Rozdział 4

118 42 23
                                    

Ksawier nie myślał, że dzień upłynie mu tak szybko. Nim się obejrzał, było wpół do dwunastej, a co za tym idzie, coraz mniej czasu do spotkania z Aurelią, która miała się wybrać z nim na zakupy. Nawet nie zdążył wrócić do domu w czasie długiej przerwy, przebrał się więc z marynarki i krawata w schowku, a raczej próbował, bo próbę tę udaremniła Aurelia, która zjawiła się wcześniej, niż by przypuszczał. Kiedy zauważyła go zakradającego się do pomieszczenia pomiędzy jego gabinetem a salą gimnastyczną, podbiegła i złapała go za rękaw. Lekko zdziwił go ten fakt spoufalenia, co oznaczało, że podczas wczorajszego spaceru nastąpił jakiś przełom.

— Gdzie się wybierasz z tą tajemniczą torbą? — zagadnęła, przyglądając się z zaciekawieniem małej, sportowej torbie na jego ramieniu.

— Przebrać się — mruknął, bo nie do końca wszystko szło po jego myśli tego dnia. Najpierw wylał kawę na zwolnienie Pamewskiego, potem wpadł na tatę Aurelii, czyli dyrektora i podeptał jego nowe buty, a na koniec, jakby tego było mało, pomylił matkę jakiegoś ucznia z nauczycielką plastyki i zaczął narzekać na jej nieznośnego syna. — Hej, tak w ogóle. Nie spodziewałem się ciebie tu.

— Cześć — odparła, ale z mniejszym zapałem niż na początku, ze względu na jego mało przyjemny ton. Chyba wczorajszy moment między nimi był tylko jej wyobraźnią. — Wiesz, że nie musisz tam iść, bo jest coś takiego jak toaleta?

— Olewicz siedzi tam od początku lekcji, a ja nie chciałem się spóźnić na spotkanie z tobą. Inne toalety są na końcu szkoły, nie wiem, kto ją planował.

— O. Dobra, to dosyć dobre wytłumaczenie — powiedziała powoli, myśląc o wuefiście, tęgim i strasznym facecie, który co miesiąc kazał jej brać udział w zawodach, na które ją nie przygotowywał. — Czemu nie przebierzesz się w klasie?

— Tak przy ludziach? Rudek, wstydu nie masz? — Tym razem się zaśmiał i szturchnął ją lekko.

— Nie jestem dzieckiem, Ksawier — odparła cicho, jakby to o to się rozchodziło.

Potem wywróciła oczami i pociągnęła go za rękaw koszuli z powrotem do sali od historii. Mężczyzna miał dosyć oczywisty styl, który jej się osobiście podobał, ale była w stanie pojąć, czemu nie chce tak wychodzić na zakupy do budowlanego. Szczególnie z nią u boku i w takim małym, plotkarskim miasteczku jak Czmilin.

Wepchnęła go do klasy i zamknęła drzwi. Nie chciał jej dać klucza, więc oparła się plecami o szybę w nich i nakazała mu, by się pośpieszył. Oczy Ksawiera zrobiły się nieco większe, zapewne z niedowierzania, na kogo trafił i kategorycznie odmówił przebierania się, kiedy patrzy. Uśmiechnęła się lekko, nie mają zamiaru się odwracać. Rozpiął już pierwszy guzik koszuli, rozluźnił krawat. Spod marynarki wyłaził nieład, widocznie nie zdążył z prasowaniem. Jego spodnie za to były perfekcyjne, ale buty widziały lepsze dni. Spod rozsuniętego kołnierzyka wyjawił się malutki kawałek ciemnego tuszu. Tatuaż? Ksawier uniósł brwi, czekając na jej kolejny ruch, ale ona raczej miała zamiar pozostać w tym bezruchu, analizując każdy centymetr jego postaci. Przeczesał ręką i tak już zmierzwione włosy i ponownie popatrzył jej w oczy.

— Wiesz, zawsze możesz tak zostać. W sensie, w koszuli. Jak dla mnie, pasuje ci. — Podeszła i dotknęła lekko paznokciem guzika marynarki, sugerując, że zdjęcie jej załatwi sprawę. Jakoś nie wyobrażała go sobie teraz w dresach, do tego eleganckiego, długiego płaszcza, jaki wisiał na wieszaku.

Kiedy znalazła się tak blisko, w nozdrza uderzył ją zapach perfum. Taki, jaki uwielbiała i zawsze liczyła, że gdyby miała starszego brata, to właśnie ich by używał, a ona mogłaby się nim napawać.

— Tak uważasz? — Zaśmiał się, przekrzywiając głowę i przypatrując się teraz jej twarzy z całkiem innej perspektywy.

— Tak? — odpowiedziała jak to ona, pytaniem na pytanie. Nie wynikało to z jej niepewności, a raczej natury, która lubiła dręczyć innych.

TranscendencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz