Rozdział 2

165 48 36
                                    

Ksawier obudził się koło siódmej. W głowie wciąż miał zamęt po dudniącej muzyce, a spanie w tej niewygodnej pozycji na fotelu na pewno odbije się na jego zdrowiu. Chwilę zajęło mu ogarnięcie się. Dzisiaj na dziesiątą był umówiony w szkole z dyrektorem. Nie mógł tego spieprzyć. Ubrał się w garnitur, zjadł śniadanie i siłą ściągnął Tomka z łóżka.

— O której wrócisz? — zagadnął go, biorąc kubek z szafki.

— Nie wiem, pewnie po dwunastej. A ty masz tu się zachowywać. Rozpakuj coś, posprzątaj. Słowem, młody, bądź pomocny i użyteczny.

— Dobra, dobra, Psorku, bo mnie wyrzucisz, zrozumiałem przekaz.

Mężczyzna westchnął, spojrzał na zegarek i uznał, że już pora się zbierać. Pojechanie do szkoły samochodem można by uznać za głupotę lub lenistwo, jednak Ksawier pierwszy raz bał się pójść pieszo. Liczba niekontrolowanych i nieprzewidywalnych zdarzeń była zbyt duża, żeby ulec tej pokusie. Dla jasności, uwielbiał spacerować. Perspektywa codziennego chodzenia do pracy pieszo była więc miłą odmianą.

— Od poniedziałku będzie mógł pan używać parkingu służbowego. Z tyłu szkoły jest wjazd — powiedziała patyczkowata sekretarka, podając mu teczkę z papierami i kartę magnetyczną. Jak się okazało, ta sama karta otwiera szlaban i pokój nauczycielski. Zgubienie jej wiązało się z wiecznym potępieniem.
— Dziękuję — odpowiedział i usiadł na wskazanym krześle, czekając na nowego przełożonego.

Minęło koło piętnastu minut, zanim zjawił się Maurycy Rudek, starszy nieco historyk, który został kilka lat temu wybrany na dyrektora. Był wysokim, szczupłym mężczyzną, na pewno grubo po pięćdziesiątce. Jego niegdyś bujna czupryna zdecydowanie się przerzedziła, a wśród brunatnych kosmyków pojawiły się siwe pasma. Na jego nosie widniały okulary w grubych oprawkach. W skrócie, w odczuciu Ksawiera wyglądał jak typowy, szanujący się nauczyciel.

— Panie Szczawiński, dobry jeleniu, jak ja się cieszę z pana w zespole! — Historyk szybko przeszedł przez hol, podchodząc do kilku krzeseł pod ścianą, gdzie na jednym z nich siedział Ksawier. Młodszy mężczyzna szybko wstał, by uścisnąć mu rękę.

— Również cieszę się z tej szansy — odparł, uśmiechając się lekko.

Nie był osobą nieśmiałą, ba, od pewnych wydarzeń w jego burzliwej przeszłości zrobił się otwartą i stosunkowo odważną osobą. Jednak świadomość, że stoi przed swoim nowym pracodawcą, pierwszy poważnym i tak ważnym, napawała go obawami. Nie chciał za nic czegokolwiek zepsuć w Czmilinie już na samym początku, bo zamiar miał spędzić tu wiele długich lat. Znając jego szczęście, popełni jakiś okropny błąd i w ciągu miesiąca wraz z Tomkiem spakują walizki, szukając nowego miejsca na świecie. Odepchnął jednak te myśli na bok, starając się skupić na tym, co mówił Maurycy. Postanowił go od razu oprowadzić po szkole, ale koncentracja Ksawiera gdzieś się ulotniła. Myśli, że zaraz coś się zawali, a on wpakuj się w kolejne problemy, zaczęły się nad nim zbierać jak czarne chmury.

— Jestem tu od lat, ale muszę przyznać, że i tak nie czuję, bym spełniał wszystkie wymagania, jakie bym postawił przed taką personą jak ja, gdy idzie o moje dzieci. Ach, jesteś jeszcze młody, pewnie nie takie tematy ci w głowie...

Głupio było mu przyznać, że wychwycił tylko ostatnie słowa. Kiwnął więc, przytakując, licząc, że dyrektor nie zauważy jego rozkojarzenie. Krążyli korytarzami, które mężczyzna wiedział, że i tak nie spamięta. Zauważył masę uczniów, zastanawiał się, które z nich trafią do jego klasy. Co będzie w nowym roku szkolnym. Czy była szansa, że dostanie wychowawstwo?

***

Aurelii brakowało zdecydowanie szkoły. I tak jak w roku szkolnym zdarzało jej się migać od lekcji, tak teraz zdecydowanie chętnie uczestniczyłaby w jakiś zajęciach. W ramach odmiany codziennie przychodziła po swoją siostrę. Dzisiaj Emilka kończyła koło dwunastej, stąd o wczesnej porze dziewczyna stała już na głównym korytarzu. Większość rodziców i opiekunów nie wpuszczano poza „strefę R", szeroki hol z kanapami, gdzie powinno się czekać na swoje pociechy. Relka miała wtyki. Sekretarka była dawną znajomą jej mamy i z chęcią udostępniała jej przepustkę.

TranscendencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz