powinienem przestać zachowywać się jak rozkapryszony gówniarz – nawet jeśli takowym byłem.
Szliśmy chodnikiem wyłożonym kamieniami, który codziennie przecinałem w drodze do domu i do serca wyspy. Teraz jednak szliśmy zgodnie z jego kierunkiem. Mijały minuty, a my ciągle narażaliśmy się słońcu na udar, ale Tessa chyba przywykła, bo nie była ani trochę spocona.
– Wiesz... – odezwała się niespodziewanie. W jej głosie pojawiła się nuta zaciekawienia i współczucia, czyli dziwna mieszanka.
– Co tam?
– Rozmawiałam chwilę z Sal – zerknęła na mnie z przepraszającą miną – i powiedziała, że nie rozmawia z tobą po norwesku, żeby coś przed resztą ukryć, ale żeby zrobić ci przyjemność. Cóż, my też zauważyliśmy, że niezbyt pewnie nam odpowiadasz i przeważnie są to krótkie zdania... oj. – Wytrzeszczyła oczy i chwyciła mnie za ramię, przez co przystanęliśmy. – I że średnio radzisz sobie z tłumaczeniem monologów. Szczerze, czy mam coś powtórzyć wolniej? Albo użyć innych słów?
Była tak zdezorientowana i zaniepokojona, że przez chwilę miałem ochotę walnąć głową w te kamienie, bo może doznałem halucynacji. Zrozumiałem wszystko, co powiedziała, bo o dziwo mówiła spokojnie i używała prostych słów, które znałem lub domyślałem się sensu zdania. Nie wiem, czy nie powinienem być zdenerwowany na Sal, że sprzedała moją słabość, ale z jakiegoś powodu poczułem ulgę. Ktoś jeszcze wiedział. Byłem słaby i co z tego? Nie lubiłem matki lesbijki i co z tego? Taki właśnie byłem. Mogłem schować dumę do kieszeni, jeśli moje słabości dałyby mi chwilę wytchnienia.
– Jest okej, dzięki – zapewniłem wreszcie. – Jak ktoś mówi wolno i wyraźnie, to rozumiem. Albo domyślam się. Urlik byłby lepszym rozmówcą.
– Urlik? – śmiesznie wymówiła jego imię i przechyliła głowę.
– Mój przyjaciel z Norwegii. Przepraszam, słaby ze mnie towarzysz, czy coś.
– No coś ty! – Potrząsnęła mną trochę zbyt gwałtownie. – Nie przyszło mi przez myśl, że język może być problemem, więc od teraz po prostu mów mi, jak czegoś nie wiesz, a ja obejdę to lub przetłumaczę w Google. Albo znajdę słownik w bibliotece.
CZYTASZ
Find it//bxb//✔
Roman d'amour„Chodząc po muzeach czy opuszczonych domach, wiesz, że historia tych miejsc i przedmiotów powstała. Twoja wciąż jest skrobana przez los na pustych kartach przyszłości. Lubisz patrzeć na to, co nie wróci, nagrywać to dla przyszłego siebie. Ale lubisz...