Rozdział 23: Otwarte Rany

189 13 12
                                    

Nick wyszedł od razu po śniadaniu, zarzucając na siebie ciepły korzuch. Nie czuł się wcale lepiej, ale ratował go fakt, że jest czarownikiem i dużo trudniej było mu się upić... Jeśli tak o tym pomyśleć, to musiał wypić wczoraj strasznie dużo. Nie pamiętał większej części dnia po wejściu do baru, a rozmowę z Sabriną tylko fragmentami. To go zestresowało jeszcze bardziej, bo nie wiedział na czym stoi. Powinien trzymać się od alkoholu z daleka, bo pod jego wpływem robił same głupie rzeczy - głównie ranił blondynkę.

Skierował się do lasu, bo zaraz na jego skraju ciotki ostatni raz widziały czarownicę. Raczej nie odeszła za daleko, choć kto wie? Trudno powiedzieć jakie jeszcze umiejętności przejawia pod wpływem wściekłości...

Nagle na jednym z krzewów zobaczył kawałek czerwonego materiału z zaschniętą, brązową krwią. Serce stanęło mu do gardła, gdy brał go do ręki - wiedział, że to z koszulki jego ukochanej (jeśli jeszcze ma prawo tak mówić). Zabawne zżądzenie losu sprawiło, że teraz to on martwił się o nią tak, jak wczoraj ona o niego. Choć dla Nicka to nie było zabawne w żadnej istniejącej skali.

Zaczął iść za powyrywanymi z ziemi krzewami i złamanymi gałęźmi. Ścieżka, którą dziewczyna szła była dobrze utorowana i  widoczna jak na dłoni, jakby przeszło nią stado byków. Choć wiedząc do czego wczoraj doprowadziła był skłonny wierzyć, że rogate bydło to przy tym błahostka. W końcu zobaczył jej ciało bezwładnie leżące pod jednym z drzew. Na ugniecionym mchu gdzieniegdzie były plamy zakrzepłej krwi. Podbiegł do niej, przygotowując się na najgorsze, jednak ku chwale wszystkich znanych mu bogów i bożków, oddychała. Płytko i z widocznym zmęczeniem, ale oddychała.

Głośne miauknięcie przerwało ciszę lasu. Dopiero teraz zauważył Salema, który leżał pod lewą ręką dziewczyny, wtulony w jej ciało. Kocur podniósł się delikatnie i polizał jej dłoń, chcąc zwrócić jego uwagę. Teraz, gdy pierwszy szok minął zobaczył jej koszmarny stan, w którym chyba nigdy jej nie widział. Najgorsze było to, że sam ją do niego doprowadził.

Sabrino? — potrząsnął nią delikatnie, z całą czułością na którą było go stać — Sabrino, obudź się.

Jej ciepły oddech owionął jego twarz, tworząc delikatne smużki białej pary. Powoli otworzyła oczy, a jej wzrok padł na czarodzieja. Jej reakcja nie była bynajmniej tą, której chciał, ale tą, której oczekiwał.

Nie dotykaj mnie — fuknęła, próbując się podnieść, jednak wtedy po jej twarzy przeszedł spazm bólu. Powoli, z wielkim wysiłkiem oparła się o drzewo, aby rozmawiać z nim w pozycji siedzącej. — Co ty tu niby robisz? — W jej oczach był chłód i stalowy błysk, którego nie znał. To nie był wzrok, którym obdarza się przyjaciela, tylko wroga. Widział go wiele razy, ale nigdy nie doświadczył go na sobie... Mimowolnie się wzdrygnął i przeniósł tęczówki w dół, ku ziemi.

Przyszedłem cię szukać. Martwiłem się. Ciotki się martwiły...

Wszystko dobrze z Ambrosem? — w jej głosie był niepokój i odrobina ciepła, a on pożałował, że nie mówiła tak do niego.

Tak, jest w porządku — przerwał na chwilę — Pomóc ci wstać?

Nie — odparła stanowczo — niczego od ciebie nie chcę. Możesz już sobie iść i mnie tu zostawić, sumienie nie musi cię więcej gryźć. — Salem czując złość swojej pani zjeżył sierść i syknął krótko, patrząc na Nicka. Wiedział, że to było ostrzeżenie.

Musisz wiedzieć, że cokolwiek powiedziałem, to wcale tak nie myślę. Mam problem z alkoholem, a po nim mówię różne głupoty — zaryzykował.

Chilling Adventures of Sabrina [Część 5] - 𝓐𝓷𝓲𝓮𝓵𝓼𝓴𝓲𝓮  𝓓𝔃𝓲𝓮𝓬𝓴𝓸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz