Rozdział 30: Pokonana

126 15 3
                                    

Ambrose wstał koło piątek rano, gdy wszyscy jeszcze spali, a mrok spowijał ulice. Lubił takie "barbarzyńskie", jak to mówiły jego współlokatorki, pory. Kochał fakt, że nikt mu nie przeszkadzał i mógł w spokoju czytać. Kilka godzin, które zostały do śniadania, zleciały bardzo szybko i zanim się obejrzał musiał zejść na wspólne śniadanie. Zdziwiła go jednak nieobecność kuzynki.

- Widzieliście Sabrinę? Nie powinna już zejść? - Jak gdyby w odpowiedzi na jego pytanie w drzwiach pojawiły się gospodynie, z tacami wypełnionymi parującymi półmiskami, na widok których wszystkim pociekła ślinka.

- Kazała przekazać, że musiała załatwić pewną sprawę i nie będzie jej kilka godzin - odparły jednocześnie, podając im śniadanie - jak zwykle wyśmienite. Po skończonym posiłku zebrali się w pokoju Zeldy, aby omówić dalsze plany. Czarownik trochę niepokoił się o kuzynkę, ale w końcu mogła mieć jakieś sprawy, w które nie chciała ich mieszać. Poza tym czuł w ciele ciepło i spokój, które szybko stłumiły początkowy niepokój.

- Możemy naradzić się bez niej - mruknęła Hilda - Tylko miejmy nadzieję, że stawi się na czas na spotkanie.

- I tak powinna nas informować o takich sprawach - stwierdziła oschle Zelda, po czym zaczęli rozmawiać o ostatnich wydarzeniach, próbując cokolwiek ustalić. Czas minął szybko i koło trzynastej zeszli na dół zjeść obiad. Zaraz po posiłku mieli ruszać, więc wszyscy czuli lekki stres, bo dziewczyna dalej nie wróciła.

Jednak, gdy posmakowali idealnie wyważonych smakowo potraw, zapomnieli o zmartwieniach, zachwycając się umiejętnościami kucharskimi gospodyń. Gdy skończyli przyszły, aby zwyczajowo spytać się jak smakowało.

- Było idealne. Naprawdę, nawet ciotka Hilda, bez urazy, nie może się z wami równać!

- Mogę się zgodzić! - odparła kobieta, wycierając serwetką kąciki ust.

- Bardzo nas to cieszy - powiedziały jak zawsze równocześnie - może chcieliby państwo skorzystać ze specjalnych atrakcji?

- Mamy sprawy do załatwienia...

- A my mamy bardzo bogaty asortyment.

- Nie wiem jak wy, ale ja w to wchodzę! - krzyknął Ambrose, wstając z impetem od stołu.

★'°*~→★

Sabrina obudziła się w małym, ciemnym pomieszczeniu. Chciała wstać, ale poczuła krępujące jej nadgarstki i kostki sznury. Szorstki materiał ocierał się o ją skórę inaczej niż zwykle - z każdym ruchem czuła szczypanie podrażnionej skóry. Prychnęła cicho i chciała je przeciąć magiczną energią, lecz była zupełnie pusta. Był to dla niej szok i z paniką poszukała w głowie obecności Nieskończonego. Była osłabiona, ale na szczęście nie udało mu się uciec. Dlaczego nie ma mocy? Przypomniała sobie ostatnie sekundy zanim straciła przytomność - Lucyfer ją porwał i na dodatek pozbawił mocy. Tylko czemu jest tu, a nie w piekle? Tak się składa, że nikt z ziemii nie wiedział o wygnańcu przemierzającym ziemię...

Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do półmroku, uderzyło ją wyszukanie nowego więzienia. Gdy dotykała ramy krzesła, okazało się ono rzeźbione i obite miękką poduszką z aksamitnego materiału. Pod stopami czuła miękkość perskiego dywanu, a ściany były pomalowane na czerwony lub bordowy kolor, co było niemożliwe do stwierdzenia w świetle małej lampy wiszącej na przeciwległej ścianie. Przechyliła głowę w tył, żeby zobaczyć czarne drzwi, połyskujące odbitym od ścian czerwonym odcieniem. Czuła, że są one strzeżone magią, więc nawet nie wysilała się, żeby krzyknąć - nie dałoby to nic, oprócz zdartego gardła.

Chilling Adventures of Sabrina [Część 5] - 𝓐𝓷𝓲𝓮𝓵𝓼𝓴𝓲𝓮  𝓓𝔃𝓲𝓮𝓬𝓴𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz