6. Nie jestem koniuchem

586 64 20
                                    

Wiatr szumiał ponad budynkami, niosąc ze sobą śpiew ptaków, oraz maleńkie liście. Z kominów unosił się szarawy dym, pachnący wędzonką i palonym drewnem.

Tommy zaciągnął się świeżym powietrzem siadając na płytkach dachowych. Przed nim rozlewały się zielone równiny, splamione ciemniejszymi chmurkami lasów. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, ogrzewając twarz Thomasa, ostatnimi ciepłymi muśnięciami swego blasku.

Nastolatek tęsknił za czasami kiedy nie musiał się niczym martwić. Tęsknił za swobodą, jaką dawali mu rodzice, kiedy jeszcze wspólnie mieszkali. Oczywiście Tommy świadomie wybrał życie służąc w wojsku, jednak czegoś mu brakowało.

Miał zdecydowanie wyższe wymagania kiedy tutaj przybył. Na początku myślał, że z łatwością uda mu się dostać do korpusu zwiadowczego, jednak szybko się przekonał, iż na to musi sobie zasłużyć. Tommy zawsze chciał mieć wszystko na już, najlepiej na talerzu. Niestety tutaj musiał przezwyciężyć swoje nawyki.

Przeważnie pomagał mu w tym Kapral Blade. Był bardzo wyrozumiały i cierpliwy; przeważnie właśnie tych cech brakowało ludziom obcującym z Thomas'em. Techno darzył nastolatka wyjątkowym typem sympatii, a Tommy zdawał sobie z tego sprawę. Nigdy nie widział, aby Kapral tak często rozmawiał z jakimkolwiek innym szeregowym. Pierwotnie Thomas uważał tą relację za drogę na skróty, w podróży do objęcia posady zwiadowcy. Dopiero kiedy zdał sobie sprawę iż Blade naprawdę jest świetnym gościem, Tommy zaczął podchodzić do tego bezinteresownie. Jego chęci desperackiego przedarcia się do grona zwiadowców, zaczynały słabnąć, a on sam zaczął uczyć się pokory. Tak jak powtarzał Blade - bez pracy nie ma kołaczy.

No właśnie, Blade. Thomas okropnie się zadręczał, myśląc o stanie zdrowia starszego przyjaciela. Słyszał o tym co się stało. Od wczoraj koczował pod budynkiem szpitalnym, ale nikt nie chciał go dopuścić do Techno. Nawet nie chcieli mu mówić o jego stanie zdrowia.

No tak, pomyślał, pewnie nie uważali mnie za godnego tych informacji.

Nastolatek westchnął cicho i przetarł twarz dłonią. Czuł się beznadziejne. Mimo iż ból głowy dawno temu mu przeszedł, nadal go trochę mdliło na wspomnienie poprzedniej nocy. Obawiał się, że ta noc również będzie burzliwa i zbierze większe żniwo niż ostatnio.

Co by zrobił gdyby stracił Tubbo? Nie wiedział. Nawet nie chciał o tym myśleć. Toby (bo tak się właśnie nazywał jego przyjaciel) był jedną z najważniejszych dla niego osób. Chłopcy zawsze się nawzajem wspierali i niemalże wszędzie trzymali się razem. Thomas znał się z Toby'im zanim wspólnie trafili do wojska, jednak Thomas ze względu na swój wiek, został zrekrutowany rok po przyjacielu. Tommy'emu nie przeszkadzał taki układ rzeczy. Szczerze to bardzo się cieszył iż Tubbo się powodzi i że został jego zastępowym. Chłopak wiedział, że nie musi rywalizować z przyjacielem, ponieważ znał jego zamiary; Tubbo chciał zostać w przyszłości Kapitanem jakiegoś oddziału lub zwyczajnym notariuszem, w momencie w którym Thomas chciał zostać zwiadowcą, a może i nawet Kapralem oddziału zwiadowczego.

Tommy potrząsnął głową, odrzucając od siebie wszystkie wspomnienia. Powinien zająć się czymś pożytecznym.

Nastolatek ostrożnie wstał z miejsca i złapał się szczytu dachu, gdzie znajdowało się załamanie. Ostrożnie usiadł na płytkach po drugiej stronie dachu i zjechał tyłkiem w dół, hamując dłońmi, rozkładając je lekko. Kiedy znalazł się na końcu dachu, złapał się rynny i ostrożnie zeskoczył na trawę. Tommy wytarł dłonie o brudne spodnie i ruszył w stronę jadalni. Był już trochę głodny, więc był to dla niego najlepszy kierunek, w którym mógł się teraz udać.

ᴄᴢᴀsʏ ʙᴇᴢᴋʀᴏ́ʟᴇᴡɪᴀ ɪ | DNF | DreamSMP ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz