Rozdział 15: Stracony Przyjaciel

180 11 7
                                    

Weszli do domu Spellmanów z dużą dozą ulgi. W końcu wszystko dobrze się skończyło. Niestety nie przewidzieli jednego.

- Saaaaleeem! Gdzie jesteś kotku!? - Sabrina cmoknęła językiem kilka razy, jednak kulka czarnego futra nie wychyliła się zza framugi. Wzruszyła ramionami "Pewnie gdzieś wyszedł" pomyślała, jednak przerwał jej śmiech rozbrzmiewający w jej głowie: "Idź do salonu".

Serce zabiło jej szybciej z niepokoju. Nie odpowiedziała, bo reszta domowników rozsiadła się w kuchni. Powoli uchyliła drzwi.

Na początku niczego nie zauważyła, jednak potem jej wzrok zawiesił się na małym czarnym stworzonku. Jej serce ścisnęło się z żalu, gdy stwierdziła, że się nie rusza. Podbiegła tam szybko, uklękła i zmierzyła puls. Ciało było zimne, a klatka piersiowa nieruchoma. Poczuła jak w jej oczach wzbierają łzy, których nawet nie powstrzymywała. Kochała go i obiecała chronić. Taka była ich umowa, prawda?
"Przybądźcie równi wobec mnie
Nie ma tu pana ani sługi
bliscy sobie bądźmy
wiedzą, duchem i talentami
siebie nawzajem obdzielajmy."
To była ich umowa, gdy go przyzywała. Umowa, którą ona złamała. Pozwoliła mu umrzeć...

- NIEEE! - krzyknęła biorąc go na kolana i przytulając do piersi. - co mu zrobiłeś? - wyszeptała, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Nieskończony ukrył się w jej głowie tak, że nie mogła go znaleźć. Nie poświęcała na to zbyt dużo czasu - potem przyjdzie czas na zemstę. Zaraz po tym do pokoju wszedł Nick. Spojrzała na niego mokrymi od łez oczami. Zaczęła delikatnie głaskać futro kociska aby dać mu trochę ciepła.

- Och Sabrino... - powiedział w końcu chłopak obejmując ją od tyłu. Odepchnęła go i tylko mocniej przytuliła towarzysza.

Jak to jest stracić przyjaciela? Gdy odchodzi ktoś, kogo kochasz umiera też część twojej duszy. I nie można tego w żaden sposób naprawić...

- To on! Nieskończony! On... - nie potrafiła dokończyć. Zabił, śmierć... Te słowa nigdy nie zrobiły na niej takiego wrażenia jak teraz. Czarownik przytulił ją drugi raz i tym razem mu pozwoliła. Zatopiła się w jego słodkim zapachu i kojącym ciepłu, które trochę ją uspokoiło. Nawet nie zauważyła ciotek i Ambrosa, którzy ze współczuciem ale i zdziwieniem przyglądali się tej scenie. To chyba pierwszy raz, gdy widzieli ją w takim stanie. Zawsze wydawała się silna i niewzruszona.

Czy coś w niej pękło? Jakieś uczucia, które trzymała w sobie wiele lat teraz nagle wybuchły ze zdwojoną siłą? W tym momencie istniała tylko ona i martwy Salem.

- Możemy go uratować. Prawda, że możemy? - błagalnie spojrzała najpierw na Nicka, a potem na wszystkich zebranych po kolei.

- Przykro mi, ale niestety nie. Nie pamiętasz po co tu wróciłaś? Mamy odbudować równowagę a nie ją załamywać... - odparła Zelda z widocznym smutkiem w głosie. Dla siostrzenicy wskrzesiłaby tego kota, skoro był taki ważny. Ale nie w tym momencie, nie teraz.

- Tak kochanienka. Pochowany go na cmentarzu dla zwierząt z wszystkimi honorami. - ciepły głos Hildy nieco ją uspokoił, ale nie wystarczająco.

Ambrose, który do tej pory milczał teraz podszedł do tej dwójki bliżej i pogłaskał czarną sierść. On też był blisko z kocurem, bo ten często bywał w krematorium. Rozmawiał z nim, pieścił... Ale bardziej mu było żal Sabriny, bo wiedział, że ta była bardzo związana ze zwierzęciem. Było między nimi coś, co bardzo rzadko się zdarzało między czarodziejami a ich towarzyszami...

Podkręciła głową zaciskając mocno powieki. Powoli podniosła wzrok.

- Moglibyście nas... Zostawić? - spytała, a oni nie mieli zamiaru się sprzeciwiać. Nick pocałował ją w czoło i chciał przestać obejmować, ale ta go zatrzymała - Zostań... - wyszeptała mu do ucha odkładając w końcu martwe ciało Salema na ziemię. Usiadła w siadzie skrzyżnym opierając łokcie na kolanach.

Chilling Adventures of Sabrina [Część 5] - 𝓐𝓷𝓲𝓮𝓵𝓼𝓴𝓲𝓮  𝓓𝔃𝓲𝓮𝓬𝓴𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz