Rozdział 16

54 14 0
                                    

 Ksawier został na noc w willi Rudków, patrząc dodatkowo na to, że dziewczyna może czuć się nieswojo sama w murach domu. Miał jakieś niejasne wrażenie, że ta okolica zrobiła się niebezpieczniejsza, niż ogół ludzki przypuszczał. Po ataku na niego wprawdzie policja rozpoczęła śledztwo, ale nikt nie traktował tego jako coś realnego, co mogło się zdarzyć w Czmilinie. Podejrzewano nawet, że to nauczyciel przywiózł za sobą tych „zbirów". Lokalna gazeta zrobiła za to pewien nie miły nagłówek...

Z zamyśleń wyrwał go głos Aurelii. Było koło szóstej, on nie spadł już od dłuższego czasu, bo ból żebra dał o sobie znać nad ranem, pewnie je lekko nadwerężył wczorajszego wieczoru. Tak więc bijąc się myślami czekał, aż dziewczyna się obudzi.

— Czemu nie śpisz, Ksaw? — zapytała zaspana, obracając się do niego twarzą i kładąc się mu na ramieniu. Nie otworzyła jeszcze oczu, ale uśmiechnęła się, czując, że mężczyzna na nią spojrzał.

— Jakoś tak — mruknął — nie lubię chyba nowych miejsc.

— Chcesz wstać?

— Śpij, nie przejmuj się — odparł, obejmując ją ręką.

Teraz się jednak już nieco rozbudziła i spojrzała do góry, na jego twarz. Nie zdradzała za dużo, ale kiedy się podniosła, zrozumiała, że ból dał o sobie znać. Zwlekła się z łóżka, co może nie stało nawet koło słowa „gracja" i poszła do kuchni. Ksawier wstał zaraz za nią, czując się winnym, że sprawił, by wstała. Dziewczyna weszła na kuchenny blat, bo szafka z lekami znajdowała się wyjątkowo wysoko i zaczęła przeszukiwać plastikowe koszyki. Kiedy mężczyzna do niej dołączył, stanął za nią i chwycił ją w talii, mając w głowie scenariusz, gdzie jeszcze spadnie i coś sobie zrobi, a jej rodzice powiedzą, że to jego wina. Dziewczyna się lekko wzdrygnęła na dotyk jego palców na skrawku nagiej skóry, gdzie koszulka już nie sięgała.

— Nie miałaś wstawać — szepnął.

— To ty nie miałeś wstawać — odparła, sięgnęła tak głęboko jak potrafiła i ze zwycięską miną pokazał mu lek przeciwbólowy.

— Życie nie polega tylko na uśmierzaniu bólu, czasami po prostu trzeba to czuć.

— Ale tak nieustannie? — Wywróciła oczami na jego filozofie, sięgnęła po szklankę i zeskoczyła z blatu.

— Jeśli tego wymaga sytuacja — mruknął, biorąc tabletkę i popił ją wodą.

Usiedli przy stole w jadalni i w ciszy dopijali zaparzoną wcześniej herbatę. Zaraz prawdopodobnie któreś z nich wstanie by zrobić śniadanie, ale póki co się do tego nie kwapili.

— Powiedz mi coś o sobie — poprosiła, przerywając ciszę. — Coś, o czym nikt nie wie.

Spojrzał na nią zaskoczony, nie do końca wiedząc, co takiego może powiedzieć osobie, która naprawdę dobrze go poznała. Nie w całości, ale to byłoby niemożliwe. Niemniej, Aurelia już i tak wiedziała więcej niż przeciętni jego znajomi.

— Zawsze kroję pizzę na równe cztery kawałki — palną — a jedyna pizza, którą jem, to Fungi. Oprócz tego, kiedy byłem w liceum, zawsze wracałem na weekend do domu. No bo mieszkałem u moich dziadków, we Wrocławiu — wyjaśnił, widząc jej niepewną minę.

— Nie czułeś się samotnie z dala od rodziców i braci?

Pokręcił głową, bo nie było to dla niego jakieś bardzo bolesne. Miewał dużo gorsze troski i wcale nie były związane z ojcem czy rodzeństwem.

— A kiedy już wracałem do domu, Regina wymusza na nas pewną grę — kontynuował — chodziło o to, że kiedy nie było rodziców, no bo oczywiście zabraniali nam oglądać telewizji, graliśmy w jeden z dziesięciu z uczestnikami. Tyle że gdy ktoś nie umiał odpowiedzieć na pytanie, musiał opuścić pokój. I nie mógł do niego wrócić do następnego weekendu albo dopóki nie nauczył się określonego materiału.

TranscendencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz