Rozdział 18

68 7 0
                                    

 Znać człowieka to wiedzieć, jaki nie powinien być. Ksawier miał wrażenie, że poznał już wystarczająco Relkę, by wiedzieć, kiedy coś jest nie tak, kiedy zachowuje się inaczej. I z całą pewnością mógł stwierdzić, że chociaż się nie przyznała, bardzo boi się burzy. Wpatrywał się w śpiącą na kanapie dziewczynę już od kilku minut, rozmyślając nad jej charakterem. Musiał bardzo się pilnować, by nie odgarnąć jej z czoła opadających blond kosmyków. Bał się, że taki ruch by ją zbudził, a chciał, by się wyspała. Było koło piątej, na plebanii panowała głucha cisza. Wyjrzał na korytarz, ale ani proboszcza, ani gosposi nie było widać. Wrócił więc na dywan, na którym spał i usiadł przed pogrążoną w snach Aurelią. Analizował jej twarz, obserwując spokojne rysy.

W naturze wszystko ma swoje przeciwieństwo, pomyślał. Protony i elektrony, kwarki górne i kwarki dolne. Kosmiczna symetria panuje we wszystkim, co nas otacza. I teraz, ciągle patrząc na dziewczynę, czuł, że być może ona jest jego przeciwieństwem, które idealnie się do niego dopasuje, by mogli tworzyć całość. I chociaż była niestabilna jak antymateria, w tym jednym, jedynym wypadku, zakładając, że on jest materią, gdy się spotkali, nie nastąpiła anihilacja. Wręcz odwrotnie, w końcu poczuł, że żyje i że nic tego nie zburzy. Poczekał do szóstej i zbudził dziewczynę, bo musieli jeszcze znaleźć kogoś, kto im pomoże naprawić rower. Dziewczyna niechętnie wstała, bo wczorajsze grzmoty nie dawały jej długo zasnąć. Kiedy tylko burza się kończyła, przewalała się kolejna. To blisko, to daleko.

Ku ich zadowoleniu, Leosia zapewniła ich, że jej syn, miejscowy mechanik, załatwi sprawę z oponą i będą mogli spokojnie powrócić do Czmilina. Obydwa ich telefony padły, a na plebanii nie mieli jabłkowej ładowarki, jednak Ksawier wątpił, by jego brat w ogóle zauważył brak drugiego osobnika w domu. Ludmiła raczej też nie podniosła alarmu, kiedy Aurelia nie wróciła po Echo, pewnie uznała, że gdzieś się zatrzymali na noc i tyle. Grzecznie zjedli naszykowane kanapki, popijając je raczej nie smaczną Inką i podziękowali bardzo za gościnę. Zanim odeszli do owego Pawełka Grzechotyki, proboszcz zagadnął Ksawiera:

— Zaufanie buduje zaufanie, pamiętaj o tym.

Uśmiechnął się i zniknął za drzwiami jadalni, powolnym krokiem idąc na poranną mszę. Szczawiński patrzył nieswoim wzrokiem za księdzem, bo nie mógł znaleźć żadnego powodu, by duchowny miał mu coś takiego powiedzieć.

Udało im się przed dziesiątą opuścić Polankę i wyjechali na szosę, która powinna prowadzić od razu do ich domu. Jechali nie za szybko, aczkolwiek zależało już im na czasie. Na pewno przed dwunastą zjedzą wspólnie drugie śniadanie.

***

Państwo Rudkowie mieli wrócić w przedostatni dzień wakacji, to jest w piątek trzydziestego sierpnia. Dawało to Aurelii jeszcze cztery dni w samotności. Spędziła trochę czasu z Ludmiłą i Erykiem, ale przez ostatnie niemiłe doświadczenia z Marcelem musiała się trzymać z daleka od toru wrotkarskiego. Jednak, siedzenie w kawiarni z mało lubianym chłopakiem i przyjaciółką, która pracuje, to nie była definicja idealnie spędzonych wakacji. Gdyby nie poznała Ksawiera, to wszystkie miesiące do rozpoczęcia studiów by tak wyglądały. On jednak zmienił wszystko, tak samo, jak staż w archiwum. Bardzo bała się momentu, kiedy będzie musiała odejść z tej dobrowolnej pracy. Nie powinno przecież to nic zmienić, ale już teraz czuła pewne ukłucie w środku, że mogłaby nie widzieć mężczyzny codziennie, nie być jego prawą ręką.

Umówili się w poniedziałek w Ludwisku w jednej z restauracji. Ksawier miał kilka rzeczy do załatwienia w szkole, a Aurelia za to musiała w końcu dostarczyć na uczelnie potrzebne dokumenty. Pojechali więc osobnymi samochodami w różnym czasie, ale plan był taki, by o drugiej odebrać rezerwację stolika w „bar—na—bazilla" i tam też się spotkać nad najlepszymi pierogami w województwie. Relka nigdy nie była w tym miejscu, ale kiedy stanęła przed szklanymi drzwiami, od razu jej się spodobało.

TranscendencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz