Rozdział 26: Jak dalej żyć?

134 11 1
                                    

Sabrina obudziła się i nietrzeźwym wzrokiem powiodła po ciemnym pokoju, szukając zegara. Była piąta rano, więc niezadowolona odwróciła się na drugi bok. Żałowała decyzji, którą podjęła wczoraj. Taka jest prawda, że nie chciała nigdzie jechać. Najchętniej zagrzebałaby się w fałdach puchowej kołdry, cały dzień spędzając w łóżku. Ale teraz było już za późno na zmianę decyzji...

Jej idealnie złożone w kostkę rzeczy czekały w torbie, którą miała wziąć ze sobą. Planowali spędzić poza domem kilka dni, więc były tam tylko najpotrzebniejsze rzeczy - szczoteczka do zębów, szczotka, parę ubrań na zmianę i kilka innych drobiazgów. Dziewczyna spojrzała na nią niechętnie, jakby ten przedmiot był winny całemu złu świata. Mimo, że niebo za oknem dopiero szarzało, ona już nie zasnęła.

"Czemu nie chcesz tam jechać?", spytał głos w jej głowie, należący do nieskończonego. Zamrugała kilka razy ze zdziwieniem, bo odzwyczaiła się od tego dźwięku.

Nie mam ochoty nigdzie jechać... Przecież i tak nie dowiemy się nic więcej, a tylko stracimy czas — mruknęła cicho.

"Ja tam się cieszę. Ostatnio masz nudne życie, wiesz?"

NUDNE? To chyba jakiś żart. Co byś ty zrobił, gdyby więziła cię zwykła osoba? Myślę, że jestem najciekawszą osobą na tej planecie — prychnęła zła, że nawet on nie rozumie skali jej przeżyć. Chciałaby, żeby jej życie było choć odrobinę mniej skomplikowane...

"Dla mnie tak. Przecież wiesz, że twoje przywiązanie do tych marnych istot jest żałosne. Twoje rozterki z chłopakiem nie dają mi rozrywki."

Nie jestem twoim klaunem, żeby cię rozbawiać! — Rzuciła poduszką, choć i tak nie mogła go trafić. Ta tylko odbiła się od ściany i bezwładnie spadła na podłogę. Usłyszała cichy, ironiczny śmiech, który mimo wszystko poprawił jej humor. Może i pradawny koszmar nie był najlepszym towarzystwem, ale przynajmniej nie musiała nic udawać. On i tak znał większość jej uczuć i myśli chyba, że je przed nim chroniła. Ale to było zbyt energochłonne.

Wyszło na to, że przeleżała w łóżku jeszcze godzinę, po czym postanowiła iść do Rose i powiedzieć jej o wyjeździe. Nie chciała tak po prostu zapaść się pod ziemię bez śladu, bo przyjaciele mogliby się martwić... Oczywiście zakładając, że zauważyliby jej zniknięcie. Wzdrygnęła się, gdy jej stopy dotknęły zimnej podłogi, więc szybko włożyła ciepłe, puchate kapcie. Zarzuciła szlafrok i podeszła do szafy, biorąc z tamtąd pierwsze lepsze ubranie. To stało się ostatnio jej nawykiem mimo, że zawsze dbała o wygląd. Szybko przebrała się i podeszła do lustra, aby zobaczyć jak koszmarnie wygląda. Widać, że ostatnio nie śpi ani nie trzyma się zbyt dobrze - jej skóra była blada, usta spierzchnięte, a pod oczami miała sine ślady. Mimo tego tylko przeczesała lekko włosy i wyszła z pokoju.

Mogłaby się przeteleportować, ale wolała iść na spacer. Było jeszcze wcześnie (i zimno), ale za to całe miasto pogrążone było w sennej ciszy. Na dole zarzuciła ciepły płaszcz i wyszła na mroźne, kłujące w policzki powietrze. Jej kroki odbijały się z chrzęstem po podjeździe, a mocny wiatr podrywał zaspy śniegu, leżące na poboczu. Nie minęło nawet pięć minut, a ona miała ochotę wracać do domu, ale wtedy przed jej stopami pojawił się Salem. Uśmiechnęła się i wzięła go na ręce.

No co kocie? Przyszedłeś mi towarzyszyć? — Odpowiedziało jej głośne, zdecydowane miauknięcie, więc ruszyła dalej, tym razem z kupą czarnego futra, które ogrzewało jej ręce. Jakimś cudem kocur zawsze wiedział czego jej potrzeba i pojawiał się w idealnych momentach.

★'°*~→★

Była pod domem przyjaciółki jakąś godzinę później, bo szła naprawdę wolno. Salem zeskoczył z niej i czmychnął w cień rzucany przez budynki. Już miała zastukać w drzwi, gdy te nagle się otworzyły, niemal zostawiając na jej głowie dużego siniaka. W ostatniej chwili uchyliła się, by zaskoczona zobaczyć Rose.

Chilling Adventures of Sabrina [Część 5] - 𝓐𝓷𝓲𝓮𝓵𝓼𝓴𝓲𝓮  𝓓𝔃𝓲𝓮𝓬𝓴𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz