Cisza przed burzą

1.5K 85 45
                                    

Gdyby kiedykolwiek udało się wejść jakiemuś mugolowi do tego magicznego miejsca, zapewne pomyślałby, że to sen. Niezrozumiałe krzyki docierały w najodleglejsze zakątki Zakazanego Lasu powodując, że nawet obojętne na wszystko centaury wiedziały, że Ślizgoni pokonali Krukonów i tylko osiem egipskich plag, razem z otwartą puszką Pandory mogłyby spowodować, że Puchar Quidditcha w tym roku, nie znajdzie się na biurku Severusa Snape'a. A trzeba wiedzieć, że pomimo całej antypatii do głównego sprawcy tego wydarzenia, Harry'ego Pottera - Black, nawet wspomniany mężczyzna spojrzał łaskawym okiem, gdy ten schwytał znicz.

- Harry! Harry! - skandował tłum w zielonych szalikach, jakby chciał pokazać swoją radością, że wszystko zostało już przesądzone.

- Gdzie jest Harry? - słowa mężczyzny w średnim wieku cudem przebiły się przez chaos, jaki panował na trybunach.

- Kiepski z ciebie ojciec, Black - skomentował inny mężczyzna o jasnych włosach - już zgubiłeś dzieciaka, a jesteś jego prawnym opiekunem dopiero tydzień.

- Opiekunem, nie ojcem - prychnął Black, ale nie mógł ukryć uśmiechu jaki wkradał się na jego usta.

I nie wiedział czy to z powodu nazwania go ojcem Harry'ego czy wygranej swojego podopiecznego. Osobiście stawiałby na to pierwsze, ponieważ byłby niezwykle szczęśliwy mając takiego syna. Ale był przecież James - prawdziwy tata, który oddał za swojego syna życie. Nigdy nie poprosiłby, aby Harry zaczął go tak nazywać.

- Widział pan Draco? - zapytała dziewczyna, podchodząc do nich.

- Niedawno go widziałem, Pansy - odpowiedział jasnowłosy mężczyzna, szukając swojego syna w tłumie uczniów na boisku.

- O, zgubiłeś kogoś? - zauważyłem złośliwie Black.

- Widział ktoś Harry'ego? - zapytała kolejna osoba, z trudem podchodząc do miejsca na trybunach, jakie zajmowali rodzice i opiekunowie.

Większość z kibiców, próbowała raczej dotrzeć na boisko niż wspinać się w górę schodów. Za nią podążało dwoje chłopców. Pierwszy z nich miał rude włosy, a drugi czarne. Trzymali się za ręce.

- Niezły mecz, prawda ojcze? - zapytał czarnowłosy. - Widziałeś Draco? Gdzieś przepadł po meczu.

- Ośmielę się twierdzić - wtrącił mężczyzna o haczykowatym nosie - że zniknął gdzieś razem z Potterem.

- Aaa, rozumiem - powiedział czarnowłosy, uśmiechając się znacząco do swojego towarzysza. - Świętują - zaśmiał się.

- Wolfram - skarcił go mężczyzna o jasnych włosach - nie bądź wulgarny.

Znajdujące się w pobliżu osoby, zaśmiały się cicho.

Stadion pustoszał powoli, a uczniowie wracali do zamku, w którym znajdowała się ich szkoła. Młodzież śmiała się radośnie, powtarzając i komentując coraz ciekawsze elementy meczu i nawet Krukoni musieli uznać, że rozgrywka była na niezwykle wysokim poziomie. W tym wypadku przegrana wcale nie smakowała tak gorzko. Wciąż mieli szansę na drugie miejsce.

Zbliżający się wieczór był dobrym momentem do świętowania dla wszystkich uczniów, niezależnie od tego, do jakiego Domu należeli. Każdy chciał czasami odetchnąć od szkolnych obowiązków. Każdy, z wyjątkiem jednego ucznia, który nie pojawił się nawet na meczu. Korzystając z opustoszałego zamku ponownie zagłębił się w jego tajemnice, schodząc do miejsca, gdzie obecnie wstęp miały jedynie dwie żyjące osoby. On i Harry Potter.

Błysk zielonego światła- drarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz