5.

595 24 6
                                    

! JESTEŚ OSOBĄ WRAŻLIWĄ - NIE CZYTAJ !

- Nieźle... - powiedziałam przechodząc przez ulicę i patrząc na okazały, zielony żywopłot mierzący koło trzech metrów, a po środku była, czarna jak smoła brama. Podeszłam do niej, lekko ją pchnęłam i przecisnęłam się przez małą szparę na posesję. Droga do domu była z białej kostki brukowej co tylko podkreślało elegancję właściciela. Po lewej była wielka altana, a po prawej stały ozdobne rzeźby. Po chwili podeszłam do wielkiej fontanny, która stała na środku okrągłego podjazdu do domu. Poprawiłam się w odbiciu, podeszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek, a po chwili rozległ się tragiczny dźwięk, że aż zatkało mi uszy.

- Co Cię tu sprowadza? - otworzył mi mężczyzna o ciemniejszej karnacji.
- Ja... - zaczęłam i wyjęłam speszona wizytówkę ojczyma.
- Szefa nie ma niestety w domu. - schował karteczkę do kieszeni marynarki.
- Oh r-rozumiem. - zająkałam się i już chciałam odejść, gdy...
- Czy mogę Ci... - przerwał mu jakiś krzyk z innego pokoju.
- Kto to? - usłyszałam niski głos, jakby mi znajomy, ale nie mogłam go dokładnie zindentyfikować.
- To do twojego ojca. - odpowiedział poważnym tonem.
- Niech wejdzie. - powiedział głos, a mężczyzna przepuścił mnie w drzwiach, abym weszła do ogromnej białej willi.

Po chwili zamknął drzwi na pięć zamków, a następnie mnie zaprowadził do salonu gdzie siedział, jak się domyślałam, syn mojego klienta. Rozglądałam się przy okazji i willa była nie dość, że duża to bardzo wysoka. Sufit podtrzymywały kolumny, a na zabytkowych meblach stała cholernie droga chińska porcelana.

- Tutaj. - mężczyzna wskazał na salon, a ja zobaczyłam chłopaka grającego w jakąś grę na ogromnym telewizorze.
- Odejdź. - powiedział chłopak, a mężczyzna na mnie spojrzał.
- Ale... - zaczął.
- Nie zrozumiałeś czegoś? Mam może powtórzyć? - zapytał odwracając się, a ja zobaczyłam osobę, z którą nie chciałam mieć styczności nigdy w życiu.
- Nie... - powiedziałam. - Proszę zostać, błagam. - złapałam mężczyznę za rękaw.
- Odejdź. - chłopak powtórzył, a mężczyzna posłał mi smutne spojrzenie i odszedł.
- Czego chcesz Taehyung? - warknęłam.
- Czego szukasz w moich skromnych progach? - zapytał, wskazując ręką wokół nas.
- Nie twój interes. - powiedziałam ciszej.
- Nie dosłyszałem. - zaśmiał się.
- Lepiej już pójdę. - uśmiechnęłam się i dałam nogi do drzwi. Krzyknął, że mam zostać, jednak go nie posłuchałam. Wpadłam na drzwi i bezsilnie próbowałam  je otworzyć.
- Seulgi. - złapał mnie za bolącą ręką na co głośno syknęłam z powodu przeszywającego bólu.
- Boli? - ścisną mocniej na co się skrzywiłam.
- A jak myślisz? - przewróciłam oczami, a on pociągnął mnie w stronę kuchni.

Następnie złapał mnie za biodra i posadził na blacie wyspy, byłam zaskoczona tą sytuacją. Odsłonił rękaw patrząc na zewnętrzną stronę mojego przedramienia i odchylił głowę do tyłu.

- Czy ty myślisz? - zapytał i spojrzał mi w oczy, czułam jak przeszywa moje ciało wzrokiem.
- Tak... - odpowiedziałam ciszej, wiercąc się i uciekając gdzieś wzrokiem.
- A kurwa jakoś nie widzę... - dopowiedział wyjmując z szafki apteczkę.

Gdy podszedł to rozsunął mi nogi na boki, na co się spięłam i stanął pomiędzy nimi. Nałożył maść na swój palec i rosmarował go na mojej ręce. Następnie wtarł jakiś krem, potem posypał jakimś proszkiem, a po chwili dał na to gazę jałową i obandażował.

- Lekarzem nie jestem, ale to raczej powinno pomóc. - powiedział i wyrzucił papierki do śmieci.
- Dzięki. - powiedziałam, szybko zsuwając rękaw bluzy. Mam nadzieję, że nie widział...
- Jesteś głodna? - zapytał i wyjął zapiekankę z lodówki.
- Nie. - odparłam, a kłamstwo wyczułoby nawet trzy letnie dziecko.
- Tak... jasne. - powiedział i włożył drugą do piekarnika. - To Ty jesteś od tego nowego?
- Zależy co masz na myśli. - usiadłam na krześle.
- Sprytne. - zaśmiał się z mojej durnej "pyskówki". - Ostatnio Jin się na Ciebie gapi, znacie się prywtanie? - wyjął talerze z dolnej szafki.
- Nie wiem czemu i nie, nie znamy się prywatnie. - zabrzmiałam bardzo pewnie z czego byłam dumna.
- Oh a przypadkiem nie jesteś jego byłą Seulgi? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co Cię łączy z Irene? - zmieniłam temat wspominając o byłej przyjaciółce... co ja wyprawiam?!
- Dobry seks. - oblizał usta, a mnie wzięło na wymioty.
- Wolałam chyba nie wiedzieć. - zakryłam dłonią usta, by dobitnie podkreślić moje słowa.
- Czemu? - zaczął się niebezpiecznie zbliżać przez co od razu straciłam pewność siebie, nie wiem czemu tak na mnie działał.
- Bo... - szukałam sensownej wymówki, próbowałam skleić jakieś zdanie, ale nie mogłam. Zaczął jeździć palcami po moich plecach co mnie jeszcze bardziej dekocentrowało.
- Ja chyba wiem czemu... - nachylił się w moją stronę i delikatnie zaśmiał się do mojego ucha. - Bo Ciebie jeszcze nikt tak porządnie i dobrze w życiu nie zerżnął jak ja Irene. - odepchnęłam go od razu po tym zdaniu.
- Jesteś obrzydliwy. - wystawiłam język pokazując mu jak bardzo zniesmaczona jestem. Nie chciało mi się tu siedzieć, jednak wiedziałam jak znowu skończy się moja debilna ucieczka. Przynjamniej tu było ciepło...

Kim Taehyung - Destroy drugs!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz