Zakapturzony mężczyzna patrzył czujnym wzrokiem na rozżarzoną pochodniami osadę wojskową. Pierwszy raz widział w tych okolicach jakiekolwiek zabudowania, dlatego jego ciekawość tylko wzrastała. Nie była to jego dziewicza misja, co to to nie, po prostu nie spodziewał się wcześniej iż o tej godzinie w osadzie będzie się jeszcze toczyło szczątkowe życie.
Flagi L'Manberg, pomyślał dostrzegając falujące nad drewnianymi budynkami charakterystyczne dla tej nacji materiały. Młody mężczyzna parsknął cichym śmiechem i założył na twarz białą maskę. Był pewien, że to właśnie o tym miejscu mówił jego przełożony - Schlatt.
Młody mężczyzna wyciągnął zza paska fiolkę wypełnioną granatową cieczą. Otworzył ją jednym sprawnym ruchem i wypił całą jej zawartość. Gorzki płyn spłynął powoli po ściankach jego gardła, powodując u młodzieńca ciche kasłanie. Nagle jego wzrok się wyostrzył, a otoczenie rozjaśniło. Las oraz łąki na których zbudowana była osada, były tak jasne, jakby właśnie teraz wzeszło słońce.
Przetarł oczy, cicho sycząc. Jeszcze nie przywykł do tego typu napoi i ich nagłego działania.
Słysząc szelest gałęzi tuż za swoimi plecami, zerknął w tamtym kierunku. Jego ciało spięło się, a ręka automatycznie ruszyła w kierunku topora, umocowanego na jego plecach.
— Clay?
Widząc znajomą ciemną czuprynę, uśmiechnął się z ulgą.
— Sapnap — mruknął pod nosem i machnął towarzyszowi ręką na powitanie.
— Obecny — kiwnął mu głową. Chłopak ubrany był w białe, wygodne ubrania, oraz lekką zbroję, mającą ochronić go od ciosów nieprzyjaciół. Na głowie zawiązaną miał chustę, chroniącą jego oczy przed włosami. — Zaraz wybije północ. Według Darryla już za kilkanaście minut l'menberczycy otworzą bramy, aby wpuścić zwiadowców.
— Który dowódca wraca? Knur? — zapytał Dream, z głęboką nadzieją iż to właśnie mężczyzna o świńskich atrybutach opuści na noc osadę.
— Niestety ale to Wieprz wraca ze swoim oddziałem — westchnął Sapnap, przeczesując ciemne włosy. — Miejmy nadzieję, że ino jest zmęczony podróżą i nie zauważy naszych działań.
— Cholera — przeklął przykładając zaciśniętą pięść do ust. — Już wolałbym walczyć z wypoczętymi wojownikami, a nie bandą prosiaka. Nie mamy już czasu na odwrót. Halo i Quackity są już na swoich stanowiskach, są zbyt daleko aby ich teraz powiadomić o ewentualnym odwrocie — przeanalizował sytuację mężczyzna.
— Masz ino dwie minuty do wymarszu — przypomniał mu Sap. Brunet w tej sytuacji nie musiał się o nic martwić, otóż tej nocy jego zadaniem było krycie tułów i informowanie towarzyszy o ewentualnym zagrożeniu.
— Nie mamy wyboru, musimy kontynuować. Ja ruszę na wieżę i do stajni, tak jak ustalaliśmy. Obserwuj Quackity i Halo, oni będą mnie osłaniać, jeśli zrobi się niebezpieczne pomóż im się ewakuować — nakazał mężczyzna i wstał z miejsca biorąc do ręki swój topór.
— A co z tobą? — zająknął się jego towarzysz.
— O mnie się nie martw, potrafię się sobą zająć — podciągnął lekko maskę do góry i posłał przyjacielowi zadziorny uśmiech. — Do zobaczenia w domu, na śniadaniu — zasalutował i biegiem ruszył w stronę osady, wcześniej rozbijając pod swoimi nogami miksturę maskującą wygląd.
CZYTASZ
ᴄᴢᴀsʏ ʙᴇᴢᴋʀᴏ́ʟᴇᴡɪᴀ ɪ | DNF | DreamSMP ✔️
Fanfiction„- Chciałbym aby Clay patrzył na mnie tak, jak patrzy nocami na księżyc. Chciałbym aby tęsknota i zachwyt rozrywały jego serce, aby jedynym ukojeniem dla niego były me ramiona, jedynym lekarstwem na zmartwienia był mój głos, a obietnicą szczęścia mo...