Ron szedł do swojego Pokoju Wspólnego. Oczywiście tuż za nim podążał Wolfram, jako nieodłączna część jego osoby od jakiegoś czasu. Zostawiał go w spokoju tylko na czas ciszy nocnej! Można byłoby takie zachowanie uznać za uciążliwe, gdyby rudzielcowi nie podobało się to zainteresowanie ze strony Malfoya. Był ciekawy, jak daleko ten się posunie, gdy on będzie udawał, że nic nie rozumie. Cholernie ciekawy.
Zatrzymał się tuz przed obrazem, za którym znajdowało się przejście do salonu Hufflepuffu. Obrócił się do młodszego chłopaka i spojrzał na niego złowrogo.
- Zamierzasz wejść za mną do środka? - zapytał. - Wciąż nie mam zamiaru podawać ci naszego hasła.
- Och, Roniaczku... - zaczął szatyn uśmiechając się szeroko. Wolfram zawsze nazywał go tak, gdy chciał go na coś namówić. Ten sam zwrot, firmowy uśmiech, a następnie propozycja spędzenia wspólnie czasu, czasami nawet więcej niż raz dziennie. Za każdym razem było to inne miejsce i rudzielec z pewnością nie mógł narzekać na nudę. Od kiedy tylko Potter wyjechał, zdołali już udać się dwukrotnie do Hogsmade. Wolfram zabrał go do jakiegoś nieznanego rudzielcowi pubu oraz na kręgle, które jak sam szatyn zapewniał, były sportem popularnym również u mugoli. Niemagiczni używali jednak jakiś skomplikowanych maszyn, które sprawdzały ile kręgli zostało zbitych, a tutaj każda sztuka oznajmiała swoje strącenie niewielkim wybuchem. Rozegrali także dwuosobowy mecz quidditcha, ale najciekawszą rzeczą, jaką pokazał mu Wolfram był niezwykły pokój. Ron mógłby przysiąc, że sam zmieniał swoje wyposażenie. Za pierwszym razem natrafili na komnatę pełną czarodziejskich gier, a gdy, jak mu się zdawało, poszli tam drugiego dnia, pokój wypełniony był pamiątkami i plakatami jego ulubionej drużyny quidditcha. Był niemal pewny, że było to to samo pomieszczenie, a Wolfram nie miał raczej możliwości zorganizowania tak różnych przedmiotów, w tak szybkim czasie. - Może miałbyś ochotę zobaczyć, co porabia Harry?
- Co? - Tego się nie spodziewał. Chłopak zawsze proponował przeróżne miejsca, ale przecież salony Domów były ziemią zakazaną dla pozostałych uczniów. Tak było od wieków, kiedy tylko istniał Hogwart, prawda? Na początku wspólne posiłki, a teraz przyjacielskie, między domowe wizyty? Właściwie to brzmiało to nawet całkiem zabawnie. Postanowił zaryzykować. - No... W sumie dawno się już z nim nie widziałem. Chętnie pograłbym w eksplodującego durnia, czy coś.
- W takim razie załatwione! - Ron udawał, że nie zauważył ręki, która zacisnęła się na jego nadgarstku i pociągnęła w stronę lochów. Dotyk jednakże był ciepły i niezwykle przyjemny. Nie mógł tego nie odczuć.
Weasleyowi przez myśl przeszło, że musi być bardzo późno, ponieważ niewiele osób kręciło się po korytarzach. Wcześniej, zaraz po kolacji, wybrał się na pozornie samotny spacer po błoniach, a następnie krążył po zamku, udając, że nie widzi swojego cienia. Podobało mu się takie spędzanie wolnych popołudni. Niekiedy jednak zdawało się, że obaj tracili poczucie czasu.
Zaśmiał się w duchu. Całe to przedstawienie nie trwało dłużej niż cztery, może pięć dni, a on miał wrażenie, że tak było zawsze. Jego pobyt z Harrym i Hermioną w Domu Lwa wydawał się teraz taki odległy. SUMy nie mogły odbywać się zaledwie tydzień temu, prawda?
Usłyszał hasło Slytherinu: królowie świata. Zamiast się skrzywić, uśmiechnął się pod nosem. Jakoś go to nie zdziwiło.
Gdy przechodził przez Pokój Wspólny, po brzegi wypełniony Wężami, ciągnięty przez Malfoya, wszyscy przyglądali im się z nieukrywaną ciekawością. Doszli do szeregu dormitoriów i stanęli przed drzwiami, które wydawały się bardziej ozdobione od pozostałych.
CZYTASZ
Błysk zielonego światła- drarry
Fiksi Penggemar¤ (¯'☆✭.¸)¤ . ¤ (¯'☆✭.¸)¤ Harry odczuwa depresyjne skutki używania czarnej magii. Gdy po wakacjach trafia do Hogwartu, przy przydzielaniu do domów dzieje się coś niespodziewanego... I co z tym wszystkim wspólnego ma Nevill? ¤ (¯'☆✭.¸)¤ . ¤ (¯'...