Wyklęci 2

681 40 55
                                    

- Happy Birthday to you... Happy Birthday to you... Happy Birthday, dear Emma... Happy Birthday to you... - Nuciłam pod nosem, zdejmując kolejne świeczki z pozostałości tortu czekoladowego.

Urodziny skończyły się pół godziny temu. Dziadkowie wyszli, życzyli mi jeszcze raz wszystkiego dobrego i klęli na moich rodziców i rodzeństwo, których z nami nie było. Parsknęłam pod nosem. A z czyjej winy? Z Victora. Walczyli z całym arsenałem akum wysłanym do małego miasteczka pod Paryżem. A że nie mieli już Miraculum konia, to podróż w jedną i drugą stronę trochę musiała im zająć. Przynajmniej tyle, by jeszcze przed urodzinami Rebeka mogła wpaść po moje ostatnie rzeczy, które w ostatniej chwili namyśliłam się stąd zabrać.

Wyrzuciłam świeczki do kosza. Duusu przyleciała z salonu, gdzie zrobiła sobie drzemkę.

- Wydaje mi się, że lada chwila wrócą. Masz wszystkie potrzebne rzeczy?

- Wszystko już dałam Rebece - odparłam pewnie, gdy schowałam ćwiartkę tortu do lodówki.

- Rodzice na pewno nie znaleźli podania do tej szkoły?

- Za żadne skarby. Wszystko zorganizował tata Victora, podając się za mojego pełnomocnika. Jest rewelacyjnym prawnikiem, co nie?

To prawda. Poznałam tatę Victora jakieś trzy miesiące po tym, jak zaczęłam chodzić z jego synem. Przeniósł się na jakiś czas do nas, do Paryża, a wtedy złapaliśmy całkiem dobry kontakt. Na tyle dobry, że gdy Vic na chwilę wyszedł do sklepu, dostałam błogosławieństwo na zostanie jego synową. Dlatego nie miał za dużych skrupułów, gdy poprosiłam czy jego wspólnicy z kancelarii mogliby załatwić wszystkie formalności, bym przeniosła się do szkoły na południu Francji. Wiedział, że mam problemy z bliskimi, ale szanował moją wolę i nie drążył.

Zawsze jakoś tak jest, że jak zaczyna się układać, to coś musi się zepsuć. Nie mogliśmy z Victorem cieszyć się z rosnącej sympatii wobec Wyklętych, nie mogliśmy świętować, że zdał na drugi rok studiów, a nawet radość z pójścia razem na mój jesienny bal nie trwała dłużej niż jeden dzień. Okazało się, że u taty Victora zdiagnozowano raka trzustki.

Czy to okrutność losu? Jakaś chora karma za to, że Vic zrobił w życiu jeden błąd i ukradł broszki? Raptem dwa lata temu pogodził się z ojcem, czy naprawdę już musi oswoić się z myślą, że niedługo go straci?

Duusu przysiadła mi na ramieniu. Pogładziłam ją palcem po małym czółku.

- Jesteś przekonana na sto procent?

- Tata Victora chce wrócić w swoje rodzinne strony i tam dożyć ostatnich dni. Vic chce być z nim do końca, a ja chcę być przy nim.

- Ale możliwe, że nie zobaczysz już swojej własnej rodziny.

- Nie, żebyśmy teraz widywali się jakoś regularnie.

- Emmo.

Westchnęłam. Wiedziałam, że Duusu chciała dla mnie jak najlepiej, ale denerwowało mnie, że ciągle poddawała moją decyzję o wyjeździe z Victorem w wątpliwość. Zresztą, co miałabym zrobić? Zostać tutaj, w pustym domu, kiedy reszta mojej rodziny integrowała się podczas wspólnych misji?

- To Victor i jego tata są moją rodziną - odpowiedziałam. - Rebeka... obiecała wpadać do mnie w weekendy. Dzięki Kaalki nie będzie to trudne.

Mimo tych słów, nie wyszłam z domu jak było w planie. Usiadłam przy stole w kuchni. Nalałam sobie resztkę szampana. Legalnie. Nie czułam się jakoś inaczej, gdy wzięłam mały łyczek. Przed urodzinami, po... Smakowało tak samo.

Otworzyły się drzwi wejściowe. W holu zrobiło się głośno jak na bazarze. Wypiłam cały kieliszek. Odstawiłam go na blat trochę mocniej niż powinnam. Może trzeba było wyjść nim wrócili. Z dziadkami się pożegnałam, podobnie z nauczycielami i kolegami z klasy. A oni...

Ukryta w CieniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz