W zamku od rana wrzało zamieszaniem. Możnowładcy zjeżdżali się ze wszystkich stron państwa, aby zobaczyć na własne oczy koronację ich przyszłego króla, gawiedź w tym czasie pakowała plony na wozy i zmierzała do stolicy, aby po ceremonii móc odprawić festyn, który będzie trwał kilka kolejnych dni. Przez to wszystko służące miały o niebo więcej pracy, a ich narzekania można było usłyszeć w zamkowych kuchniach, obok krużganków, a nawet i w łaźniach. Było wielu takich, którzy chcieli ulżyć kobietom, jednak ich chęci kończyły się wraz z zobaczeniem obromu pracy, jaki mają do wykonania.
George zaś był od świtu adorowany w swojej komnacie przez zgraję pokojówek i stylistek, które upiększały go na wszystkie znane im sposoby. Przebierały go, myły, czesały, nawet potraktowały go pudrem, a to wszystko po to aby wyglądał zjawiskowo w tak ważnym dniu. Lore czuł się jak laleczka, którą można się bawić, przebierać, malować, a na końcu wyrzucić do rynsztoku. Było mu cholernie przykro z powodu swojej nieudolności i braku wiedzy na wiele tematów, które będą go czekały w przyszłości. Wiedział, że nie jest dobrym kandydatem na króla i to jedynie jego rzekome dobre pochodzenie było jedyną predyspozycją na to stanowisko w jego przypadku.
Gdy kobiety dały mu chwilę świętego spokoju, do jego komnaty wparował Clay, ubrany w odświętny mundur.
— Dzień dobry, George — przywitał się pośpiesznie, stając w progu. — Jesteś już gotowy? Zaraz przyjdą kapłani i straż, aby cię zaprowadzić do katedry. Przyszedłem cię skontrolować.
— Tak szybko? — zdziwił się, poprawiając kołnierzyk koszuli. Stał przed lustrem co rusz poprawiając opinające szaty. — Katedra gdzie jest? Ostatecznie nikt mi jej nie pokazał.
— Trudno powiedzieć. Jak wychodzisz z fortu zamkowego i kierujesz się w stronę miasta to przy rynku jest ratusz, a obok nieco wyższy budynek, z ozdobnym dachem i witrażami. Chyba nie widać tego przez twoje okno, ale to jest jakieś dziesięć minut drogi stąd — wyjaśnił. — Zwykle chodziliśmy tylko w stronę wsi, przepraszam, że nie pokazałem ci więcej.
— Nic nie szkodzi — machnął dłonią i odwrócił się przodem do przyjaciela. — I jak wyglądam?
Clay wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, nie wiedząc co powiedzieć. Bardzo podobał mu się ten widok, co można było wywnioskować z jego powiększającego się uśmiechu i lekkiego rumieńca, który wkradał się na jego poliki.
— Wyglądasz zjawiskowo — powiedział szczerze i podszedł do niego, kładąc czule dłoń na jego policzku. — Ale zdecydowanie bardziej mi się podobasz w codziennych ubraniach, kiedy chodzisz ze mną na spacery, albo kiedy zbierasz kwiaty.
Serce George'a zabiło mocniej na te słowa, ale ostatecznie nie dając się zwieść jedynie przewrócił oczami.
— Jesteś nienormalny — mruknął, kiedy Clay zbliżył się do jego twarzy, chcąc go ucałować. — Czekaj, jeszcze ktoś nas zobaczy — upomniał go i odsunął od siebie delikatnie.
— Po koronacji powiesz to samo?
— Oh, odczep się — parsknął nerwowym śmiechem.
— Dlaczego udajesz, że nic się nie stało? — zaśmiał się cicho Clay, przyglądając mu się uważnie.
—To tylko stres, wybacz. Wiesz już może kto przyjechał? Czy jest ktoś z Pogtopii, albo L'Manberg?
CZYTASZ
ᴄᴢᴀsʏ ʙᴇᴢᴋʀᴏ́ʟᴇᴡɪᴀ ɪ | DNF | DreamSMP ✔️
Fanfic„- Chciałbym aby Clay patrzył na mnie tak, jak patrzy nocami na księżyc. Chciałbym aby tęsknota i zachwyt rozrywały jego serce, aby jedynym ukojeniem dla niego były me ramiona, jedynym lekarstwem na zmartwienia był mój głos, a obietnicą szczęścia mo...