Rozdział 9: Eliksir

261 11 4
                                    

- Macie je? - Zelda poderwała się, gdy drzwi do jej gabinetu się otwarły i zobaczyła trójkę śmiertelnych dzieci.

- Można tak powiedzieć... Chryzantemę mamy, ale przebiśniegi rosną tylko na wiosnę. Za to mamy nasiona. Chyba potraficie przyspieszyć ich wzrost? - odezwał się Harvey kładąc na zawalonym papierami biurku kwiat i nasiona.

- Tak, to nie powinien być problem... Może pójdziecie po Hildę i ją zapytacie? Ona zna się na roślinach o niebo lepiej! - odparła kobieta wracając do wertowania jednej z grubych ksiąg. Szukała innego, awaryjnego rozwiązania, którego mogłaby uratować Sabrinę w razie czego. Poprzysięgła samej sobie, że za wszelką cenę ją ochroni i to samo zresztą obiecała jej Hilda... Minęło jeszcze kilka kolejnych minut, nim wrócili z jej siostrą, jednak ona pogrążona w lekturze nawet nie zauważyła upływu czasu.

- Ja z Zeldą przeteleportujemy się do naszego domu, a wy zostańcie tutaj, przy Sabrinie. Powinnyśmy wrócić za jakieś 30 minut. Jeśli jej się pogorszy złamcie ten patyk, a zostaniemy powiadomione - odparła pokazując im niewielką rurkę w srebrnym kolorze. Harvey wziął ją do reki ważąc w dłoni.  Była leciutka jak piórko, a na powierzchni wyczuł delikatne wgłębienia tworzące chropowatą powierzchnie. Delikatnie owinął go w chusteczkę do nosa i włożył do kieszeni.

Dyrektoressa kiwnęła potwierdzająco głową - Lanuae Magicae! - powiedziała chwytając siostrę za rękę i już sekundę później został po nich jedynie lekki wiatr.

★'°*~→★

Siostry Spellman znalazły się teraz w szklarni, w której Hilda hodowała i przetrzymywała wiele dziwnych gatunków roślin i zwierząt. Przez chwilę obie stały na środku, przyzwyczajając oczy do ostrzejszego światła. W końcu młodsza z nich podeszła do jednej z półek, na której znajdowało się małe pudełko.

- Mam tu jeden ze składników... Zerwij proszę kilka liści z tamtego drzewa - odezwała się wskazując na niskie drzewo obsypane niewielkimi, złotymi jabłkami.

- Czy to drzewo poznania? Drzewo Ewy? - spytała Zelda podchodząc bliżej. Zazwyczaj nie interesowała się jej zbiorami, a może powinna? Obejrzała z bliska owoce, z których bił lekki, mdły blask. Zamrugała kilka razy rozumiejąc, że prawie zjadła owoc. Potrząsnęła głową i  zerwała kilka płaskich, szorstkich liści w kształcie owalu.

- Tak. Liście były w przepisie - mruknęła Hilda odmierzając 20 g błękitnego proszku. Następnie włożyła je do skórzanego woreczka zawiązywanego czarnym rzemieniem - Ale pokarz no tu te nasiona - mówiąc to wyciągnęła średniej wielkości, glinianą donicę. Potem wzięła małą fiolkę z gęstym, granatowym płynem, który jak się mogło zdawać pochłaniał światło wokół. - Trzeba by iść po trochę ziemi Kaina. Dzięki temu będziemy miały gotowe kwiaty w kilkanaście minut - odparła z lekko złośliwym uśmiechem. Zelda zrozumiała o co jej chodziło. To ona miała iść, co sprawiało siostrze wyraźną satysfakcję. Westchnęła cicho posyłając jej lodowate spojrzenie i udała się na cmentarz biorąc w ręce donicę.

Wróciła kilka minut później zastając Hildę pochyloną nad moździerzem. Bez słowa postawiła doniczkę na stole i poczekała aż ta skończy.

- Dobrze. Teraz zakopię nasiona i poleję tym płynem - odparła wykonując wszystkie wymienione czynności. Wlała całą zawartość probówki okrężnymi ruchami, mrucząc pod nosem dwa słowa: "crescere vivet". Pierwsze znaczyło "rośnij" drugie zaś "żyj". Powtarzała je, aż płyn się nie skończył. Skinęła głową na Zeldę, która została wcześniej poinformowana o przebiegu zaklęcia. Razem, jednym mocnym głosem zaczęły recytować.

- Hekate, dziewico, daj temu kwiatu nowe życie. Hekate, matko, daj mu siłę tej ziemi, aby wzrósł w pełnej swej okazałości. Hekate, starucho, skróć czas, który mu pozostał do pełnej dojrzałości. - następnie Hilda ostrożnie zasypała nasiona ręką i podlała je wodą z odrobiną zmielonych skorupek z jajek.

- To teraz trzeba czekać - mruknęła Zelda otrzepując ręce.

★'°*~→★

Cała piątka stała wokół dużego, dębowego stołu stojącego na środku pokoju, w którym się znaleźli. Była to pracownia do eliksirów, w której na ich szczęście dziś nie odbywały się żadne lekcje. Pomieszczenie było duże, choć skromnie umeblowane - jedynie długi stół, ciągnący się przez całą jego szerokość, trzy umywalki, palnik i szafa, w której trzymano odczynniki i inne potrzebne rzeczy. Minęło kilka minut, odkąd ciotki wróciły z pozostałymi składnikami do akademii, a kilkadziesiąt od ich zniknięcia. Hilda odłożyła tace ze wszystkimi potrzebnymi składnikami i rozłożyła je na blacie.

- Znajdźcie jakąś misę, powinna być w którejś z szafek. I niech ktoś pójdzie do jadalni po cukier... - mruknęła, po czym spojrzała na stronę z przepisem:

"Aby odwrócić bieg zaklęcia potrzebne jest coś, co odżywi komórki, aby mogły wrócić do poprzedniej formy.

Składniki:
~ 20 ml krwi z rodzimego gatunku przemienionego;
~ 2 g sproszkowanego ciała ważki królewskiej (symbol transformacji i przeobrażenia);
~ 3 liście z drzewa Ewy (jako drzewo poznania pomoże organizmowi poznać czym tak naprawdę jest. NIE MOŻNA dawać owoców, ponieważ mają za mocne działanie);
~ 5 płatków czerwonych chryzantem i 5 płatków białych przebiśniegów (pierwsze symbolizują śmierć a drugie życie - razem dają równowagę);
~ woda z cukrem do namoczenia płatków;
~ 20 ml wody na napar.

Płatki kwiatów namoczyć w wodzie z dwoma łyżkami cukru. Kwiaty wypiją słodycz z wody i przekażą ją organizmowi, dzięki czemu będzie miał energię. Następnie odsączyć i rozgnieść po kolei na zmianę: najpierw płatek przebiśniegu, potem chryzantemy, potem znów przebiśnieg itd. Liście wrzucić do 20 ml wody i zagotować, a następnie odstawić na 12 godzin do zaparzenia. Podczas tego nie może dotrzeć do nich żadne światło. Odsączyć powstały napar i dolać go po trochu do krwi. Następnie dodać zmieszane ze sobą płatki kwiatów i proszek z ważki, po czym wszystko podgrzać nie doprowadzając do wrzenia. Ostudzić i podać na 10 minut przed rzuceniem zaklęcia."


Ściągnęła brwi w wyrazie skupienia, a następnie sama podeszła do szafy wyciągając z niej średniej wielkości kociołek i miarkę. Odmierzyła w niej 20 mililitrów wody jak w przepisie i wlała ją do garnka. Następnie wrzuciła kilka sztuk liści i ruchem dłoni włączyła ogień.

- A co jeśli... Chodzi o to, że Sabrina jest tylko w połowie człowiekiem. Jej ojcem jest Lucyfer, czyli anioł, a nie wiadomo co się z nią działo gdy umarła. Co jeśli to nie podziała, bo to nie będzie jej krew? - spytała Zelda, gdy zostały same.

- Też o tym myślałam... Może zmieszamy krew ludzką z wiedźmią? Niestety faktycznie nie wiemy jaką krew teraz posiada... - odparła. Woda właśnie zaczęła się gotować, dlatego kobieta ściągnęła ją z ognia od razu przykrywając szmatką - Żadnego światła, co nie? - dodała, gdy spostrzegła siostrę wpatrującą się w jej ruchy. Szybko przeniosła je do szafki i zagrzebała na samym jej tyle owinięte w czarny materiał. Dodała karteczkę "POD ŻADNYM POZOREM NIE RUSZAĆ" i zamknęła drzwiczki.

- Nie wiem, czy to się uda... Ale chyba nie mamy wyjścia. W końcu lucyfer nie wie nawet, że ona żyje. Poza tym nigdy nie odda swojej krwi - westchnęła Zelda podchodząc bliżej książki - Pozostaje jeszcze jedno pytanie: Kto odda krew? Musi to być jedna z nas i jedno z nich. Zanim cokolwiek powiesz, zgłaszam się. - powiedziała stanowczym tonem nieznoszącym sprzeciwu. Hilda kiwnęła tylko powoli głową ocierając ręce o ochronny fartuch.

★'°*~→★

Po kilku minutach przyjaciele Sabriny wrócili, a Hilda włożyła oberwane płatki dwóch kwiatów do wody i również schowała do szafki. Teraz mogą tylko czekać... Została jednak jeszcze jedna kwestia.

- Któreś z was musi oddać trochę swojej krwi, kochani - uśmiechnęła się lekko mierząc wzrokiem - najlepszy był byś ty, Theo. Jesteś... jesteś biologicznie dziewczyną o białej skórze. Nadawałbyś się najlepiej - odparła jak najdelikatniej umiała, aby go nie urazić. Co jak co, zgodność była najlepsza z tej trójki...

- Jasne, to żaden problem - odparł ten lekkim tonem, który nieco ją uspokoił. Westchnęła cicho i zaprosiła ich do wyjścia. Gdy wszyscy byli na korytarzu Zelda zamknęła drzwi na klucz, a potem wymamrotała kilka słów, które były słowami zaklęcia ochronnego. 

- Lepiej żeby nikt tu nie wszedł podczas naszej nieobecności - mruknęła i razem podążyli znowu na górę. Było już późne popołudnie, dlatego na korytarzach kręciło się więcej osób, które z zaciekawieniem oglądały się za ich grupką.

- Trzeba będzie im powiedzieć... - stwierdziła Hilda, gdy znowu znaleźli się w gabinecie. Miała tu łóżko i swój pokój, z którego jednak korzystała niezwykle rzadko. Wolała spać w własnym domu niż w akademii.

- Na pewno. Ale zaczekajmy na Nicka z Ambrosem. Nie ma co mówić im przedwcześnie... - odpowiedziała Zelda - Ktoś wie gdzie oni się podziewają?

____
Jeśli źle napisałam zaklęcie teleportacji to mnie poprawcie, bo nie znalazłam tego nigdzie

Chilling Adventures of Sabrina [Część 5] - 𝓐𝓷𝓲𝓮𝓵𝓼𝓴𝓲𝓮  𝓓𝔃𝓲𝓮𝓬𝓴𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz