« sɪxᴛᴇᴇɴ»

182 28 34
                                    

Konkurs. W dalszym ciągu nie wiem co mnie skłoniło do zgodzenia się, a tym bardziej do zaproponowanie mieszkania razem. Nie myśląc, po prostu zacząłem składać zdanie. Głupie zdanie.

Siedzieliśmy razem w klasie dość długo. Seonghwa opowiadał mi jakie ćwiczenia mogę robić i jak powiedział, były bardzo proste. Są szablony po których mogę nauczyć się podstawowych czcionek.

— Wystarczy, że będziesz dokładnie jeździł po tych śladach.

— Banalne, coś jeszcze?

Nauczyciel wyciągnął ze swojej torby, która wczesniej przyniósł z pokoju nauczycielskiego, kolejny zeszyt ćwiczeń do kaligrafii.

Otworzył na losowej stronie i pokazał mi kolejne czcionki. Znajdowały się tam opisy pokazujące gdzie jaka czcionka najlepiej pasuje.

— Mam się tego wszystkiego nauczyć?

— Nie martw się, tylko najważniejsze.

Wskazał palcem na kilka czcionek, a później wyciągnął z torby pióro z atramentem oraz specjalną, gruba kartkę. Pióro włożył mi do ręki i przysunął pod nos kartkę.

— Spróbuj się tylko podpisać, żebyś mógł odczuć jak się inaczej pisze piórem.

Chwyciłem mocniej pióro i zacząłem pisać po kartce. Uczucie było znajome, ale za razem inne. Wręcz cieszyłem się nim pisać, bardziej niż zwykłym długopisem. Odczuwając radość wymknął mi się lekko uśmiech na twarzy.

— Widzę że tobie też to sprawia przyjemność — Odwzajemnił uśmiech — Możesz zabrać to do akademika, jest twoje.

— Moje? — Zdziwiłem się — Ale to przecież twoje...

— Oddaje ci go — Wstał z krzesła — Jeżeli dzięki temu się uśmiechasz... To mogę oddać ci wszystkie moje pióra.

Te słowa wręcz rozczuliła moje kamienne serce. Zamknąłem pióro i również wstałem z krzesła. Podszedłem do nauczyciela i przytuliłem się do jego pleców.

— Dziękuję... — To były jedyne słowa, które potrafiłem wypowiedzieć w tej chwili.

— Nie dziękuj — Nauczyciel powoli odwrócił się w mija stronę i odwzajemnił swoje objęcie — To ja dziękuję...

— Seonghwa.

— Tak? — Spytał uśmiechając się Jan głupi.

— Jesteśmy w szkole... I to po zajęciach.

Mężczyzna tyko spojrzał na zegarek na nadgarstku i wręcz zamarł. Pokazał mi która jest godzina i również zamarłem. Byli grubo po godzinie osiemnastej.

Zaczęliśmy się szybko pakować, wrzucając niedbale wszystkie rzeczy. Było ich dosyć sporo, ale dzięki temu, że było nas dwóch, spakowaliśmy się w mgnieniu oka.

— Zaprowadzę cię do akademika, tym razem zdążymy — Chwycił za torby i zaczął iść w stronę wyjścia.

— Mam nadzieję.

Wyszliśmy ze szkoły jako ostatni. Nawet nie było sprzątaczki, która zawsze jako jedyna zostawała oo lekcjach. Gdy tylko opuściliśmy teraz szkoły zaczęliśmy biec w stronę bramy od akademików. Całe szczęście brama była otwarta, co oznaczało, że ochroniarze są nadal przy drzwiach wejściowych.

Pobiegliśmy w stronę wejścia, ale żadnych ochroniarzy nie było. Stając przed drzwiami obawialiśmy się jednego, a ci jeżeli znowu będzie zamknięte?

Nie czekając dłużej Park chwycił za klamkę i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

— Otwarte — Nacisnął klamkę i otworzył drzwi na oścież.

ᴅᴇᴇᴘᴇʀ ʙʟɪss | sᴇᴏɴɢsᴀɴɢ ᴛᴏᴍ ɪɪ (✓)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz