XIX

319 30 8
                                    

Przespałem się i z samego rana wyruszyłem do Lodowego Miasta. Czekały mnie dwa dni drogi, miałem przyłączyć się do jakiejś grupy kupców idących z południa do lodowców na północy. 

W czasie wędrówki kupcy którzy jak się okazało byli krasnoludami nie odzywali się do mnie, w zasadzie pasowało mi to, nie musiałem nikomu się tłumaczyć gdzie idę i po co. Marcus dał mi ubrania stąd żebym się za bardzo nie wyróżniał. Miałem lnianą szarą koszulę, brązowe spodnie ze skóry jelenia, podobnie kurtkę. Przy pasie miałem przytroczony sztylet. Miałem też buty z miękką podeszwą żeby nie było mnie słychać, gdybym nie musiał się skradać. Z tyłu również na pasie miałem przypięty kołczan, a na plecach bogato zdobiony łuk z kompozytu wykonany przez elfy.

Im dalej byliśmy na północy tym zimniej się robiło. Cieszyłem się  że dostałem od Marcusa te skórzane ubrania i rękawiczki z królika od Willa. Arnoldus rzucił na mnie jeszcze zaklęcie chroniące przed mrozem.

Podczas pierwszego i jedynego noclegu w drodze do Lodowego Miasta zaplątał się jakiś wilk którego odstrzeliłem z łuku a krasnoludy go oporządziły i upiekły. Jakoś nie byłem zbyt chętny do jedzenia mimo wszystko psiego mięsa więc zadowoliłem się pieczonym królikiem i chlebem. 

Rano spakowaliśmy wszystko na wozy kupców i ruszyliśmy przed siebie mocno po południu na horyzoncie ujrzeliśmy lodowe wierze Miasta. Robiły niesamowite wrażenie, nigdy nie widziałem tak wysokich budowli z lodu! W koło nas leżał śnieg, jeszcze wczoraj byłem przy w miarę ciepłym klimacie przy Kruchej Skale.  Niestety nie dane było mi zobaczyć z bliska wież miasta bo kilka kilometrów od niego miałem skręcić do gospody Ciepłe Ognisko, gdzie mogłem się przespać i zjeść ciepły posiłek.

Rano wyruszyłem do opuszczonej kopalni. Po około godzinie dotarłem do starej sztolni na zboczu niewielkiego pagórka. Przy wejściu czekał Devon, ale nigdzie nie było Julii. 

-A więc jesteś. Wiedziałem, że porwanie tej wieśniaczki będzie świetnym sposobem na ściągnięcie cię tam gdzie zechcę. 

-Gdzie ona jest!? 

-Cóż... nie ma jej tutaj. Wysłałem ją do Królestwa Demonów. Carron uważa, że nada się na Wielkiego Demona.

-A ja chciałem cię oszczędzić i nie zabijać!

Poczułem napływający gniew. Sięgnąłem po łuk i moja moc eksplodowała roztapiając śnieg w promieniu półtora metra. Sięgnąłem po strzałę i chwilę później pędziła w stronę łowcy, jednak nawet go nie drasnęła, po prostu się od niego odbiła. Ciskałem w niego strzały jedna za drugą i każda to samo, odbijała się od Devona, a on się śmiał z mojego wysiłku. W końcu sięgnąłem po miecze. Devon również sięgnął po swoją broń. Natarłem na niego z wyskoku i wykonując w powietrzu obrót z jednoczesnym cięciem na głowę. Jakimś cudem udało mu się zablokować tak potężny cios. ponownie na niego natarłem tym razem tnąc szablą od dołu. Tym razem odsunął się. Stanąłem i tylko wyczekiwałem tym razem na ruch przeciwnika. Nie musiałem długo czekać. Devon natarł z góry, odskoczyłem ale za wolno i drasnął mnie w udo, odrobinę wolniej i stracił bym prawdopodobnie nogę, a następnie życie. Ponownie zaatakowałem na głowę znów zablokował. Jak on to robił?

-Masz dość?- zapytał z uśmiechem.

-Dopiero się rozkręcam.- Devon tylko się zaśmiał.

Szablą przytrzymałem miecz łowcy, a moim mieczem natarłem na nogę przeciwnika. Tym razem trafiłem zadając nawet głęboką ranę. Przeciwnik syknął z bólu, po czym wyprowadził atak na moją klatkę piersiową. Udało mi się zablokować sztyce mieczem, ale nie zauważyłem ataku sztyletem. Ostrze sztyletu zatopiło się w moim brzuchu. Chwyciłem za sterczącą rękojeść broni i wyciągnąłem ją z mojego ciała, a następnie rzuciłem płonącym ostrzem w przeciwnika nie trafiając nawet. Devon zamachnął się na mnie i już miał zatopić swoje ostrze w mojej głowie gdy zobaczyłem blask i miecz zatrzymał się na kopule ze światła. Wściekły łowca zamachnął się jeszcze raz i padł rażony trzema czarnymi strzałami w głowę. Zanim bezwładne ciało zdążyło opaść na ziemię strzały rozpłynęły się w powietrzu. Świetlista tarcza opadła i ktoś pochylił się nade mną.

-Żyjesz?- zapytał chłopak z czarnymi włosami.- Jest ranny musimy jak najszybciej zabrać go do Ciepłego Ogniska i powiadomić Arnoldusa...

Zaraz. Max?

_____

Alec dostał wpierdziel, ale kto go uratował? Myślicie że to serio Max czy tylko mu się wydaje? Piszcie w komentarzach :) Zapraszam do gwiazdkowania i czytania kolenych moich wypocin, oraz na tumblra dpesg.tumblr.com 
Pozdrowionka :)

Dwa światy: Wojownik Ognia [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz