Rozdział 8

90 34 3
                                    

 Ksawer spojrzał na blondynkę, lekko się uśmiechając. Właśnie rozwijała śpiwór jakiemuś czwartoklasiście. Jej zręczne ręce otworzyły worek i wyjęły materiał, rozciągając go na podłodze. Dziecko podziękowało i szybko wskoczyło do środka ciepłego posłania. Chłopiec popatrzył do góry na Aurelię i wyszczerzył zęby.

— Pani jest taka ładna — westchnął chyba bardziej do siebie, niż Relki. Dziewczyna zaśmiała się, dziękując.

— Cieżko się nie zgodzić, kiddo — odparł mu Ksawier, przechodząc przez sale gimnastyczną. — Panno Aurelio — skinął na nią, na co się wyprostowała.

— Panie Szczawiński — odpowiedziała, unikając jego wzroku. — Jak się panu podoba Nocowanie?

—Ciekawa inicjatywa — starał się mowić zgodnie ze swoimi odczuciami. Jednak objęcie pieczy nad dwustoma dziećmi budziła w nim pewną grozę.

I wbrew wszystkiemu, obecność Relki nie miała go uspokoić. Nie mógł przestać krążyć myślami wokół ich ostatniego bliższego kontaktu. Zanim zaczęła go unikać, peszyć się przy nim. Był wściekły z tego powodu. Nie umiał znaleźć odpowiednich słów, by wytłumaczyć jej, że wszystko miedzy nimi jest takie samo, jak było, że jest jego przyjaciółką i potrzebuje jej w swoim życiu w pełnej krasie. Tylko wtedy czuł, że żyje.

Zawołał go dyrektor, więc pożegnał się z uczniem, rzucił jakieś niezrozumiałe słowo do Aurelii i poszedł niepewnie w kierunku taty dziewczyny. Mężczyzna wartko klepnął Ksawiera po plecach, a ten pomyślał, że od silnej ręki pana Rudzika mógłby wypluć płuca.

— Cieszę się, że dałeś się namówić! — rzekł tubalnie. — A Aurelią się nie przejmuj, ona zawsze była oschła. Ale jak już pewnie wiesz, jest pewna pasji.

— Niezwykła — odparł zamyślony, znowu wracając wzrokiem na blondynkę. Tym razem nalewała herbaty jakiejś matce, która przyszła do stolika z termosami. Żywo dyskutowały na jakiś temat, ale Ksawiera był za daleka, by usłyszeć rozmowę.

— Powinieneś jej powiedzieć.

— Co? — zapytał zaskoczony.

— Co o niej sądzisz. Nie będę ukrywał, Ksawier. Ona jest krucha. Odkąd z tobą pracuje stała się pewniejsza siebie, cześciej się uśmiecha. Gdyby wiedziała, że ją doceniasz, byłaby milsza. Ona... Potrzebuje akceptacji i docenienia. Nie miała łatwego życia. Myślę, że jedyne co możemy jej teraz dać, to poczucie, że jest ważna.

Ksawier kiwnął głową. Czuł się nieprzytomny. Skinął na ojca dziewczyny i oddalił się. Potrzebował chwili w samotności. Z dala od dających złe rady dyrektorów, obrażalskich pięknych młodych kobiet i tego gwaru dzieci. Wyszedł z sali i skręcił w lewo. Przeszedł jednym z korytarzy, zatrzymując się przy ławeczce pod oknem, które ukazywało patio. Szkoła w Czmilinie była zaprojektowana na kształt dwóch kwadratów, w środku których znajdowały się dwa mini ogrody. W czasie ciepłych dni dzieci mogły wychodzić na kostkowe alejki w czasie przerw. Usiadł na betonowej bryle i schował głowę w dłoniach. Rano zajmował się porządkowaniem dokumentów i wpisywaniem ich do katalogów, potem miał dwie godziny zajęć w szkole, a teraz to nocowanie. Chciał się położyć na tej twardej ławce i już tu zostać. Jego poczucie obowiązku krzyczało jednak w środku, że czas się zbierać i wrócić do sali. Zamknął oczy i odchylił głowę do tył, opierając się czarną czupryną o szybę. Za oknem było już ciemno.

— Ksawier — wyszeptała Aurelia, siadając obok. Odwróciła się do niego, kiedy nie odpowiedział ani nie otworzył oczu.

— Pewnie jesteś tylko moim snem. Halucynacją ze zmęczenia. Nie ma cię tu, ponieważ nie możesz się zachowywać jak dorosła osoba. Peszysz się z byle powodu. Uciekasz. Nie chcesz.. — tu urwał, ponieważ poczuł dotyk jej palców, kiedy odgarnęła kosmyk jego włosów z czoła.

TranscendencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz