10. Bez L'

534 58 34
                                    

Tommy siedział na ławeczce w ogrodzie, obserwując jak jego przyjaciel ostrożnie wpuszcza pszczoły do ula. Ten dzień był bardzo ciepły, ale wietrzny, przez co nieco przydługie włosy Tommy'ego przez cały czas wlatywały mu w oczy.

Mijały już cztery dni od momentu wdarcia się intruzów do osady. Tommy z każdym dniem stawał się coraz bardziej poirytowany i nerwowy. Chciałby aby jego szkolenie mogło dobiec końca; prawdopodobnie zaraz po zakończeniu treningów udałoby mu się dostać do drużyny Kaprala Blade. A teraz? Teraz przez to całe zamieszanie, zamiast spędzać czas w salach lekcyjnych, Tommy razem z innymi rekrutami albo ćwiczyli na dworzu sztuki walki, albo zajmowali stanowiska na warcie, aby nauczyć się czujności i koncentracji. Niestety Thomas nie był dobrym wartownikiem, ponieważ potrzebował dużo ruchu i bodźców, a w ciasnej wieżyczce wartowniczej jedyne co mógł robić to liczyć ilość cegieł, albo schodów (co już kilka razy zrobił).

Słońce dopiero zaczynało swoją wędrówkę po nieboskłonie, ale z centrum osady już było słychać odgłosy pracy i ćwiczeń żołnierzy. Z racji dobrych wyników w nauce Tommy'ego, chłopak pozwolił sobie na opuszczenie pierwszych zajęć praktycznych. Jakoś nie miał na to ochoty, zwłaszcza, że z utęsknieniem wyczekiwał Kaprala Blade, który w przeciągu kilku najbliższych dni powinien wrócić do punktu wojskowego.

— Thomas — zaczął Tubbo, zamykając ul, w którym wesoło bzyczały pszczoły. — Dlaczego masz taką minę?

Taką, to znaczy? — uniósł jedną brew, obserwując jak przyjaciel siada obok niego na ławeczce.

— Nie wydajesz się być zadowolony. Martwisz się o Phila? Nie przejmuj się, poradzą sobie, jestem pewien, że już jutro tutaj będą. Kto wie, może nawet wrócą z George'em.

— Nie, Tubbo, nie o to chodzi. Po prostu szkoda, że przez tą całą sytuację nasze szkolenie zostało częściowo wstrzymane. Zamiast nadrabiać materiały naukowe, teraz zajmujemy się okładaniem kijami.

— Mi to odpowiada. Jakoś odrabiane tony prac pozalekcyjnych nie jest moją ulubioną rzeczą na świecie — chłopak wzruszył ramionami.

— Domyślam się i jestem też pewien, że profesorom nie uśmiecha się sprawdzanie twoich wypracowań — prychnął Tommy, przypominając sobie tragiczny charakter pisma Toby'ego i błędy ortograficzne, które notorycznie wdzierały się do jego rozprawek. Thomas często pomagał przyjacielowi w pisaniu, jednak jego szczere chęci i tak nie były wystarczające, aby naprostować Tubbo.

Toby zaśmiał się cicho i zerwał z ziemii różowy kwiat koniczyny, od razu zaczynając wyrywać z niego rurkowe kwiatki.

— Tommy? Czy myślisz, że-

Niespodziewanie do ich uszu dobiegł krzyk wartownika, informujący o powrocie zwiadowców. Podniecony Thomas bez wahania zerwał się na równe nogi, zaskoczony tak szybkim powrotem miniaturowego oddziału do osady. Dopiero po chwili Tommy zdał sobie sprawę z tego, że Tubbo chciał coś powiedzieć.

— Co mówiłeś?

— Nie ważne już — zniechęcony chłopak strzepnął z kolan resztki kwiatka. — Później pogadamy, a teraz leć do Phila i Techno.

— Dobra, do zobaczenia! — zawołał Tommy, biegnąc już w stronę dziedzińca.

Thomas wbiegł między budynki szczerząc się jak głupi. Bardzo chciał się dowiedzieć jak poszła zwiadowcom wyprawa. Dla blondyna te wszystkie wypady brzmiały tak magicznie i bajkowo, że aż podświadomie pragnął aby i tym razem tak było. Liczył na opowieści o zażartych walkach, bohaterskich czynach i zwycięskich zagraniach; tak jak zawsze było.

ᴄᴢᴀsʏ ʙᴇᴢᴋʀᴏ́ʟᴇᴡɪᴀ ɪ | DNF | DreamSMP ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz