IX: Płomień

1K 129 106
                                    

|na wyspie|

– Gdzie mieszkasz? Poza wyspą – spytałem, idąc za Danem w kierunku jakichś ruin.

– Mała mieścina pod Londynem.

Prawie złamałem nogę, gdy wpadłem do dziury głębszej, niż się na oko wydawała przykryta liśćmi. Dan pochwycił mnie instynktownie za łokieć i dzięki temu przeżyłem wraz z kośćmi. Pociągnął mnie do siebie, aż na niego wpadłem. Nasze twarze dzieliło od siebie z kilka centymetrów, a mój procent geja zmienił się w dyszkę. Pełną okrągłą dyszkę. Facet to też opcja... kiedyś może powinienem wziąć ją pod uwagę.

Dan puścił mnie gwałtownie i wyprzedził, żeby ruszyć wreszcie do przodu. Dwa dni temu piliśmy i gadaliśmy bez większego sensu do drugiej w nocy, kolejnego umówiliśmy na zwiedzanie, więc musiał wziąć wolne w kościele dla mnie, a właśnie tego pełzliśmy od godziny po wyspie. Nogi mnie bolały, miałem kilka pogryzień i nawet czapka mi nie pomagała w dzisiejszym bólu głowy. Może więc sobie wmawiałem, że jego policzki poczerwieniały. Otrząsnąłem się szybko, bo to na pewno w tym tkwił problem.

– Lubisz tu przyjeżdżać? – zadałem kolejne pytanie, doganiając go.

– Tak. A ty? Polubiłeś to miejsce?

– Miejsce okej.

– Ale? – Zatrzymał się i znów prawie na siebie wpadliśmy. Tym razem nic sobie z tego nie robił, tylko czekał.

– Co ale?

– Miejsce spoko, ale?

– Nudzę się.

– Jesteś idiotą, z idiotą ciężko się rozmawia.

I ruszył dalej, a ja miałem ochotę znaleźć stado kleszczy i go w nie wrzucić.

– Bo co?

– Bo każdy nastolatek zna angielski, a ty nie. Nie można z tobą rozmawiać.

– Język ciała jest ciekawszy.

Przetarłem oczy, gdy wszedłem w pajęczynę i, jak to mawiają, do trzech razy sztuka. Tym razem wpadłem na Dana i polecieliśmy na wyboistą ścieżkę, którą chyba nikt się nie przechadzał. Niemal słyszałem chrupnięcie pod jego plecami, ale równie dobrze mogła być to gałąź co kręgosłup. Podniosłem się na ramionach.

– Czemu tak znienacka się zatrzymujesz?

– Cz... – zająknął się i też próbował wstać. – A czemu ty ciągle nie patrzysz na drogę!

– Chwila. – Przycisnąłem go udami do ziemi, żeby jeszcze nie wstawał. Spojrzał na mnie tak wielkimi oczyma, że prawie wyszły mu z oczodołów. – Już drugi raz. Wstydzisz się rozmów o seksie i miłości. Zgadłem? Zgadłem?

– Ty... jesteś jak duże dziecko. Głupie dziecko. Złaź, kurwa!

Pchnął mnie, przez co padłem na zielsko obok, ale to nic. Znalazłem słaby punkt Dana i nie mogłem wyjść z podziwu, że może to ja byłem prawiczkiem, ale na świecie istniał chłopak starszy ode mnie, który nie potrafił rozmawiać o tych sprawach!

– Hej. – Nie zareagował, więc wstałem za nim. – Hej! – Odwrócił się ze złością, otrzepując się z robali. – Język ciała naprawdę jest ciekawszy, mówię poważnie.

– Kutas – syknął, idąc przodem.

– Masz szczęście, że nie mówię płynnie po angielsku, bo byś się we mnie zakochał, ale ciała mam opanowany do perfekcji – pierdolenie o Szopenie – więc jeszcze mogę cię rozkochać.

Find it//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz