It's about to be legendary

834 45 5
                                    

Tego pamiętnego dnia, gdy miałam wątpliwą przyjemność stać się po raz pierwszy Jaye Dean, podążyłam za moim wybawicielem do kawiarni. Zasiadłam przy wskazanym przez niego stoliku i poczekałam aż złoży dla nas zamówienie. Drżałam jeszcze cała od spojrzenia śmierci w oczy. Z włosów skapywały mi krople wody. Powiesiłam mokry i ubrudzony błotem płaszcz na oparciu krzesła. Nie lepiej byłoby uciec, póki nie patrzy?

Mężczyzna stanął bokiem, składając zamówienie, jakby usłyszał moje myśli. Zaraz przysiadł się naprzeciwko mnie. Odetchnęłam cicho. Nie zrobi mi nic przy świadkach, prawda?

– Skąd zna pan moje imię?

– Wiem wiele rzeczy – odparł. – Taka już moja praca.

– Niech zgadnę. Jest pan reporterem Życia Gwiazd czy innego magazynu, tak? Zostanie panu wytoczony proces za nachodzenie mnie, o ile w tej chwili nie zostawi mnie pan w spokoju.

Mój rozmówca uśmiechnął się z politowaniem.

– Pracuję dla rządu, panno Agreste.

Moja jedyna do tej pory styczność z rządem dotyczyła złożenia wniosku o nowy paszport, a teraz wysłali do mnie swojego człowieka? Kurczę, nawet nie będę musiała iść do urzędu go odebrać. Faktycznie wychodzą obywatelowi naprzeciw.

– Przykro mi, że nasze spotkanie wypadło zaraz po twojej akumanizacji – wcale nie brzmiał, jakby rzeczywiście tak się czuł – lecz nie mam czasu do stracenia. Twoi rodzice – urwał, bo kelnerka postawiła przed nami napoje. Sięgnął po swoją herbatę.

– Moi rodzice z pewnością się o mnie martwią – odparłam spokojnie. – I zastanawiają się, gdzie jestem.

– Twoi rodzice właśnie kontaktują się z policjantem, żeby złożyć raport z przebiegu twojej akumanizacji. Standardowa procedura, nudna i żmudna. Mamy jeszcze chwilę, nim zaczną cię szukać. – Zastygłam z kubkiem pełnym gorącej czekolady tuż przy ustach. – Darujemy sobie teatrzyk, że nie masz pojęcia, o czym mówię? Naprawdę, dla mnie czas to pieniądz.

– Mogę zobaczyć pańską legitymację?

Rzucił ją od niechcenia na stolik. Dokładnie ją sprawdziłam. Daniel Montrose. Z trudem zapanowałam nad wyrazem twarzy, gdy zobaczyłam, gdzie dokładnie pracował. DGSI. Generalna Dyrekcja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Oddałam mu dokument.

– Nie próbuj się wykręcać od odpowiedzi – ostrzegł mnie. – Ja już o wszystkim wiem.

– Skoro zna pan tożsamości bohaterów, to czemu nie rozmawia pan z nimi? – spytałam, ogrzewając dłonie o ciepły kubek.

– A co by to dało? Nie posunęlibyśmy się ani trochę do przodu w ujęciu Władcy Ciem. Jednak ty możesz mi pomóc, panno Agreste.

– Jak?

– Odkąd poznałem tożsamości bohaterów, wysłałem ludzi, by mieli was na oku. Doniesiono mi, że co rano wypuszczasz z pokoju motyla. Udało im się złapać jednego. Porównaliśmy twojego motyla z oczyszczoną akumą. Zgadnij, co się okazało?

Cholera. Sherlock trafił na Moriartiego.

– Że są takie same – wyszeptałam.

– Właśnie. Zacząłem się zastanawiać: co córka Biedronki może mieć wspólnego ze złoczyńcą?

– Czy to jest przesłuchanie?

– Odpowiedz na moje pytanie.

Przymknęłam powieki. Nie ma sensu się wykręcać.

Ukryta w CieniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz