Rozdział 17: W ostatniej chwili

191 15 17
                                    


Ruszyli dopiero po ponad 30 minutach, bo Sabrina była zbyt słaba, żeby iść. W ostatniej chwili udało jej się zerwać połączenie z ziemią i teraz ponosiła tego konsekwencje. Najważniejsze jednak, że Salem szedł u jej stóp co jakiś czas pomiaukując.

Co się właściwie stało? — spytał Ambrose, który siedział po jej lewej stronie, oparty o grupy, szorstki pień drzewa.

To... Bardziej skomplikowane niż się wydaje — Przetarła spierzchnięte usta. Zanim zdobyła się na kolejne słowa minęło kilka sekund — Musiałam wejść umysłem w ziemię. Nie wiem jak to wytłumaczyć...

To przez to masz w sobie jej części, dobrze myślę? 

Mhm — mruknęła wzruszając ramionami. W tym momencie nie miała ochoty na pogaduszki, a zwłaszcza tłumaczenie kuzynowi co właściwie się stało. Jej powieki zrobiły się nagle strasznie ciężkie, a zaraz potem jej głowa bezwładnie wylądowała na ramieniu Nicka, który siedział z drugiej strony.

Wiesz co się dzieje? — czarownik spojrzał na ciemnowłosego kolegę, a potem omiótł wzrokiem śpiącą Sabrinę.

Niewiele. Myślę, że lepiej będzie jak sama nam wszystko opowie. Wracajmy do domu — Delikatnym ruchem przesunął blondynkę tak, że jej głowa oparła się na korze drzewa przy którym siedzieli. 

Tak — zgodził się — ciotki też powinny to usłyszeć. — Wstał i przeciągnął się ziewając. Szczerze, to sam chętnie by się położył... Dopiero teraz zorientował się, że w lesie zapanowała ciemność rozrzedzana jedynie słabym blaskiem księżyca. 

Wyglądasz trochę jak Salem — zaśmiał się Nick wskazując na kota, który właśnie otworzył pyszczek i przejechał językiem po ostrych, białych kłach. Ten, jakby czując, że go obserwują prychnął i strzepnął długim ogonem. 

★'°*~→★

Ogień wesoło trzaskał w pokoju roztaczając wokół ciepłe światło, które rzucało miękkie cienie na przeciwległą ścianę. Sabrina przyglądała się jak płomienie lizały kamienie kominka, zostawiając na nich delikatne, czarne ślady. Wrócili do domu Spellmanów już jakiś czas temu, jednak nie zastali ciotek. Stwierdzili, że pewnie poszły ich szukać, więc postanowili zaczekać na ich powrót.

Dziewczyna poprawiła puchaty, biały koc, którym owinęła się na kanapie i popiła łyk gorącej czekolady. Było jej tak ciepło i miło, że niemal zapomniała o niedogodnościach tego dnia. Zadowolona poruszyła palcami w skarpetkach równie miękkich jak koc. Odetchnęła przymykając oczy i poprawiła głowę ułożoną na kolanach jej chłopaka.

Błogą ciszę przerwał nagle dźwięk otwieranych drzwi. Dwaj czarodzieje zerwali się z miejsca, jednak ona leżała dalej. Ciotki weszły do salonu i omiotły ich podejrzliwym spojrzeniem. Zelda spojrzała na stary, tykający zegar - była prawie 2 w nocy.

Gdzie wyście się podziewali? — spytała siadając w głębokim fotelu, który wcześniej zajmował Ambrose — Gdy nie wróciliście na kolację zaczęłyśmy was szukać, choć jak widać z marnym skutkiem — W jej głosie słychać było wyrzut. 

Martwiłyśmy się o was! Mogliście chociaż nam powiedzieć, że wszystko ok... — Hilda dołączyła się do siostry przycupając na taborecie przyniesionym z kuchni. 

To wyszło... Niespodziewanie.

Niespodziewanie? Na Hekate! Sabrino Spellman, czy ty nigdy nie nauczysz się co to odpowiedzialność? — Dziewczynie zrobiło się głupio, bo to (jak zawsze) ona zaczęła całą sytuację swoim głupim pomysłem. 

Chilling Adventures of Sabrina [Część 5] - 𝓐𝓷𝓲𝓮𝓵𝓼𝓴𝓲𝓮  𝓓𝔃𝓲𝓮𝓬𝓴𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz